Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— To nie było żadne romantyczne spotkanie. Pozwól mi opowiedzieć całą historię, wtedy zrozumiesz. — Poważnie wątpię, czy kiedykolwiek cię zrozumiem, ale oczywiście opowiedz mi swoją historię. Tylko mów krótko i zwięźle, bo moja cierpliwość się kończy. Znajdujesz się w bardzo niepewnej sytuacji. — Rozumiem. — Zagryzła wargi, starając się zebrać myśli. — No więc, przy starcie balonu jakiś chłopiec wetknął mi w rękę karteczkę, na której było napisane, że jeśli chcę dowiedzieć się prawdy o moim bracie, to mam wyjść na uliczkę za domem dziś o północy. Tylko tyle. — Tylko tyle. Boże święty! — Harry zamknął oczy i złapał się rękami za głowę. — Skończę w domu wariatów! Wiem, że tam skończę. — Harry! Dobrze się czujesz? — Nie! Nie czuję się dobrze! Właśnie ci wyjaśniam, że jestem bliski szaleństwa. Zerwał się z krzesła, obszedł biurko dookoła i stanął przed Augustą. Założył ręce na piersi i wbił w nią wzrok. 316 — Omówmy to kolejno. Kto ci przysłał ten liścik? — Nie wiem. Jak mówiłam, ktokolwiek to był, n i e j pokazał mi się w uliczce. A musiał tam stać i obserwować, czy podniosę książkę. Jak tylko ją w z i ę ł a m do ręki, wyjechał z uliczki i zniknął. N i e w i d z i a ł a m go z bliska. — Pokaż mi tę książkę. — W z i ą ł tomik z kolan Augusty i zaczął kartkować. Augusta zerwała się z krzesła i nachyliła się, by zobaczyć, co jest w środku. Zauważyła od razu, że jest to jakiś tekst pisany ręcznie. — Wygląda to na c z y j ś dziennik. — Tak. — Zwolnij trochę, za szybko przewracasz kartki. Nie mogę nic przeczytać. — Wątpię, byś zrozumiała jego s e n s , n a w e t g d y b y ś przeczytała. Jest zakodowany. To s t a r y s z y f r , z ł a m a n y dawno temu. — Naprawdę? Możesz go odczytać? D l a c z e g o to ma mieć coś wspólnego z m o i m b r a t e m ? Jak m y ś l i s z , co to znaczy? — Proszę cię, Augusto, uspokój się. U s i ą d ź i d a j mi parę minut, muszę się temu przyjrzeć. N i e m i a ł e m do czynienia z tym szczególnym s z y f r e m od d a w n a . Augusta posłuchała. U s i a d ł s z y b e z r u c h u , z r ę k a m i splecionymi na kolanach, oczekiwała w n a p i ę c i u r e z u l -tatu swojego śledztwa. Harry wrócił na m i e j s c e przy biurku. O t w o r z y ł tomik na pierwszej stronie i studiował ją w skupieniu. P r z e -wrócił jedną kartkę, p o t e m d r u g ą . W k o ń c u z a j r z a ł na kilka stron od końca książki. Po długim, trudnym do wytrzymania czasie z a m k n ą ł dziennik i podniósł w z r o k na A u g u s t ę . B y ł w n i m c h ł ó d , lodowate zimno, jakiego n i g d y dotąd nie w i d z i a ł a w jego przejrzystych jak kryształ oczach. 317 — Słucham, milordzie. — To jest prawdopodobnie rejestr zaszyfrowanych informacji wysyłanych przez różnych kurierów w czasie wojny. Poznaję niektóre z tych informacji, ponieważ przejęli je moi agenci i ja je rozszyfrowywałem. Augusta nachmurzyła się. — Ale co to ma wspólnego z moim bratem? — To bardzo osobisty dziennik, Augusto. — Harry obracał delikatnie książkę w rękach. — Prywatny rejestr nie przeznaczony dla niczyich oczu poza człowiekiem, który je zapisał. — Ale kto to mógł być? Czy domyślasz się? — Tylko jeden człowiek mógł znać nazwiska kurierów i agentów francuskich wyliczonych na początku. Ten dziennik musiał kiedyś należeć do samego Pająka. Augusta poczuła, że ogarnia ją panika. — Ale, Harry, co to ma wspólnego z moim bratem? — Rozpatrując to i inne wydarzenia można sądzić, Augusto, że ktoś chce nas przekonać, że twój brat był Pająkiem. — Nie, to niemożliwe! — Augusta zerwała się na równe nogi. — To, co mówisz, to kłamstwo! — Proszę cię, usiądź, Augusto — rzekł spokojnie Harry. — Nie usiądę. — Podeszła do biurka, oparła się rękami o jego blat i nachyliła się do niego. — Nie dbam o to, ile dowodów przedstawisz. Czy mnie słyszysz? Mój brat nie był zdrajcą. Milordzie, musisz mi uwierzyć! Żaden Ballinger nie zdradziłby swego kraju. Richard nie był Pająkiem. — Tak się składa, że jestem gotów w to uwierzyć. Oszołomiona jego gotowością uwierzenia w niewinność Richarda pomimo tych dowodów, Augusta opadła gwałtownie na krzesło. — Zgadzasz się ze mną? Nie wierzysz, że to dziennik 318 Richarda? To naprawdę nie mógł być jego dziennik, milordzie. To nie jego pismo. Przysięgam, że nie. — Pismo o niczym nie świadczy. Inteligentny człowiek mógł z pewnością wyrobić sobie s p e c j a l n y rodzaj pisma dla prowadzenia takiego niebezpiecznego rejestruj — Ależ, Harry... — Tak się składa — przerwał jej łagodnie — że są inne powody, które dowodzą, że trudno, a w ł a ś c i w i e j niemożliwe jest uwierzyć, jakoby t w ó j brat m i a ł b y ć Pająkiem. Augusta uśmiechnęła s i ę powoli, c z u j ą c n i e z m i e r n ą , cudowną ulgę. — Tak się cieszę, milordzie. D z i ę k u j ę ci, że u w i e r z y ł e ś w jego honor. Nie zdołam w y r a z i ć , co to d l a m n i e znaczy. Nigdy nie zapomnę t w o j e j d o b r o c i i m o ż e s z b y ć pewny mojej dozgonnej wdzięczności i uznania. Harry patrzył na nią przez c h w i l ę n i e o b e c n y m w z r o -kiem, bębniąc palcami po książce oprawnej w skórę. — Twoje słowa, madame, s p r a w i a j ą mi, o c z y w i ś c i e , wielką przyjemność. — Mówiąc to w ł o ż y ł d z i e n n i k do szuflady i zamknął ją na klucz. — To jest prawda, Harry. — A u g u s t a u ś m i e c h a ł a s i ę promiennie. Po chwili delikatnie c h r z ą k n ę ł a . - B i o r ą c pod uwagę dowody w postaci tego o k r o p n e g o w i e r s z a i dziennika oraz t w o j ą skłonność do o p i e r a n i a s i ę r a c z e j na logice niż na ślepej wierze, c h c i a ł a b y m ci jednak zadać pytanie. — Tak? — Chciałabym wiedzieć, co dokładnie s k ł o n i ł o c i ę do tego, że nie sądzisz, by Richard m ó g ł b y ć P a j ą k i e m . Czekała z n a d z i e j ą na w y z n a n i e Harry'ego, że u c z u -cie, jakie dla niej żywi, spowodowało tę z m i a n ę zdania. — Odpowiedź jest prosta, Augusto. — Tak, milordzie? — patrzyła na niego rozpromieniona. 319 — Żyję pod jednym dachem z przedstawicielką Bal-lingerów z Northumberland od kilku tygodni i przez ten czas poznałem dość dobrze zwyczaje i cechy charakterystyczne tego rodu, A ponieważ zapewniono mnie, że członkowie tej rodziny mają wspólne cechy, więc... — Przerwał wzruszając ramionami. Augusta przestała go rozumieć