Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- O nie - odparł lokaj, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi i nagle posmutniałymi oczami. - O nie, nie uczynisz tego. Jesteś kobietą honoru. A co on robi w mojej sypialni, ta podskakująca karykatura człowieka? Czy ma być moim strażnikiem, dopóki nie podporządkuję się kaprysowi Bestii albo on mojemu? Czy moje położenie jest tak nędzne, że nie wolno mi mieć pokojówki? Niejako w odpowiedzi na nie zadane pytanie lokaj zaklaskał w ręce. - By umilić pani samotność, madame. Pukanie i łoskot za drzwiami szafy, które otwierają się na oścież i wysuwa się operetkowa subretka: lśniące, orzechowobrązowe loki, różane policzki, błękitne, ruchliwe oczy - mija chwila, zanim ją rozpoznaję w jej czepeczku, białych pończoszkach, falbaniastych halkach. W jednej ręce trzyma lusterko, w drugiej puszek do pudru, a w miejscu serca ma pozytywkę; podzwaniając, sunie ku mnie na maleńkich kółeczkach. - Żadna istota ludzka tu nie mieszka - mówi lokaj. Pokojówka zatrzymuje się raptownie, kłania, z pękniętego pod pachą szwu sukienki wystaje uchwyt klucza. Jest cudowną maszyną, najdoskonalszym pod słońcem systemem sznurków i kółek. - Pozbyliśmy się służby - wyjaśnił lokaj. - Otoczyliśmy się natomiast, dla wygody i przyjemności, imitacjami i nie narzekamy bardziej niż większość panów. Moja nakręcana bliźniaczka staje przede mną, jej wnętrzności odgrywają menueta settecento, ofiarowuje mi zuchwały róż uśmiechu. Brzdęk, brzdęk, unosi ramię i pilnie pudruje mi policzki różową sproszkowaną kredą, która przyprawia mnie o kaszel, następnie podsuwa lusterko. Ujrzałam w nim nie własną twarz, ale twarz ojca, jak gdybym nałożyła ją na swoją, przybywając do pałacu Bestii jako uiszczenie ojcowskiego długu. Czego ty, samooszukujący się głupcze, jeszcze płaczesz? W dodatku pijany. Wychylił swoją grappę i cisnął kubek precz. Widząc moje zdumienie i przestrach, lokaj zabrał lusterko, chuchnął na nie, niezdarnie wytarł urękawiczoną pięścią i wręczył mi z powrotem. Teraz zobaczyłam jedynie siebie, zmizerniałą po nie przespanej nocy i dostatecznie bladą, by przydał mi się zapas różu mojej pokojówki. Usłyszałam, jak klucz obraca się w ciężkich drzwiach, a potem tupot nóg lokaja oddalającego się kamiennym korytarzem. Tymczasem mój sobowtór nie przestawał pudrować powietrza przy akompaniamencie brzękliwej melodii; okazało się jednak, że nie jest nieznużony. Pudrowanie stawało się coraz powolniejsze, metalowe serce słabło, jak gdyby zmęczone, pozytywka się wyczerpywała i nuty, wysupłane z melodii, pluskały niby pojedyncze krople deszczu, aż wreszcie pokojówka przestała się poruszać, jakby zmożona snem. Kiedy ona zapadła w sen, nie miałam innego wyboru, jak tylko uczynić to samo. Padłam na wąskie łóżko jak ścięta. Mijał czas, nie wiem jednak, ile go upłynęło; raptem lokaj obudził mnie, przynosząc bułeczki i miód. Gestem ręki wskazałam, żeby zabrał tacę, postawił ją jednak zdecydowanie obok lampy. Z tacy zdjął szagrynowe puzderko i podał mi. Odwróciłam głowę. - Och, jaśnie panienko! - Jakiż ból zabrzmiał w jego piskliwym głosie! Zręcznie otworzył złoty zameczek: na wy ściółce ze szkarłatnego aksamitu leżał pojedynczy diamentowy kolczyk, doskonały jak łza. Zamknęłam puzderko z trzaskiem i rzuciłam w kąt. Ów nagły, raptowny ruch musiał pobudzić mechanizm lalki: z perlistym pierdnięciem gawota wyrzuciła ramię w taki sposób, jakby chciała udzielić mi nagany. Po czym znowu znieruchomiała. - Bardzo dobrze - powiedział urażony lokaj. I dał mi do zrozumienia, że czas, bym znowu odwiedziła mego gospodarza. Nie pozwolił mi się umyć ani uczesać. Tak mało było naturalnego światła we wnętrzu pałacu, że nie potrafiłam powiedzieć, czy to dzień, czy noc. Można by pomyśleć, że Bestia nie ruszył się ani na cal, odkąd ostatnio go widziałam. Siedział w swoim olbrzymim fotelu, trzymając dłonie w rękawach; ciężkie powietrze stało nieruchomo. Mogłam przespać godzinę, noc albo miesiąc, ale w jego posągowym spokoju, w dusznej atmosferze pomieszczenia nie zaszła żadna zmiana. Dym kadzidła nadal unosił się z naczynia, nadal kreślił ten sam podpis w powietrzu. Płonął ten sam ogień. Rozebrać się dla ciebie, jak dziewczyna z baletu? To wszystko, czego ode mnie chcesz? - Widok skóry młodej panienki, której nie oglądał wcześniej żaden mężczyzna - wyjąkał lokaj. Przyszło mi żałować, że nie tarzałam się w sianie z każdym parobkiem na ojcowskim folwarku, bo wtedy nie mogłoby być mowy o tym upokarzającym targu