Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ciemnych włosów nie zaplatała w taraboniańskie warkoczyki, co nie było niczym zaskakującym, zważywszy nastroje w Amadicii, ale miała właściwy akcent, a któż mógł wiedzieć, co się stało z Gildią Iluminatorów? Ich kapitularz w Tanchico z pewnością zamknął swe podwoje. Dalej akrobaci, twierdzili, że są braćmi i nazywają się Chavana, lecz choć wszyscy byli niscy i krępi, różnili się znacznie barwą skóry. Najbledszy był Taeric o zielonych oczach - wystające policzki i zakrzywiony nos wskazywały na domieszkę saldaeańskiej krwi - najciemniejszy zaś Barit, o cerze bardziej śniadej niźli skóra Juilina, z tatuażami Ludu Morza na przedramionach, chociaż bez żadnych kolczyków. Wszyscy prócz Latelle ciepło powitali nowych członków zespołu; więcej wykonawców oznaczało większą liczbę publiczności podczas przedstawień, czyli więcej pieniędzy. Dwaj żonglerzy, Bari i Kin - okazało się później, że naprawdę byli braćmi - wciągnęli Thoma w pogawędkę o swym rzemiośle, kiedy tylko okazało się, że on stosuje zupełnie inne techniki. Przyciąganie większej liczby widzów to była jedna rzecz, konkurencja zaś była czymś zupełnie innym. Jednak uwagę Nynaeve przyciągnęła kobieta o jasnej skórze, która zajmowała się konio-dzikami. Cerandin stała sztywno, trzymając się z boku i prawie się nie odzywała - Luca twierdził, że podobnie jak jej zwierzęta pochodzi z Shary - ale jej miękki, niewyraźny sposób mówienia sprawił, że Nynaeve nadstawiła uszu. Trochę czasu minęło, zanim ustawili wóz w przeznaczonym dla niego miejscu. Thom i Juilin wydawali się bardziej niż zadowoleni, że ich końmi zajmą się wreszcie woźnice; ich nadzieje ostatecznie okazały się próżne, natomiast do Elayne i Nynaeve zaczęły napływać zaproszenia. Petra i Clarine poprosili je na herbatę, kiedy tylko się rozlokują. Bracia Chavana chcieli, aby obie kobiety zjadły z nimi kolację, Kin i Bari zaś mieli podobne życzenie, co sprawiło; że nieprzyjemny grymas Latelle zamienił się w otwarte szczerzenie zębów. Zaproszenia te zostały grzecznie odrzucone, Elayne zapewne zachowywała się bardziej przyzwoicie niż Nynaeve; wspomnienie tego, jak wytrzeszczała oczy na Galada niczym jakaś żaba, było zbyt świeże. by teraz mogła się zdobyć na coś więcej niż tylko minimum grzeczności wobec jakiegokolwiek mężczyzny. Luca też chciał zaprosić samą Elayne, o czym poinformował ją, gdy' Nynaeve nie mogła niczego słyszeć. Zarobił za to policzek, a Thom zaczął ostentacyjnie błyskać nożami, które zdawały się pojawiać i znikać w jego dłoniach, dopóki tamten nie odszedł, burcząc coś pod nosem i pocierając twarz. Zostawiwszy Elayne, by rozpakowała rzeczy w wozie rozrzuciła je po prawdzie, mrucząc coś przy tym wściekle Nynaeve poszła do miejsca, w którym trzymano spętane konio-dziki. Wielkie szare stworzenia wydawały się dość spokojne, ale pamiętając dziurę w kamiennej ścianie "Królewskiego Lansjera", nie ufała zbytnio skórzanym rzemieniom łączącym ich masywne przednie nogi. Cerandin drapała wielkiego samca ościeniem zakończonym hakiem z brązu. - Jak one się naprawdę nazywają? - Nynaeve z oporami poklepała długi nos samca, czy też pysk, cokolwiek to było. Te kły były równie grube jak jej nogi i długie na dobre trzy kroki, samica miała niewiele mniejsze. Zwierzę sapnęło przez nos w jej suknie, ona zaś cofnęła się pośpiesznie. - S'redit - powiedziała kobieta o jasnej skórze. - To są s'redit, jednak pan Luca uznał, że lepsza będzie nazwa, którą łatwiej wymówić. Tego przeciągłego akcentu nie sposób było z niczym pomylić. - Czy s'redit są powszechne w Seanchan? Oścień znieruchomiał na moment, potem jednak kobieta podjęła drapanie. - Seanchan? Gdzie to jest? S'redit pochodzą z Shary, podobnie jak ja. Nigdy nie słyszałam o... - Być może nawet i widziałaś Sharę, Cerandin, ale ja osobiście w to wątpię. Jesteś Seanchanką. O ile się nie mylę, musiałaś przypłynąć razem z wojskami inwazyjnymi na Głowę Tomana, a potem nie zdążyli cię zabrać z Falme.. - Nie ma najmniejszej wątpliwości - powiedziała Elayne, stając przy niej. - Słyszałyśmy już seanchański akcent w Falme, Cerandin. Nie zrobimy ci krzywdy. To było więcej, niż Nynaeve gotowa była obiecać, jej wspomnienia o Seanchanach nie należały do przyjemnych. A jednak... "Pewna Seanchanka pomogła ci, kiedy tego potrzebowałaś. Oni nie wszyscy są źli. Tylko większość". Cerandin westchnęła głęboko, a potem pochyliła głowę. Wyglądała, jakby opuściło ją napięcie, które od tak dawna było w niej, że przestała zdawać sobie z niego sprawę. - Bardzo niewielu ludzi, których dotąd spotkałam, wiedziało coś choćby nieznacznie zbliżonego do prawdy na temat Powrotu czy Falme. Słyszałam setki opowieści, jedne bardziej fantastyczne od drugich, ale nigdy słowa prawdy. Tylko z korzyścią dla mnie. Rzeczywiście zostawiono mnie, jak również wiele s'redit. Te trzy tylko udało mi się zebrać. Nie mam pojęcia, co stało się z resztą. Byk nazywa się Mer, krowa Sanit, a cielę Nerin. Ono nie jest dzieckiem Sanit. - Tym się właśnie zajmujesz? - zapytała Elayne. Tresujesz s'redit? - Czy też byłaś może sul'dam? - dodała Nynaeve, zanim tamta zdążyła odpowiedzieć. Cerandin potrząsnęła głową. - Zostałam sprawdzona, wszystkie dziewczęta przechodzą próby, ale nie potrafiłam nic zrobić z a'dam. Byłam szczęśliwa, że wybrano mnie do pracy ze s'redit. To są wspaniałe zwierzęta. Musicie dużo wiedzieć, jeśli macie pojęcie o sul'dam i damane. Nie spotkałam dotąd nikogo, kto by cokolwiek o nich wiedział. - Nie okazywała nawet śladu lęku. Choć, być może cały strach wypalił się w niej od czasu, jak przekonała się, że jest sama w obcym kraju. A może jednak kłamała. Seanchanie byli równie wstrętni jak Amadicianie, jeśli chodziło o traktowanie kobiet, które potrafią przenosić, być może nawet gorsi. Nie wypędzali ich ani nie zabijali; więzili i wykorzystywali