Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pat był jednym z powodów, dla których chciałem, żeby przyjaciel Giny zginął w wypadku samochodowym. Wiedziałem jednak, że nie jest to jedyny powód. Być może nawet nie główny. — Po prostu nie nastawiaj mojego syna przeciwko mnie — mruknąłem. — O czym ty mówisz, Harry? — Pat powtarza każdemu, kogo spotka, że mama powiedziała, że jego kocha, ale mnie tylko lubi. Gina westchnęła. — Nie tak to określiłam. Powiedziałam mu dokładnie to samo co tobie. Że kocham was obu, ale niestety ku mojemu żalowi nie jestem już w tobie zakochana. — Nadal nie wiem, co to znaczy. — To znaczy, że nie żałuję lat, które razem przeżyliśmy. Ale zraniłeś mnie tak głęboko, że nigdy już ci nie wybaczę ani nie zaufam. I znaczy to również, że nie jesteś już chyba mężczyzną, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. Za bardzo przypominasz innych facetów. Za bardzo przypominasz mojego ojca. — To nie moja wina, że twój tato porzucił ciebie i twoją mamę. — Byłeś dla mnie szansą, żeby to przezwyciężyć. I schrzaniłeś to. Ty też mnie porzuciłeś. — Daj spokój. To była tylko jedna noc. Ile razy będziemy to wałkować? — Tak długo, aż zrozumiesz, co czuję. Jeśli mogłeś zrobić to raz, możesz to zrobić tysiąc razy. To pierwsze prawo puszczania się. Ogólna teoria puszczania się jasno określa, że jeśli ktoś zrobił to raz, będzie to robił wciąż na nowo. Nadużyłeś mojego zaufania i po prostu nie wiem, jak to naprawić. Mnie też to boli, Harry. Nie próbowałam nastawiać Pata przeciwko tobie. Próbowałam mu wyjaśnić całą sytuację. Jak ty ją wyjaśniasz? — Nie potrafię jej wyjaśnić. Nawet samemu sobie. — Powinieneś spróbować. Ponieważ jeśli nie zrozumiesz tego, co się z nami stało, z nikim nie będziesz już szczęśliwy. — Ty mi to wyjaśnij. Westchnęła. Jej westchnienie dobiegło do mnie aż z Tokio. — Mieliśmy małżeństwo, które moim zdaniem było całkiem udane, ale twoim zdaniem się zrutynizowało. Jesteś typowym romantykiem, Harry. Kiedy związek nie dorasta do twoich żałosnych i nierealistycznych fantazji, rozbijasz go. Niszczysz wszystko. A potem masz czelność zachowywać się jak strona pokrzywdzona. — Kto ci podsunął te psychologiczne teorie? Twój przyjaciel jankes? — Dyskutowałam z Richardem o tym, co się stało. — Z Richardem? Tak ma na imię? Richard? Ha, ha. Jezu Chryste. — Richard to najnormalniejsze imię pod słońcem. Na pewno nie gorsze niż Harry. — Richard. Rich. Dicky. Dick. Stary Dicky. Richard, kutas złamany. — Czasami patrzę na ciebie i Pata i naprawdę nie wiem, który z was ma cztery lata. — To proste. Ja jestem tym, który potrafi sikać, nie zalewając przy tym całej podłogi. — O wszystko to możesz winić samego siebie — powiedziała, zanim odłożyła słuchawkę. — Doszło do tego, ponieważ nie doceniałeś tego, co posiadałeś. To nieprawda. Byłem dość inteligentny, żeby wiedzieć, co posiadam. Ale zbyt głupi, żeby wiedzieć, jak to zatrzymać. * * * Jak w przypadku każdej żyjącej pod tym samym dachem pary ustaliły się wkrótce między nami codzienne rytuały. Tuż po świcie Pat wtaczał się zaspany do mojej sypialni i pytał, czy już pora wstawać. Odpowiadałem, że jest dopiero środek cholernej nocy, a on natychmiast właził do mnie do łóżka i zasypiał w miejscu, w którym spała kiedyś Gina, rzucając tak długo rękoma i nogami w swoich dzikich dziecinnych snach, że w końcu dawałem za wygraną i wstawałem. Kiedy Pat zwlekał się z łóżka, siedziałem na ogół w kuchni i czytałem gazetę. Słyszałem, jak zakrada się do salonu i natychmiast włącza wideo. Teraz, kiedy jego wyrzucono z przedszkola, a mnie z pracy, nie musieliśmy się nigdzie spieszyć. Mimo to niezbyt chętnie pozwalałem mu robić wszystko, na co miał ochotę, a on miał ochotę oglądać wideo przez cały boży dzień. Szedłem więc do salonu, wyłączałem telewizor i prowadziłem go do kuchni, gdzie siedział nad miską Coco Pops, aż zwróciłem mu jego wolność. Kiedy się umyliśmy i ubraliśmy, zabierałem go na rower do parku. Rower był marki Bluebell i nadal miał boczne kółka. Pat i ja dyskutowaliśmy czasami, czy nie czas je zdjąć i zacząć jeździć na dwóch kołach. Wydawało się to jednak krokiem, na który na razie nie mogliśmy się zdecydować. Wiedza o tym, kiedy można będzie zdjąć boczne kółka, to było coś, czym mogła poszczycić się Gina. Po południu moja matka odbierała zwykle Pata i miałem wtedy okazję zrobić jakieś zakupy, posprzątać dom, pomartwić się chwilę o pieniądze i pochodzić w tę i z powrotem po pokoju, wyobrażając sobie, jak Gina jęczy z rozkoszy w łóżku innego mężczyzny. Ale rano chodziliśmy do parku. Rozdział 16 Pat lubił jeździć rowerem wokół otwartego basenu pływackiego na skraju parku. Niewielki basen był pusty przez cały rok z wyjątkiem kilku tygodni na początku lata, kiedy to rada miejska niechętnie wypełniała go silnie chlorowaną wodą, po której lokalne dzieciaki pachniały, jakby skąpały się w odpadach przemysłowych. Na długo przed końcem lata wypompowywano wodę i wyławiano z dna zabłąkane wózki z supermarketu. Choć była dopiero połowa sierpnia, przy małym basenie nie było nikogo z wyjątkiem Pata jeżdżącego na swoim bluebellu. W widoku prawie stale pustego basenu było coś przygnębiającego. Znajdował się w rzadko odwiedzanej części parku, daleko od placu zabaw, gdzie piszczały z radości dzieciaki, i od kafejki, gdzie mamusie i tatusiowie — choć w większości mamusie — sączyli bez końca kolejne filiżanki herbaty