Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Ty mały gówniarzu! - Wiedziała już, że biały proszek to nie cukier, tylko kokaina. Dobra kokaina - pomyślała, kiedy język jej zdrętwiał od tej minimalnej ilości. Mario miał kiedyś, lata temu, problem z narkotykami, ale był wtedy nastolatkiem. Świadomość, że znów bierze, doprowadziła Stellę do szału. Nic dziwnego, że wyszedł wczoraj wieczorem - myślała zła i rozczarowana. Jeśli brał kokainę, prawdopodobnie nie mógł spać. Z ponurą satysfakcją ścierała gąbką drogi narkotyk. Zaczęła otwierać szafki, zdecydowana znaleźć i wyrzucić do ubikacji wszelkie zapasy białego proszku. Nie znalazłszy nic w ciemni, przeszukała systematycznie dom. Nic nie znalazła. Zbliżała się pierwsza i Stella wiedziała, że jeśli będzie czekać dłużej, spóźni się na samolot. Na stole w kuchni zostawiła dla Maria wiadomość, żeby zaraz po powrocie zadzwonił do niej do Dallas. Chwyciła torebkę i kosmetyczkę, zbiegła po schodach do wynajętego samochodu i odjechała. Stella zdążyła na swój lot o drugiej, ale samolot nie odleciał. Kiedy pasażerowie siedzieli już przypięci pasami i gotowi do startu, głos stewardesy z głośnika oznajmił, że lot jest opóźniony. Po półgodzinnym oczekiwaniu wreszcie wystartowali i gdy spóźnieni przylecieli do Dallas, Stella się zastanawiała, czy Sam zrezygnował już i poszedł do domu. Cholerne linie lotnicze - myślała schodząc po trapie. Nadal wrzała wewnętrznie z powodu odkrycia, jakiego dokonała w ciemni. Już ona mu pokaże, kiedy do niej zadzwoni. Zbyt wiele w życiu mu poświęciła i teraz nie pozwoli, żeby sam siebie niszczył. Wiedziała poza tym, że kokaina jest jednym z najniebezpieczniejszych narkotyków. Skutki jej zażywania bywały tragiczne. Nawet u kilkunastoletnich chłopców wywoływała czasem atak serca, a Stella nie miała zamiaru pochować jedynego pozostałego przy życiu członka swojej rodziny. Samolot był mały, więc nie podkołował do wejścia do budynku. Stella osłoniła oczy przed jasnym popołudniowym słońcem lotniska Love Field. Za barierką dostrzegła Sama, a obok niego chłopca z bukietem białych lilii w rękach. Sam przyprowadził Adama, swojego dwunastoletniego syna. W gwałtownych podmuchach wiatru Stella przytrzymywała włosy z prawej strony twarzy, nie chcąc, by chłopca przestraszył widok blizny na jej policzku. Ale zdenerwowanie szybko zniknęło. Patrzyła na Adama, takiego młodego, z taką świeżą twarzą, i przypominała sobie Maria, kiedy był w tym wieku. Z uśmiechem, machając ręką, schodziła ostrożnie z samolotu wąskimi stopniami. Chciała sprawiać wrażenie swobodnej i pewnej siebie. Jednakże kiedy tylko stanęła na ziemi, podeszło do niej dwóch mężczyzn w służbowych garniturach. - Stella Cataloni? - odezwał się jeden z nich. - Czy pani Stella Cataloni? - Aha - odpowiedziała. Coś się stało Mariowi? Miał wypadek albo przedawkował? Mężczyzna wyciągnął identyfikator i machnął jej nim przed oczyma. - Biuro Szeryfa. Mamy panią aresztować. Zesztywniała z wrażenia. Potem sobie uświadomiła, że Fitzgerald mógł nie poinformować odpowiednich ludzi o odwołaniu całej akcji. - To pomyłka. - Patrzyła na Sama i jego syna. - Mieli zamiar wysunąć przeciwko mnie zarzuty, ale dziś rano postanowili tego nie robić. Pewnie wam, chłopcy, nikt o tym nie powiedział. Stacjonujecie tutaj, w Dallas, czy przysłali was z Houston? - Jesteśmy z Biura Szeryfa Dallas. Przykro mi, ale będzie lepiej, jeśli pójdzie pani z nami dobrowolnie. Nie chcemy żadnych problemów, proszę pani. Próbujemy tylko wykonywać swoją pracę. - Sięgnął po portfel i wyjął plastikową kartę, by przeczytać Stelli jej prawa. - Ma pani prawo nic nie mówić. Ma pani prawo do obecności adwokata podczas przesłuchania. Jeśli nie stać pani na adwokata, stan... Stella nie słuchała. Drugi z urzędników podszedł z tyłu i pociągnął ją za ramię, w ręku pobrzękiwały mu kajdanki. Wyrwała się niemal w panice. Nie mogła pozwolić, by ją skuli i zabrali na oczach Sama i jego syna. - Nie słyszeliście?! - krzyknęła. Huk odrzutowców dudnił jej w uszach. - Odwołali. Zadzwońcie do Jacka Fitzgeralda z Biura Prokuratora Okręgowego Houston, on to potwierdzi. Widziała, jak Sam powiedział coś do syna i próbował przejść przez bramkę w kierunku samolotu. Ale funkcjonariusz ochrony lotniska go zatrzymał, a Stella dostrzegła znak informujący, że ta strefa jest przeznaczona wyłącznie dla pasażerów. Sam zawrócił i stanął obok Adama. Obaj spletli palce na drucianej siatce ogrodzenia. Dwaj urzędnicy z Biura Szeryfa wymienili ponure spojrzenia i zajęli miejsca po obu stronach Stelli. W kilka sekund skuli jej ręce za plecami i poprowadzili przez pas startowy. - Proszę, nie róbcie mi tego - płakała. - Tylko zdejmijcie kajdanki. Pójdę z wami. Nie będę robić sceny. Moi przyjaciele są tutaj. Nie jestem przestępczynią. Jestem prokuratorem okręgowym. To jakaś potworna pomyłka. - Przykro mi - powiedział wyższy z mężczyzn. - Takie są przepisy, wie pani o tym. Każdy więzień musi być skuty. Opuściła głowę ze wstydu
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nieraz zadawala sobie pytanie, co w tym ciężkawym, powolnym w ruchach mężczyźnie działa na nią tak odpychająco, a co powoduje, że na samą myśl o nim w weekendowe poranki...
- Lat trzydzieści kilka, średniego wzrostu, dobrze zbudowany, zapewne w świetnej kondycji fizycznej...
- Wyglądał jak Dracula...
- Zaniepokojeni tym, że na Wolskiej podszedł do nich jakiś osobnik i prosił o ogień, zmienili trasę spaceru i przeszli na ul...
- 228 B d...
- Phelan zaczął zwolna reagować...
- - George! - wrzasnęła rozgniewana Laurel...
- Społeczność międzynarodowa śledziła w napięciu, z rosnącym niepokojem rozwój sytuacji w Polsce...
- 333 1 Na blacie pełno było do połowy opróżnionych kieliszków szampana, pootwieranych puszek z napojami gazowanymi i popielniczek, z których wysypywały się niedopałki...
- Nawet nie zauważycie, że wyjechałam...