Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Przed nimi zamajaczyła brama parku, powóz wyjechał na ulicę i siostry nie musiały już odpowiadać na powitania zebranych w parku osób. Alicja nie mogła przestać myśleć o tym, jak zostałyby przyjęte, gdyby elity dowiedziały się prawdy. Nie przestawała się tym martwić. Tony... Torrington stanął po ich stronie. Gdyby jej tajemnica wyszła na jaw, zostałby wplątany w całą tę aferę i uznany winnym, gdyż takie wyroki zapadały wśród elit niebezpiecznie szybko. Martwiła się tym przez całą drogę, a gdy skręcili w Waverton Street pomyślała o swoich braciach, i zdała sobie sprawę, że jej troska o Tony'ego ma taki sam charakter jak ustawiczny niepokój o najbliższych, tych, którymi musiała się opiekować. Powóz zatrzymał się przed domem. Wciąż zamyślona, przyjęła dłoń służącego, który pomógł jej wyjść z powozu. Na pewno rozszyfrowała prawidłowo własne uczucia, tyle że Tony nie był przecież pod jej opieką. Dlaczego w takim razie doznawała tak silnych emocji? I dlaczego wydawały się one tak niezwykle prawdziwe? Służący ukłonił się i odszedł, powóz odjechał i Adriana ruszyła schodami na górę. Alicja zamknęła parusolkę i poszła za nią. - Zaniosę to do salonu - powiedziała Adriana. - Myślalam o nowym fasonie, nowym modelu francuskiego żakietu. Muszę go naszkicować, zanim zapomnę. - Szeleszcząc spódnicą, wyszła do pokoju. Alicja popatrzyła za siostrą. Podziękowała jej i zaraz potem usłyszała kroki na schodach. Spojrzała w górę i serce podskoczyło jej z radości. Nie mogła mieć co do tego żadnych wątpliwości - Tony schodził ze schodów wolnym, eleganckim krokiem. Na jego ustach widniał pogodny uśmiech, lecz spojrzenie było czujne, skupione. Alicja nie potrafiła powstrzymać tej fali oczekiwania, jaka ją nagle zalała; w sercu pączkowało uczucie szczęścia. Znalazła się naprawdę w fatalnej sytuacji. - Byłem z chłopcami - powiedział, wskazując dłonią piętro. Pokonał ostatni stopień i podszedł bliżej. Z każdym jego krokiem czuła, jak wyrywa się ku niemu cala jej dusza. Zatrzymał się tuż przed Alicją i popatrzył na nią tajemniczo, z lekkim rozbawieniem. A potem, zanim zdołała go zatrzymać, skłonił głowę i pocałował ją w usta. Delikatnie, ciepło. - Muszę z tobą porozmawiać na osobności. - Rozejrzał się i wskazał ręką salon. - Może tam? Popatrzyła na zamknięte drzwi. Usta drżały jej lekko, z trudem zmuszała się do myślenia. - Tak... jeśli... Czyżby jej bracia z czymś się zdradzili? To podejrzenie i obawa przed rosnącą paniką, jaką spowodowało, pozwoliły na odzyskanie równowagi. Instynkt samozachowawczy dawał wyraźnie o sobie znać. Niezależnie od tego, co do niego czuła, nie mogła zapomnieć, że gdyby Torrington odkrył prawdę, stanowiłby dla niej i dla jej rodziny zagrożenie tej miary co Ruskin. A nawet większe. Weszli do salonu. Alicja zatrzymała się pośrodku bajecznie kolorowego tureckiego dywanu. - Masz za mało służących. Chodzi mi o mężczyzn. - Nie wiedział, jakich słów od niego oczekuje, lecz nie były to z pewnością takie słowa. - Służących? Mężczyzn? - spytała surowo. - Mamy przecież Jenkinsa. - Jedna osoba na tak duży dom i rodzinę? - Nie widziałyśmy potrzeby, by zatrudniać więcej personelu. Wystarczy nam ten. - Martwię się. Poszukała jego wzroku. - Czym? - Kierunkiem, w jakim zmierza prowadzone przeze mnie śledztwo i faktem, że ktoś zaczął rozpuszczać plotki na twój temat. I to w dodatku w kontekście wdowy, którą szantażował Ruskin. Zawahała się. - Adriana i ja zawsze jesteśmy ostrożne - powiedziała po chwili. - To dobrze, ałe dom jest duży i... macie trzech młodszych braci. Nie musiał mówić więcej, w oczach Alicji pojawił się przestrach, który po chwili ustąpił konsternacji. Postanowił wykorzystać tę chwilę. Mam ogromny dom i dużo służby. Większość z nich nie ma prawie nic do roboty, zważywszy, że mieszkam sam. - Przykuwał ją wzrokiem. - Czułbym się o wiele szczęśliwszy i o wiele mniej bym się martfił, gdybyś zgodziła się pożyczyć ode mnie służącego, przynajmniej do czasu zakończenia śledztwa. Ważyła spokojnie jego słowa. - Służącego? - spytała po chwili. - Mam na myśli konkretną osobę. Nazywa się Maggs i znam go od lat. Jest świetnie wyszkolony i zapewniam cię, że poradzi sobie z twoimi braćmi całą resztą. Szczególnie z Jenkinsem. Jej mina wyraźnie świadczyła o tym, że rozumie jego taktykę. Wiedziała, że Torrington nie pozostawia jej miejsca na odmowę, pozbawia ją pola manewru, pretekstu