Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dopóki nie wybije dwunasta, nie będzie sobie zdawała sprawy, że ma pójść na Avenue de Villiers. — Ale czy nie mógłby ktoś dowiedzieć się o tym od niej pod wpływem hipnozy? — upierał się Norstróm. — Tylko Charcot potrafiłby wydrzeć jej tajemnicę. Ponieważ jednak poza wtorkowymi wykładami nie zwraca na nią żadnej uwagi, nie mam zatem potrzeby liczyć się z tą możliwością. Zresztą — dodałem — za późno na wszelkie rozważania, gdyż jestem pewien, że opuściła już szpital i zjawi się tu przed upływem pół godziny. Zegar w hallu wybił trzy kwadranse na pierwszą; sądziłem, że się spieszy, i po raz pierwszy drażnił mnie jego głęboki dźwięczny ton. — Gdybyś wreszcie chciał zaprzestać tych swoich głupstw z hipnozą! — westchnął Norstróm zapalając grube cygaro — już tobie również popsuło się coś w głowie i może się zdarzyć, że sam zwariujesz, jeśli już nie jesteś wariatem. Nie wierzę w hipnozę; próbowałem nieraz hipnotyzować, ale nigdy mi się to nie udawało. — Nie wierzyłbym w hipnozę, gdyby ci się udała ta próba — rzekłem zirytowany. W tej chwili zadźwięczał dzwonek. Zerwałem się, aby osobiście otworzyć drzwi. Przyszła miss Anderssen, pielęgniarka, którą zamówiłem na godzinę pierwszą, aby odwiozła Genevieve do domu. Miała nocnym ekspresem wyjechać z nią do Normandii, zabierając ze sobą list do miejscowego proboszcza, wyjaśniający wszystkie okoliczności i proszący o uniemożliwienie Genevieve powrotu do Paryża. Usiadłem znowu przy stole, paląc z wściekłością jednego papierosa za drugim. — A co na to wszystko powie pielęgniarka — spytał Norstróm. — Nic. To jest Angielka. Zna mnie dobrze i bezwzględnie dowierza memu postępowaniu. — Ach, gdybym to ja tak mógł!... — mruknął Norstróm wypuszczając wielką chmurę dymu. Zegar z czasów Cromwella, umieszczony nad kominkiem, wybił wpół do drugiej i z niesamowitą dokładnością zawtórowało mu jednocześnie kilka innych starych zegarów w pozostałych pokojach. — Nie udało się — zaopiniował Norstróm z ulgą — tym lepiej dla nas obydwóch. Cieszę się niezmiernie, że nie będę zamieszany w tę sprawę. Nie zamknąłem oka przez całą noc. Tym razem nie staruszkowie z prowincji, ale myśl o Genevieve nie dawała mi zasnąć. Moje nerwy, przyzwyczajone do powodzenia, nie mogły się uspokoić. Co się mogło stać? Miałem lekki zawrót głowy i mdłości, gdy nazajutrz z rana wchodziłem do audytorium w Salpetriere. Charcot rozpoczął już swój wtorkowy wykład o hipnozie, ale Genevieve nie było na jej zwykłym miejscu na podium. Wymknąłem się, aby ją zobaczyć. Jeden z asystentów opowiedział mi, że poprzedniego dnia oderwano go od śniadania, wzywając do sali Ste Agnes. Znalazł Genevieve w stanie katalepsji przerywanej atakami tak silnych kurczów, jakich jeszcze nigdy nie miewała. Okazało się, że jedna z zakonnic spotkała ją przed półgodziną obok bramy zakładu w chwili, gdy Genevieve właśnie wsiadała do dorożki. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną i siostra miała dużo kłopotu z wprowadzeniem jej z powrotem do loży portiera. Na salę Ste Agnes trzeba ją było zanieść. Przez całą noc rozpaczliwie szalała, niby dzikie zwierzę, pragnące wydostać się z klatki — trzeba jej było włożyć kaftan bezpieczeństwa. Obecnie leży zamknięta w oddzielnym pokoju po dużej dawce bromu i z lodem na głowie. Nikt nie umiał sobie wytłumaczyć tej raptownej zmiany. Charcot osobiście był u niej i ledwo mu się powiodło uśpić chorą. Wejście dyrektora kliniki przerwało nam rozmowę. Powiedział, że szuka mnie po całym szpitalu, gdyż profesor chce ze mną pomówić i nakazał mu sprowadzić mnie do jego pokoju zaraz po skończeniu wykładu w audytorium. Dyrektor nie odezwał się już do mnie ani słowem. Zapukałem do drzwi gabinetu profesora i ostatni raz w życiu wszedłem do tak dobrze mi znanej, niewielkiej świątyni mistrza. Charcot siedział jak zazwyczaj przy stole, schylony nad mikroskopem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie swymi straszliwymi oczami. Mówił powoli, a jego głęboki głos drżał z gniewu; zarzucił mi, że jedną z młodych dziewcząt powierzonych jego szpitalowi, bezwolną chorą nie zdającą sobie dokładnie sprawy ze swego postępowania, usiłowałem zwabić do mego mieszkania. Według jej własnego zeznania raz już mnie w nim odwiedziła, a mój diabelski plan, aby powtórnie nadużyć jej nieświadomości, został udaremniony jedynie dzięki przypadkowi. Jest to zbrodnia i właściwie powinienem być natychmiast wydany w ręce policji, lecz profesor, stojąc na straży honoru naszego zawodu i mając na względzie czerwoną wstążeczkę w klapie mego surduta, postanowił sprawę zatuszować. Poprzestaje na usunięciu mnie ze szpitala i nie chce mnie już nigdy widzieć. Miałem uczucie, jakby we mnie grom uderzył; język przywarł mi do podniebienia i nie mogłem wymówić słowa. Nagle zrozumiałem prawdziwy sens oskarżenia i strach mój znikł od razu. Odrzekłem z gniewem, że nie ja doprowadziłem dziewczynę do ruiny, lecz on i jego zwolennicy; przybyła do szpitala jako kwitnące i silne chłopskie dziecko, a opuści go jako obłąkana, jeżeli sądzone jej dłużej pozostać. Wybrałem zatem jedyny dostępny mi środek, aby zwrócić nieszczęśliwą jej starym rodzicom, i żałuję bardzo, że próba ratunku zawiodła. — Assez, monsieur! — ryknął groźnie Charcot. Odwrócił się do dyrektora kliniki i dał mu polecenie, aby odprowadziwszy mnie do loży portiera, zapowiedział wyraźnie w jego imieniu, że nigdy więcej nie wolno wpuścić mnie do szpitala. Jeżeli zaś jego autorytet nie miałby być wystarczający do usunięcia mnie z kliniki, zawiadomi o całym wypadku Assistance Pu-bliąue. Wstałem i ciężkim, powolnym krokiem opuściłem pokój