Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. i zaprzedać duszę diabłu? A jeśli ten diabeł pojawił się pod postacią towarzysza Stalina, to czy Nastia nie zaprzedała już duszy? Miała swoją chwilę szczęścia. I to niejedną. Gdyby można było całe życie utkać z takich chwil! Z chwil, kiedy posiadamy władzę. Absolutną i bezgraniczną. Nastia niczego innego nie pragnie. Nie potrzebuje dystynkcji ani złotej gwiazdy Bohatera Związku Radzieckiego. Sławy ani zaszczytów. Nie chce marmurowej willi, czarnego krążownika szos ani otwartego konta. Woli pozostać skromnym, niewidzialnym trybikiem władzy. Władza! Dopiero teraz pojęła, dlaczego Stalin nie wiesza sobie na szyi gwiazdy z brylantami. Normalny człowiek ma dom, rodzinę, pasje, marzenia. A Stalin nie ma nic. Nic oprócz władzy. Może mieć każdą kobietę. Może się obwiesić wszelkimi odznaczeniami. I nie robi tego. Bo niczego mu nie trzeba. Ma WŁADZĘ. Władzę nad ludźmi, nad życiem i śmiercią każdego człowieka. Władzę niekontrolowaną i bezgraniczną. Nastia otarła się o tę władzę. I upoiło ją to. Kapłani w starożytnym Egipcie upatrywali sens życia w podporządkowaniu wszelkich działań władzy. Nastia też chce być kapłanką. Kapłanką władzy absolutnej. Niepotrzebne jej mieszkanie i stroje, niepotrzebne samochody i pieniądze. Ludzie, którzy sięgają po władzę, przeważnie nie znają jej prawdziwego smaku. Zdobywają władzę dla sławy, bogactwa, wygód i zaszczytów. Obwieszają się wstęgami i orderami, pragną posiadać haremy, pałace i wspaniałe stroje. Ci niedługo utrzymują się na szczycie. Taki Robespierre. Przegrał, bo urzekła go sława i honory. Zewnętrzne, nieistotne atrybuty władzy. Jedynie nieliczni pragną władzy dla niej samej. Znają jej prawdziwy smak. Bez domieszek. Nastia jest przekonana, że na świecie żyje tylko jeden człowiek, który poznał smak władzy do końca. Ten człowiek chodzi w butach z cholewami, w żołnierskim płaszczu i zielonej czapce z daszkiem. Nie musi rozcieńczać smaku władzy orderami i tytułami. Upija się nią w czystej postaci. Nastia odwróciła się na drugi bok. Wtuliła policzek w poduszkę ze świadomością, że jest szczęśliwa. VI Wszystkie ścieżki w podmoskiewskim lesie pachniały wiosną. Wykopany dół przesycony był świeżymi sokami. Zanosiło się na piękną wiosenną egzekucję. Lubię przebiśniegi, których już nigdy nie będę zbierał w lasach pod Moskwą. A Nastia, jeszcze zanim rozpoczęła się egzekucja, zebrała ich cały bukiet. Lokomotywa NACZSPECREMBUDU ciągnęła tym razem pięć zakratowanych wagonów. W każdym z nich były trzy przedziały dla ochrony, jeden stanowił karcer, a pozostałych sześć zajmowali wrogowie ludu. W każdym przedziale po dwunastu. Czyli w jednym wagonie - siedemdziesięciu dwóch. W pięciu - trzystu sześćdziesięciu. Tu i ówdzie wtłoczono więcej niż po dwanaście osób. W karcerach zamknięto najgorszy element. Słowem, wrogów ludu było razem czterystu pięćdziesięciu czterech. Z Taganki więzienną budą przywieziono jeszcze ośmiu reedukowanych. Po egzekucji mieli pozbierać buty i poukładać zwłoki w dole. Ma się rozumieć, jak skończą robotę, trzeba będzie ich też rozwalić. A więc wszystkich razem - czterystu sześćdziesięciu dwóch. Nasze plany pięcioletnie nabierają rozmachu. Wszędzie wprowadza się ulepszenia. A już szczególnie jeśli chodzi o rozstrzeliwanie. Jeszcze trzy miesiące temu skazanych konwojowano pieszo. A teraz, proszę. Motoryzacja. Chołowanowowi przydzielono autobus ZIM, z Zakładów im. Mołotowa. Bardzo przyzwoity, lśni i pachnie świeżą farbą. Dół pomalowany na granatowo, góra na niebiesko. Dbają w fabryce o estetykę wyrobów. Autobus ma wejście z tyłu. Można go podstawić bezpośrednio pod drzwi wagonu i rozładowywać przedział po przedziale. Autobus pełen wrogów ludu podjeżdża na miejsce egzekucji. Konwojenci nie muszą się męczyć. Pozostaje im tylko ustawić więźniów. - Wiązać mocniej! Tak krępować ręce drutem, żeby wyli z bólu! Stoi Chołowanow na wzgórku. Zęby wyszczerzył w uśmiechu. Przypomina psa z konwoju. Nogę oparł na pniaku. Całujcie but, skurwysyny! Całują. A Chołowanow ze wzgardą kopie ich w twarz: a masz, psia twoja mać... Przyszła pora na zwolenników Jeżowa. Pokornie idą na rozstrzelanie. Z wybitymi zębami, z pokrwawionymi twarzami, ze zmiażdżonymi palcami. Wyskakują z autobusu, mrużą oczy. Spieszno im do rozwałki. Boją się, by nie zmieniono wyroku. Aż nie wierzą, że udało im się dożyć śmierci. Wiosna buszuje po lesie, a oni przez te trzy miesiące już zapomnieli, że w ogóle istnieje taka pora roku. Zapomnieli, co to dzień i promienie słońca. Zapomnieli, jak się nazywają. Pamiętają tylko o jednym: że po życiu przychodzi śmierć. Śmierć, która przynosi spokój i ukojenie. Śmierć- wybawicielka. Ożywieni nadzieją, poszturchując się i popychając, spieszą teraz na jej spotkanie. Do dołu. VII Wszyscy są zmęczeni. Wyczerpani. Rozstrzeliwanie to ciężka robota. Ktoś w szarym mundurze, na stronie, kończy właśnie redagować gazetkę ścienną “Stalinowski Strzelec”: Zmęczeni, ale zadowoleni... Marzy, żeby zostać pisarzem. Budzi się w nim talent literacki, który w przyszłości wybuchnie z siłą wulkanu. Towarzysz Stalin naradzi się z towarzyszami i mianuje go wybitnym pisarzem. Klasykiem realizmu socjalistycznego. A tymczasem - męka tworzenia. Trzeba opisać egzekucję do gazetki ściennej. Tak, żeby swoi wiedzieli, o czym mowa, a niewtajemniczeni - nie: Pododdział towarzysza Szyrmanowa otrzymał od dowództwa odpowiedzialne zadanie... A praca naprawdę nie jest lekka. Na pozór wydaje się, że to nic wielkiego położyć trupem czterysta osób. Ale spróbujcie sami. Ilu to wymaga dodatkowych czynności! Na końcu rozstrzeliwuje się reedukowanych. Z nimi zawsze najwięcej zamieszania. Chcą żyć. Krzyczą, szarpią się, wyrywają. Że niby nie spodziewali się takiego losu. Ale już z nimi spokój. I w tym momencie na szyję Nasti zarzucono od tylu pętlę z cienkiego drutu. Zaciśnięto mocno. Wiadomo: przeszkolona, zna różne sztuczki. Nastia z trudem chwyta powietrze. Bezskutecznie próbuje rozluźnić pętlę. Olbrzymia łapa Chołowanowa spada jej na głowę. Szyrmanow chwyta Nastię za włosy, a Chołowanow puszcza w ruch pięści. Wali jak w bęben. Ból nie przychodzi od razu. Chołowanow bije, a usłużny Szyrmanow zaciąga garotę, żeby się dziewczyna nie szarpała. Cisnęli na mokry piach to, co jeszcze przed chwilą było Anastazją Strzelecką. Chołowanow zadarł jej głowę szarpnięciem za włosy. - Przypomnij sobie, ilu ludzi załatwiłaś