Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wargrave siedział za sterami. Elsa, przypięta pasami w fotelu pomocnika pilota, rozłożyła na kolanach dużą mapę Bałkanów. Latała już wcześniej z Wargraveem cessną i wykazała duże zdolności do nawigacji i sprawność w odnajdywaniu punktów orientacyjnych na trasie. - Co się stanie, jeśli po dotarciu na miejsce nie dadzą sygnału do lądowania? - spytała. - Robimy w tył zwrot i zasuwamy na łeb, na szyję do domu. Instrukcje podane w ostatnim nagraniu były jak zawsze bardzo dokładne. Kiedy dolecą nad lotnisko polowe pod Bukaresztem, zapalą się światła wzdłuż pasa, a lampa sygnałowa zaświeci, dając sygnał do lądowania: trzy długie rozbłyski, jeden krótki i znów trzy długie. Samego Angela rozpoznają po dwóch srebrnych literkach A. N. wpiętych w klapę płaszcza. Mały samolocik szybko nabierając wysokości leciał na wschód kursem na Belgrad, który leżał na ich, trasie. - Czy Phillip John pomyślnie przeszedł inspekcję? - spytała Elsa. - Zaliczył Winchester i Cambridge. Potem jakiś czas pracował w londyńskim banku handlowym. Wszystko to śmiertelnie go nudziło, więc rozejrzał się za czymś bardziej emocjonującym. Można powiedzieć, że znalazł to, czego szukał - stwierdził oschle Wargrave. - Spokojny facet, co przypadło mi do gustu. Refleks jak u kierowcy rajdowego. Wypróbowałem go za pomocą starej sztuczki. Położyłem na stole pomiędzy nami rewolwer i na umówione słowo w trakcie zwykłej rozmowy o wszystkim i o niczym obaj mieliśmy po niego sięgnąć. - Kto wygrał? - On pierwszy dotknął rękojeści. - Był szybszy? - Ja już przygważdżałem jego rękę do stołu. - Jak on wygląda? Przystojny? - Wzrost przeszło metr osiemdziesiąt, waga siedemdziesiąt pięć kilogramów, jasna cera, kręcone brązowe włosy, duża powściągliwość w ruchach. Zawodowiec w każdym calu. Przelatując w śnieżnej zawiei nad jugosłowiańskim wybrzeżem, Wargrave wszedł w zasięg miejscowych radarów. Wygłosił do przymocowanego do słuchawek mikrofonu parę krótkich zdań w serbochorwackim. W ciągu lat spędzonych na Bałkanach zawarł bliską przyjaźń z rozmaitymi osobami, a jedną z nich był Stane Sefer, szef jugosłowiańskiej tajnej policji. To właśnie on był adresatem nadanej w czwartek przez Neckermanna tajnej depeszy. W piątek wieczorem Wargrave zadzwonił do Belgradu, by potwierdzić jej treść, i poprosił Sefera o pozwolenie na przelot nad terytorium Jugosławii w ważnej misji, nie wyjaśniając, na czym ona polega. - Będziemy śledzić twój przelot od początku do końca na naszych radarach - obiecał Sefer. - Przy tej pogodzie bez naszej pomocy nie utrzymasz się na kursie. Odgadł bez pytania, że Wargrave leci po jakiegoś spalonego u Rosjan agenta. Podobnie jak jego koledzy z rządu, Sefer więcej niż skwapliwie udzielał skrytego poparcia wszystkim działaniom, które mogły podkopać sowiecką władzę, rozciągającą się na wszystkie satelickie państwa bloku socjalistycznego. Nikt w Belgradzie nie miał wątpliwości co do stopnia suwerenności kraju ani też faktu, że w razie potrzeby Wielki Brat nie zawaha się przed zbrojną interwencją. Ten lot również nie należał do przyjemnych - na oślep w śnieżnej zadymce - i bez pomocy śledzących ich trasę stacji radarowych Sefera, które prowadziły Wargravea do granicy rumuńskiej, mógłby zakończyć się katastrofą. Elsa studiowała mapę i niestrudzenie wypatrywała w dole ziemi, próbując zachowywać się tak, jakby był to dla niej chleb powszedni. Początkowo pomagała jej w tym solidna porcja szkockiej, którą wypiła przed wejściem do samolotu, lecz pod koniec trzygodzinnej podróży znieczulające działanie alkoholu dawno się wyczerpało. - Przynajmniej nie ma obaw, żeby ktoś nas zobaczył - zauważyła w pewnej chwili Elsa. Jej optymizm doznałby poważnego uszczerbku, gdyby mogła być świadkiem epizodu, jaki miał miejsce w wieży kontrolnej lotniska tuż po ich starcie. Pomocnik kontrolera ruchu powietrznego Toni Morosi podszedł do swojego szefa skarżąc się na kłopoty z żołądkiem. Rzeczywiście jego twarz miała ziemisto-szarą, niezdrową barwę. Uzyskawszy pozwolenie na wyjście, rzekomo złożony niemocą Morosi zamiast do toalety skierował się do automatu telefonicznego i wykręcił numer w mieście. Ten, do kogo dzwonił, od razu podniósł słuchawkę. Mówi Russo - powiedział szybko Morosi. - Jakiś prywatny odrzutowiec hawker - siddeley wystartował o siódmej trzydzieści i obrał kurs na wschód. - Co w tym nadzwyczajnego? - spytał ponury głos. - Stał cały piątek w specjalnym hangarze pod ścisłą strażą sił bezpieczeństwa. - Kto był na pokładzie? - Nie mam pojęcia