Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

podkopem, ale go złapano; że pmzebywa już na wolności i wstępuje do polskiej kawalerii. Wojna toczyła się tam dalej, między Polską i Rosją, w której zabito cara. Teodor z żtoną odwiedzili ją w Dorpacie, spod Pskowa kierując się na południe, ku obowiązkowi patriotycznemu. Przesuwała ziłarnka różańca; wyobrażając sobie nocne pochody, Konstantego garbiącego się na koniu w śnieżycy i deszczu, szarże z podniesionymi szablami i jego raz już rozdartą pierś, wystawioną na kule. Prześladowały ją twarze trupów: Niemcy, zająwszy Dorpait, rozstrzelali bolszewickich komisarzy i ciała porzucili na placu, zakazawszy grzebać. Leżały ścięte szronem, szkliste. Błagała o życie Konstantego. Ale w tych godzinach świtu przenikała ją trwoga irma, trwoga czasu, 75 splątanej przeszłości i przyszłości. Wszystkie jego kłamstwa. Wszystkie pochylenia nad 'szufladą Teodora, ukradkowe wyciąganie stamltąd banknotów, drżenia jej, kiedy musiała sdę zdobyć, żeby mu powiedzieć, że zauważyła. Bladł i rumienił się, było mu jej żal i zawsze patem ta chwila: podrzut głowy do góry, przeskok w bezczelność. I wierzył sani, w co mówił, kłamiąc, a to było najboleśniejsze. Tkwiła w nim jakaś raieizdol-ność przeżywania świata jaki jest, ozdabiał go swoimi fantastycznymi pomysłami, zawsze pewien, że wynalazł nowy sposób- zdobycia fortuny, który chwilowe podłostkd usprawiedliwia. Wiedziała, że nie mógł się zmienić. Zaklęcie, wzywające jego powrotu, nie było czyste. Bez ustanku przychodziły obrazy tego, co musiało się dokonać, pnzez jego słabość, niezdolność do jakiejkolwiek wytrwałości, brak zawodu. Jakieś sute-nerskie spelunki wielkich miast, mężczyźni grający w karty z priosityitutkami opartymi o ramię, wśród tego on, jej mały Kostuś. Zaklęcie nie było czyste i czuła się temu winna, dlatego podnosiła głos i przy słowach litania kiwała się, tym rachem [próbując deiripienie ode-gnać. Te właśnie "Wieżo z kości słoniowej", "Arko Przymierza" przez dirfewi słyszał Tomasz,- Jej grzechy. Tego nikt się nie dowie. Może tylko wnikając w siebie, w ruch swojej krwi, w całą cielesną swojość, której język nie zdoła innym [przekazać, natykała się tam na skazę, na winę samego swojego istnienia i urodzenia dizieci. To też można przypuścić. Sumienie skrupulatne, skłonnść do -robienia sobie o wszystko wyrzutów Tomasz odziedziczył prawdopodobnie po niej. Zresztą drażniąc ją mścił się za to, że wstyd, jakby o mego samego chodziło, budziła w nim ta skarga: "Oje, oje". ""' 76 XXII. MIAŁO się ku wiośnie, lód na sadzawce zachodził wodą i zacierały sdę na nim rysy po butach Tomasza - ślizgał się, albo bawił się samym stukaniem w zieloną taflę, w której, niedosięgalne, zakrzepły owady i liście wodorostów. Śnieg już był zmęczony, w południe kapało z dachu i krople żłobiły wzdłuż domu linie dziurek. Wieczorem jasna różowość świaitła na białych garbach gęstniała w 'żółtość i karmin. Siady Łudzi i zwierząt ciemniały zebraną w nich wilgocią. Tomasz zawzięcie rysował, z rozpędu jakiego nabrał wskutek przywiezienia przez babkę Dilbinową ilustrowanych pism niemieckich. W nich oglądał armaty, tanki i aeroplan "Taube", 'który bardzo mu się podobał. Aeroplan dwa razy pojawił się nad Giniem, ale wysoko, ludziie zbierali się i pokazywali palcami w niebo, skąd szło brzęczenie. Ale teraz Tomasz przekonał się, jak wygląda naprawdę. Na jego rysunkach żołnierze biegli do ataku (ruch nóg oddać nie jest trudno, trzeba ich patyczki zgiąć tam, gdzie kolano), przewracali się, z luf wydobywały się pąka prostych Mmii i kule mknęły - rizędy przerywanych kresek. I "Taube" przesuwał się nad tym wszystkim. Zanim przystąpi się do 'zdarzenia, mającego bądź co bąidź pewien związek ze scenami, jakie wymyślał na papierze, trzeba podać rozkład pokoi w skrzydle domu. Zamieszkiwano w zimie tylko tę część, która miała okna na sad, to jest do wewnątrz kąta tworzonego przeiz stary dwór i dobudowę. Najpierw tkalnia (tam gdzie pracował Pakienas), później nic, skład na wełnę i nasiona, dalej pokój babko. Dilbiinowej, za nim ten, w którym sypiał Tomasz. Następnie dziupla babci Misi i już w samym rogu dziadek. 77 Tego ranka Tomasz obudził się wcześnie, bo było mu jakoś zimno, przewracał się i kulił, ale nie pomagało, dmuchało na niego mroźne powietrze. Odwrócił się od okna, zaciągnął kołdrę na szyję i przyglądał się słońcu na ścianie. Pod ścianą, na wielkiej płachcie rozsypano mąkę, żeby przeschła