Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Proszę usiąść — powiedział doskonałym angielskim. Matt podniósł się z podłogi, ale postanowił nie siadać. Wiedział, z kim ma do czynienia. Z dowódcą sił rosyjskich. Drzwi gabinetu zamknęły się z cichym trzaskiem, lecz jeden z wartowników został w środku. Poza tym wysoki mężczyzna miał pistolet przy pasie. 414 Twarde szare oczy wbiły się w Matta. — Jestem admirał Wiktor Petkow. A pan? Matt zobaczył na biurku swój portfel. Nie było powodu kłamać. Nigdzie go to nie zaprowadzi. — Matthew Pikę. — Agencja Ochrony Ryb i Zwierząt? — W głosie mężczyzny słychać było powątpiewanie. Matt starał się zachować spokój. — Tak wynika z moich dokumentów, nieprawdaż? Jedno szare oko drgnęło. Najwyraźniej rosyjski admirał nie był przyzwyczajony do podobnego zachowania. Jego głos stwardniał. — Panie Pikę, możemy to rozegrać kulturalnie albo... — Czego pan chce? — Matt czuł się zbyt zmęczony, aby bawić się w grzeczności. Nie był w końcu Jamesem Bondem. Twarz admirała poczerwieniała, zacisnął wargi. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, podszedł do niego chłopiec i dotknął jego dłoni. — To dziecko z pojemnika... — wymamrotał Matt. Dłoń admirała otoczyła paluszki chłopca w ochronnym geście. — Żywy dowód sukcesu mojego ojca, który prowadził tu badania. — Pańskiego ojca? Petkow skinął głową. — Był wielkim człowiekiem, jednym z wiodących rosyjskich badaczy Arktyki. Jako kierownik tutejszej stacji zajmował się możliwością zawieszania procesów życiowych przy zastosowaniu kriogeniki. — Przeprowadzał eksperymenty na ludziach. Petkow popatrzył na chłopca. — Teraz łatwo jest tych badaczy osądzać. Wtedy były inne czasy. To, co dziś uważamy za mierzost... za odrażające, wtedy było nauką. — Jego głos złagodniał, słychać w nim było zakłopotanie, ale i dumę. — W czasach mojego ojca, między dwiema wojnami światowymi, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Każdy kraj próbował odkryć coś nowego, stworzyć nową technologię, która zrewolucjonizowałaby jego gospodarkę. Zbliżała się wojna i zachowanie przewagi liczebnej na polu 415 janie mieli pistolety. Matt zastanawiał się, czy nie udałoby mu się wyrwać jednemu z nich broni. Wstał. Nogi mu się trzęsły i omal się nie przewrócił. To by było na tyle, jeśli chodzi o frontalny atak. Machnięto pistoletem, aby wychodził. Prawdopodobnie była to odpowiedź na pytanie Washburn. Chciano ich przesłuchać. A potem? Matt popatrzył na pistolet. Użyteczność więźniów z pewnością na tym się skończy. Za dużo widzieli. Nie pozwolą im żyć. Dwóch wartowników poprowadziło go w głąb poziomu czwartego. Nie szli jednak kolistym korytarzem między przerażającymi zbiornikami, ale wewnętrznym, kończącym się pojedynczym pokojem. Kazano mu wejść do środka. Wszedł do niedużego gabinetu, wyposażonego w mahoniowe meble: duże biurko, regały, szafki. Na podłodze leżała skóra. Z niedźwiedzia polarnego. Z łbem. Jego uwagę natychmiast zwrócił ubrany w zbyt obszerną koszulę chłopiec. Wyglądał w niej jak w sutannie. Klęczał na podłodze, głaskał niedźwiedzia po łbie i szeptał mu coś do ucha. Kiedy Matt wszedł, chłopiec popatrzył na niego. Matt potknął się o skraj dywanu i upadł na kolano. Od razu poznał malca. Jeden z wartowników wrzasnął coś po rosyjsku i złapał Matta za kark. W tym momencie odezwał się nowy głos, zimny, nawykły do rozkazywania. Matt uniósł głowę, by zobaczyć mówiącego. Ze skórzanego fotela podniósł się mężczyzna w czarnym mundurze i machnięciem ręki kazał wartownikowi się oddalić. Był wysoki i miał szerokie ramiona, najbardziej jednak zwracało uwagę co innego — siwe włosy i szare jak burza oczy. — Proszę usiąść — powiedział doskonałym angielskim. Matt podniósł się z podłogi, ale postanowił nie siadać. Wiedział, z kim ma do czynienia. Z dowódcą sił rosyjskich. Drzwi gabinetu zamknęły się z cichym trzaskiem, lecz jeden z wartowników został w środku. Poza tym wysoki mężczyzna miał pistolet przy pasie. 414 Twarde szare oczy wbiły się w Matta. — Jestem admirał Wiktor Petkow. A pan? Matt zobaczył na biurku swój portfel. Nie było powodu kłamać. Nigdzie go to nie zaprowadzi. — Matthew Pikę. — Agencja Ochrony Ryb i Zwierząt? — W głosie mężczyzny słychać było powątpiewanie. Matt starał się zachować spokój. — Tak wynika z moich dokumentów, nieprawdaż? Jedno szare oko drgnęło. Najwyraźniej rosyjski admirał nie był przyzwyczajony do podobnego zachowania. Jego głos stwardniał. — Panie Pikę, możemy to rozegrać kulturalnie albo... — Czego pan chce? — Matt czuł się zbyt zmęczony, aby bawić się w grzeczności. Nie był w końcu Jamesem Bondem. Twarz admirała poczerwieniała, zacisnął wargi. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, podszedł do niego chłopiec i dotknął jego dłoni. — To dziecko z pojemnika... — wymamrotał Matt. Dłoń admirała otoczyła paluszki chłopca w ochronnym geście. — Żywy dowód sukcesu mojego ojca, który prowadził tu badania
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Kiedy jednak z biegiem lat stan rzeczy się coraz bardziej (ustalał, żywioły miejskie zaczynały stawać w coraz wyraźniejszej opozycji do senatu i prezesa Wodzickiego...
- Istnieją jednak legendy My z rasy chap - hopaj - chwatów jesteśmy wielkimi podróżnikami, przemierzaliśmy rozległe obszary od wielu generacji i zebraliśmy owe legendy...
- Palenie marihuany wiąże się wprawdzie w niewielkim stopniu z zażywaniem środków psychotropowych przez rodziców, jednakże to, że twoi rodzice nie zażywają narkotyków,...
- Tarrant Perm wiedział jednak, że Borsk Fey’lya opuścił Coruscant, wychodząc z założenia, że stolica Nowej Republiki może być kolejnym celem ataku wojsk Lorda Vadera,...
- Eksponowane są jednak argumenty związane głównie z pewnymi słabościanń rynkowego mechanizmu alokacji zasobów i w ogóle gospodarki rynkowej...
- Sir John podawał mu już jednak kieliszek szampana i Clinton musiał wznieść toasty, uroczysty za królową i ironiczny za sułtana oraz nowy traktat, zanim...
- Co więcej, była to prawdziwa twarz Klaudii, brzydka, nalana, z zezowatymi oczyma, a jednak w jakiś niepojęty sposób malarka potrafiła oddać zarówno jej prostoduszność,...
- Jednak poza nielicznymi wyjątkami tych poleis, w których szczególnie rozwinęto się rzemiosto (Korynt, Ateny, Syrakuzy), miasto nigdzie nie stato się, nawet w drugiej...
- Biskup Paryża wyrażał jednak przekonanie, że król, który dotąd nie przejmował się anatemą, zechce teraz pojednać się z Kościołem ze względu na rozdzielanie dóbr po albigensach...
- Kto by pomyślał kilka lat przedtem, że ta wspaniała Sabina i jej krewni znajdą się w jednym i tym samym wagonie bydlęcym ze mną i z moimi dziećmi? A jednak było przyjemnie...