Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Zresztą — choćby się i zlitował nade mną i darował — jaki ratunek dać może! On mąż — pan, za nim prawo boskie i ludzkie, za nim opinia, za nim siła. Byłam dziś po radę i pomoc w kościele, u spowiedzi — i nie otrzymałam rozgrzeszenia. Ksiądz mi kazał męża kochać i być mu uległą. Mężatka nie ma człowieczeństwa. Prawda: przysięgłam wiarę, miłość, posłuszeństwo, nie dotrzymuję przysięgi — nie ma dla mnie przebaczenia. Będę potępioną, bo nienawidzę i żoną być nie chcę! Takie jest prawo! Zarębianka sumowała. Jej energiczna natura nie znosiła próżnych narzekań — szukała rady i sposobu zwalczenia złej doli. Nie starała się słowami pocieszać, ale już brała za kapelusz i okrycie. — Pani wychodzi? — spytała Stankarowa. — A coż! Mamy lamentować na próżno. Pójdę spytać kogoś rozumniejszego w kwestiach prawa i będę wiedziała, jak rzeczy stoją. Przyjdź jutro, to coś stanowczego zdecydujemy. 1, nie tracąc czasu, poszła do znajomego adwokata. Zastała go szczęściem w domu i zaraz zagaiła sprawę: — Proszę pana, czy to łatwo dostać rozwód? — To zależy. Jeśli kto nie żałuje pieniędzy, a są dobre punkty — to w rok może dostać. Kogóż to pani rozwodzi? — dodał, śmiejąc się. — Jeżeli mąż żonę bije? Katuje? — pytała żywo. — O tym się nie mówi! A dzieci nie ma? — Jest jedno. — To źle. A na utrzymanie daje? — Daje. — Zdrów na ciele i umyśle? — Zdrów. — No, to z jakiej racji ma być rozwód? — Przecie panu mówię, że ją bije? — Są na to świadkowie? Za co ją bije? — Jak to, za co! Więc za co bić wolno, a za co nie? Adwokat śmiał się z jej zaperzenia. — A zna pani rusińskie przysłowie, że żonę trzeba „lubić jak duszę, a trząść jak gruszę”. Zresztą to pastwienie i katowanie to figura retoryczna. To jak strachy, wszyscy o tym mówią, ale nikt tego nie widział. Ja rozumiem, o co rzecz chodzi — ta protegowana pani, jakżeby to wyrazić, chciałaby zmienić męża i chciałaby to uczynić lojalnie — aktualny posiadacz temu nierad — no, i ma zapewne rację. Otóż najprostszy, najmniej kosztowny sposób — niech przyjmie protestantyzm i sprawa pójdzie jak po maśle. Zarębianka porwała się oburzona. — Ja pana proszę o radę poważną, a pan odpowiada ubliżającymi żartami. Ja nie proteguję jawnogrzesznic i te się bez opieki waszych statutów obchodzą. Żegnam pana! I wyszła, trzęsąc się z gniewu. Nie dała jednak tak łatwo za wygraną — poszła do znajomego księdza, sławnego z cnoty i rozumu. Temu opowiedziała fakty szczegółowo. — Proszę księdza dziekana, przyszłam zasięgnąć światłej rady w delikatnej sprawie. Znajoma moja wyszła za mąż, mając lat ośmnaście. Mąż jej stracił cały fundusz, źle ją traktował, wreszcie porzucił bez chleba z małym dzieckiem i sam w świat poszedł. Kobieta pracowała uczciwie, wyżywiła siebie i dziecko, bez skazy żyła i cienia grzechu, tylko znienawidziła go. Ksiądz się uśmiechnął. — Nie możesz tedy powiedzieć, że była bez cienia grzechu, bo nienawiść jest ciężkim, niechrześcijańskim uczuciem. — Alboż on nie zawinił względem niej, nie zasłużył na to uczucie? — To kwestia jego sumienia, a nie jej. On za swe winy przed Bogiem odpowie, ona za swoje. Może cierpieć, a powinna wybaczyć i spełniać swe obowiązki — bez względu na to, czy on je spełnia. — Dlaczegóż jedna strona ma wszystko cierpieć i znosić, a druga! nic? — A dlaczego jedna strona ma być zła dlatego, że druga złą jest. Toć byśmy tak rezonując, zeszli do stanu zwierząt. Zresztą szczytnym powołaniem kobiety jest cierpienie, cichość i dobroć. W tym jej triumf i zwycięstwo, i przewaga moralna. I Zarębianka poczerwieniała, ale ją mitygowała powaga duchownego. Po chwili on spytał: — I ten mąż ją zupełnie opuścił, a ona zapewne chciałaby odzyskać swobodę — może zawrzeć inne związki? Zawsze ta sama insynuacja. Zarębianka się żachnęła: — Ależ nie! Ona o niczym podobnym nie myśli. To czysta, prosta dusza. Tylko — mąż wrócił po roku i na powrót ją do domu chciał zabrać. — Powinna była wrócić. On tym czynem się zrehabilitował, uznał swą winę i naprawił. — Ona od niego uciekła, nie mogąc go znieść. — Zgrzeszyła ciężko! — mruknął ksiądz. — Uciekła i pracowała uczciwie, aż on ją odszukał i gwałtem zabrał do siebie. Teraz ją katuje i pastwi się — zmusza do miłości. — Sama sobie winna. Nie chwalę go, ale jej winy są ciężkie