Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
– Co prawda oczy są nadal podrażnione i spuchnięte, ale chyba nie ma w nich już tego proszku. Kiedy Ellen wyszła do poczekalni, Ellinor wstała z krzesła i poprowadziła przyjaciółkę do czekającej taksówki. – Jestem zrozpaczona – powiedziała już w samochodzie. – To wszystko moja wina. – Twoja? Dlaczego? – To ja się uparłam, by ci nie mówić, że Svarten jest na Islandii. Chciałam dobrze, a tymczasem wyświadczyłam ci niedźwiedzią przysługę. Nie przypuszczałam, że może być taki groźny! Ellen przypomniała sobie, jak bardzo czuła się zagubiona, gdy towarzysze podróży zaczęli się zachowywać w sposób dla niej niezrozumiały. Nareszcie pojęła przyczynę. – Rzeczywiście, to było trochę niemądre – przyznała. – Ale kierowały tobą szlachetne pobudki. Chciałabym wiedzieć tylko jedno... – Co takiego? – Dlaczego do Mývatn przyjechał ze mną Johannes, a nie wy? Czemu nie został w Rejkiawiku, żeby śledzić faceta, którego podejrzewaliście? – To był pomysł Olafa. Bardzo go martwiło, że odnosicie się do siebie z taką wrogością, i miał nadzieję, że wspólna podróż was zbliży. – Rzeczywiście tak się stało – szepnęła Ellen. – Wrogość, jaka powstała między nami, wynikła z powodu nieporozumienia. Ktoś celowo ją wywołał. – Kto? – Mój były mąż. Och, Ellinor, przeżyłam koszmar! Mimo że Ellinor chętnie wysłuchałaby opowieści o życiu Ellen, rzekła stanowczo: – Teraz musisz coś zjeść, a potem do łóżka! Mam polecenie nie spuszczać cię z oka. Svarten, jak wiesz, ciągle jest na wolności. Zaraz porozmawiam z pilotem w sprawie zamiany pokojów, żebyśmy mogły być razem... Ellen uśmiechnęła się. – Ciekawa jestem, jak na to zareaguje. Chyba pęknie ze złości! Wiesz, może to zabrzmi trochę dziwnie, ale po tylu godzinach spędzonych w prawdziwej saunie mam ochotę na gorącą kąpiel. – Doskonale to rozumiem – odrzekła Ellinor. Deszcz bębnił w dach samochodu, wycieraczki zgarniały wodę z szyby. A gdzieś tam niedaleko, pod gołym niebem... – Mam nadzieję, że nic się im nie stanie. Taka jestem niespokojna – rzekła Ellen, ubierając w słowa myśli przyjaciółki. ROZDZIAŁ X Cisza zaległa nad Dimmuborgir. Pociemniało, jakby już zapadł zmrok. Deszcz siąpił ponuro, a mokre skały przybrały niemal czarną barwę. Wczepione w kamienne podłoże namokłe kępy trawy i mchu nie dawały pewnego oparcia stopom. Johannes poczuł ściskanie w dołku wywołane głodem i silnym napięciem. Wraz z towarzyszącymi mężczyznami przeszukali już najsłynniejsze formacje w kształcie zamków, które tak zachwycają turystów, obfotografujących się na ich tle bez umiaru. Za „zamkami” ciągnął się rozległy skalisty obszar: nierówny, jakby postrzępiony, pełen tajemnych korytarzy, grot i zakamarków, nie na darmo zwany „Labiryntem”. Biada temu, kto tu zabłądzi, pomyślał Johannes. Ściganie Svartena w tym rejonie to prawie to samo, co szukanie igły w stogu siana. Właściwie mógł być wszędzie, a żeby przeczesać dokładnie cały teren, potrzeba wielu dni. Nagle oczom Johannesa ukazała się osobliwa formacja. To chyba ten „Kościół”, o którym piszą w przewodnikach, pomyślał. Ozdobiony jakby gotyckimi łukowatymi sklepieniami, z pięknie wyszlifowaną fasadą. Że też natura potrafi stworzyć takie cuda! Na szczęście deszcz zniechęcił turystów. Poszukującym nie na rękę byłyby kłębiące się tłumy ludzi z aparatami fotograficznymi i ciekawskie dzieciaki, które nie spoczną, nim nie zajrzą do każdej dziury. Przy bramie zostali robotnicy z Krafla, żeby nie wpuszczać nikogo do środka, a także pilnować, by Svarten im się nie wymknął. Johannes obawiał się trochę o ich bezpieczeństwo, miał jednak nadzieję, że przestępca nie jest uzbrojony. Chyba by nie ryzykował, żeby podczas kontroli celnej przyłapano go na przemycie broni, przekonywał sam siebie. Pięciu mężczyzn posuwało się naprzód w pewnej odległości od siebie, starając się przez cały czas trzymać w ukryciu. Ich taktyka polegała na zacieśnieniu kręgu, zarzuceniu niewidzialnej sieci na obszar, w którym według ich rozeznania powinien znajdować się Svarten. Johannes dygotał z zimna, ręce mu zgrabiały i posiniały. Krople deszczu ściekały mu z włosów na twarz i kark. Na szczęście Ellen jest bezpieczna, pomyślał i cieplej zrobiło mu się na sercu. Młody policjant islandzki okazał się dla nich nieocenioną pomocą. Znakomicie orientował się w terenie, bo podczas studiów pracował tu zwykle w wakacje jako przewodnik. Na dobrą sprawę to on kierował akcją
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Powszechna republika będzie z pewnością szczęściem! Postęp? Ach, taki sam jak w znanej opowieści o chorym, który przewraca się z boku na bok w nadziei, że mu będzie lepiej...
- Zmienił magazynek, tym razem ładując zwyczajne czterdziestosześciogramowe naboje 12,7 x 99 milimetrów i nadal strzelał długimi seriami, starając się lepiej opanować...
- Noszenie pończoch jest dla facetów łatwiejsze, bo pończochy lepiej się trzymają na owłosionych i muskularnych udach...
- A jeśli to sprytne posunięcie taktyczne? Może doszli do wniosku, że tortu- rowany Fatiejew prędzej umrze, niż coś powie? Czy nie lepiej po prostu go wypuścić, żeby sam...
- - Znam miasto lepiej niż ktokolwiek inny, bo mieszkałam tu kilka lat, poza tym chodzi także o maksymalne ograniczenie kosztów, a ja dobrze się targuję...
- Ale jeśli jej nie będzie, "proszę wierzyć, że i teraz bez najmniejszego wynagrodzenia równie skłonny będę - dobroć okazywać cierpiącej ludzkości, póki tchu...
- Chciała także odróżniać przyczyny rzeczywiste i pozorne lepiej, niż czyniła to filozofia...
- - Jeśli tylko okaże się, że lepiej przysłużysz się Ca- ro tam niż tu, natychmiast dam ci znać...
- Kiedy więc wymieniamy Titę, Hufnagla, Bollingersa, Lambertsa, Gustawa Adolfa, proszę nie mówić: — Ach, to tylko mydlenie oczu...
- Lepiej jest chyba zapobiegać zagrożeniu, niż likwidować jego skutki...