Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
— Umysł chłopaka, rozumiesz, jest co nieco pomieszany i dlatego... — Tak. Jest bardzo pomieszany, a to czyni go mniej interesującym. Nie nieinteresującym — jestem pewna, że nie mógłbyś stworzyć nieinteresującej postaci — ale mniej interesującym. I ta profanacja! To słownictwo! To po prostu... Zamyśliła się, karmiąc go automatycznie i ocierając mu usta, gdy wyciekało mu z kącików, prawie na niego nie patrząc; tak jak wprawny maszynista rzadko kiedy spogląda na klawiaturę. Zrozumiał bez trudu, że musiała być pielęgniarką. Nie lekarzem, o, nie — lekarze nie wiedzieliby, kiedy zaczyna wyciekać mu z ust, ani nie byliby w stanie przewidzieć kierunku spływania strużki z tak fenomenalną dokładnością. Gdyby meteorolog przepowiadający tę burzę był choć w połowie tak dobry w swoim fachu, jak Annie Wilkes w swoim, nie tkwiłbym teraz w tym pieprzonym bajzlu — pomyślał z goryczą. — W tym nie ma szlachetności! — krzyknęła nagle, podskakując i niemal rozlewając zupę z kaszą i wołowiną na jego białą, uniesioną do góry twarz. — Tak — powiedział cierpliwie. — Rozumiem, o co ci chodzi, Annie. To prawda, że w postaci Tony'ego Bonasaro nie ma szlachetności. To dzieciak ze slumsów próbujący wyrwać się ze swego środowiska, rozumiesz, i te słowa... wszyscy używają tych słów jak... — Wcale nie! — powiedziała, rzucając mu zakazane spojrzenie. — A jak sądzisz, co ja robię, kiedy idę do sklepu z artykułami spożywczymi w miasteczku? Jak sądzisz — co mówię? Tera, Tony, daj no mi tu, k... coś na ząb, coś, żebym se mogła, do ch... pochlać i dołóż też trochę tych pier... lekarstw. I jak sądzisz, co on mi na to odpowie? — Nieźle, k..., Annie, grypsujesz, ja cię pier..., naprawdę, nieźle. Spojrzała na niego, a jej twarz przypominała niebo, na którym lada chwila mogły pojawić się burzowe chmury. Położył się wygodnie. Był przerażony. Miska zupy, którą trzymała w dłoniach, drżała. Jedna, potem dwie krople skapnęły na narzutę. — A potem idę do banku na końcu ulicy i mówię do pani Bollinger: “Mam tu, k... niezły czek, to mi go k... zrealizuj — dawaj no tu pięćdziesiąt pier... dolców, tylko k... szybko, bo mi się bardzo spieszy”? Czy uważasz, że jak mnie postawili przed sądem w Den... Strumień brunatnej zupy na wołowinie popłynął na narzutę. Spojrzała nań, potem na niego i jej twarz wykrzywił dziwny grymas. — No tak! Zobacz, co przez ciebie zrobiłam! — Przepraszam. Przykro mi. — Pewno, że ci przykro! — krzyknęła i rzuciła miską w kąt, gdzie roztrzaskała się na kawałki. Zupa rozbryznęła się po ścianie. Jęknął. Wtedy się wyłączyła. Po prostu siedziała tam przez chwilę, która z pewnością nie trwała dłużej niż 30 sekund. W tym czasie Paul Sheldon miał wrażenie, że jego serce w ogóle przestało bić. Rozbudziła się trochę i zachichotała. — Nerwus ze mnie — powiedziała. — Przykro mi — powiedział z suchym jak pieprz gardłem. — Powinno ci być — mięśnie jej twarzy znów się rozluźniły. Patrzyła ponuro na ścianę. Pomyślał, że znów ma zamiar się wyłączyć, ale miast tego Annie westchnęła i podniosła się z łóżka. — Nie masz w zwyczaju używać tego typu słów w powieściach o Misery, bo oni po prostu wtedy w ogóle nie znali takiego słownictwa. Nie zostało jeszcze wymyślone. Zwierzęce czasy wymagają zwierzęcego słownictwa, jak sądzę, ale muszę przyznać, że w tamtych czasach było o wiele lepiej. Powinieneś pozostać przy swoim cyklu o Misery, Paul — mówię poważnie. Szczerze. Jako twoja najzagorzalsza wielbicielka. Podeszła do drzwi i spojrzała na niego. — Włożę ten “książkowy maszynopis” z powrotem do twojej torby i skończę czytać Dziecko Misery. Może wrócę do tamtej później, jak już skończę. — Jeżeli to cię denerwuje, nie rób tego — powiedział. Próbował się uśmiechnąć. — Nie chciałbym, żebyś się denerwowała. I do tego przeze mnie. W pewnym stopniu jestem od ciebie uzależniony — wiesz o tym. Nie zrewanżowała mu się uśmiechem. — Tak — powiedziała. — Jesteś. Jesteś, prawda, Paul? Wyszła. 10 Nastąpił odpływ. Pale powróciły. Zaczął wyczekiwać odgłosów zegara. Miał wybić drugą. Odgłosy rozległy się. Leżał podparty na poduszce, wpatrując się w drzwi. Na sweter i jedną ze swoich spódnic miała założony fartuch. W ręce trzymała wiadro z wodą. — Przypuszczam, że chciałbyś już dostać swoje lekarstwo — powiedziała. — Tak, proszę. — Próbował się do niej uśmiechnąć błagalnie i znów zrobiło mu się wstyd — czuł się dziwnie, niemalże obco. — Mam je — powiedziała. — Ale najpierw muszę oczyścić ten śmietnik w kącie. Śmietnik, który ty zrobiłeś. Będziesz musiał poczekać, aż z tym skończę. Leżał na łóżku z nogami tworzącymi kształty przypominające połamane gałęzie nakryte narzutą, a pot spływał mu po twarzy zimnymi, drobniutkimi strumyczkami; leżał i patrzył, jak podeszła do kąta, postawiła wiadro na ziemi, a potem pozbierała kawałki miski, wyniosła je i znów powróciła, uklękła przy wiadrze, sięgnęła do środka i wyjęła zeń namoczoną w wodzie z mydłem ścierkę, i zaczęła zmywać zeschłe strugi zupy ze ściany. Leżał i patrzył, aż w końcu dostał dreszczy, a dreszcze sprawiły, że jego ból stał się jeszcze bardziej przejmujący, lecz nic nie mógł na to poradzić. Kiedy się odwróciła i zobaczyła go drżącego i owiniętego w przepoconą pościel, obdarzyła go tak szelmowskim uśmiechem, że gdyby mógł, zabiłby ją na miejscu. — To pozasychało — powiedziała, odwracając twarz w jego stronę. — Obawiam się, że to trochę potrwa. Zabrała się do szorowania. Zaciek powoli znikał ze ściany, ale ona raz po raz zanurzała ścierkę w wiadrze, wyżymała ją, tarła, po czym znów powtarzała cały cykl od początku. Nie widział jej twarzy, ale myśl — przekonanie — że znów zamknęła się w sobie i mogła tak szorować ścianę przez wiele godzin, nie dawała mu spokoju
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Gdzie napotkałeś na większą biurokrację: w Izraelu czy w ZSRR? Odpowiedź: 20% - w Izraelu, 35% - w ZSRR, 45% - bez różnicy...
- Hitler zaprowadził Mołotowa do stolika, gdzie on, Diekanozow i tłumacze zasiedli na kanapie, natomiast Hitler zajął swój ulubiony fotel, skąd uraczył ich długim...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Na domiar nieszczęścia, tenże koń znalazł szczególne upodobanie w rzucaniu się ku jednej stronie ulicy, gdzie nagle stawał, po czym znów ruszał nagle z miejsca z...
- Wszyscy mieszkańcy Hampton i Moulsey wkładają na siebie wodniacki strój, biorą na smycz psy i idą się powałę- sać koło śluzy, gdzie gruchają, palą fajki i obserwują łodzie...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...
- Przyzwoitość ta była nader drażliwa, bo nawet tam, gdzie Sobieski mówi o chorobie kilkumiesięcznego synka, znajdujemy odsyłacz: „ Ustęp mniej przyzwoity opuszczamy...
- Martyniak wprowadził redaktora przez krzywe drzwi do izby, gdzie stało metalowe łóżko, miednica i dzbanek z wodą; na podłodze rozsypane były na płachtach nasiona...