Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Jest gorzej, niż mogliśmy zakładać, biorąc pod uwagę skład ławy - powiedział Phillips i zakasłał nerwowo. - Powinniśmy się cieszyć z tego, co mamy. - A ja sądzę, że ten werdykt to dość wyraźny znak dla innych - powiedział Conway, podniesiony na duchu doniesieniami prasowymi. - Koncern Grace'a nie został uwolniony od najcięższych zarzutów. To jest spawa, która... - Musi się szybko skończyć - wpadł mu w słowo Phillips. - Powinniśmy ratować resztki naszego honoru i wycofać się tak szybko, jak to możliwe. Kurwa! Nic innego nam nie pozostało! - Jak myślisz, ile moglibyśmy dostać? - zapytał Conway. Phillips zastanawiał się przez chwilę. - Dwadzieścia pięć milionów. - Odkaszlnął. - Jeśli dopisze nam szczęście. W swoim gabinecie Schlichtmann odbierał telefony. Redaktor Good Morning America poprosił go o przyjazd do Nowego Jorku i udział w jutrzejszym programie w towarzystwie któregoś z klientów. Jan przyjął zaproszenie i zadzwonił do Woburn, do Donny Robbins. Powiedział, że będzie na nią czekał na lotnisku o wpół do ósmej wieczorem. Kiley zdecydował się polecieć z nimi. Wiedział, że Jan nie ma ani jednej karty kredytowej, za pomocą której mógłby opłacić bilety lotnicze i pobyt w hotelu. Do kancelarii wpadła Rikki Klieman. Wyglądała olśniewająco w kremowym letnim kostiumie, jej wspaniałe kasztanowe włosy lśniły. Wcześniej wysłała do biura kwiaty, co mogło być odczytane jako gratulacje bądź kondolencje. - Jak się czuje Jan? - zapytała Conwaya. - Kiepsko - odparł. - Ktoś powinien z nim porozmawiać. - Jedzie do Nowego Jorku, żeby wystąpić w GoodMorning America. Poleć t nim, podniesiesz go na duchu. - Nie zostałam zaproszona. - Po prostu jedź - powiedział Conway. Rikki weszła do gabinetu Schlichtmanna. Pakował małą torbę podróżną. - Chcesz, żebym z tobą pojechała? Spojrzał na nią oczyma bez wyrazu. - Pewnie - powiedział matowym głosem. Nie rozwiało to wątpliwości Rikki. - Mówisz poważnie? Naprawdę? Jan przytaknął ruchem głowy. Rikki wyszła, by przygotować się do podróży. Do gabinetu wszedł Conway zamknął za sobą drzwi. - Jeśli uważasz, że przegraliśmy, tak samo pomyślą wszyscy, którzy zobaczą ię jutro rano w telewizji. Nie rób nam tego, Jan. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. 34 Na lotnisku Schlichtmann przedstawił Rikki Donnę Robbins. - Rikki jest moją najlepszą przyjaciółką i świetnym adwokatem - wyjaśnił Donnie. - Wspierała nas i bardzo mi pomogła. Zajęli miejsca w samolocie do Nowego Jorku odlatującym o dwudziestej. Schlichtmann usiadł przy przejściu, obok Donny, która zajęła fotel przy oknie. Klieman i Tom Kiley siedzieli razem po drugiej stronie, dwa rzędy dalej. Donna była zdenerwowana. Panicznie bała się publicznych wystąpień, sądziła, że trema odbierze jej mowę. Perspektywa występu na żywo w Good Morning America po prostu ją przerażała. Zawsze w podobnych sytuacjach Schlichtmann udzielał jej wskazówek i zapewniał, że sobie poradzi. Ale teraz, w samolocie, był dziwnie milczący. Kiedy coś do niego mówiła, tylko kiwał głową w odpowiedzi. Dopiero po pewnym czasie uprzytomniła sobie, że od startu nie odezwał się do niej ani jednym słowem. - Wszystko w porządku, Janie? - zapytała. Mruknął twierdząco i skinął głową. Jakkolwiek mocno się starała, nie mogła go nakłonić do rozmowy. Jeszcze nigdy nie spotkała człowieka, który by się zachowywał w ten sposób. Jeszcze bardziej ją to przeraziło. Schlichtmann słyszał, że Donna coś mówi, zadaje mu pytania, ale jej głos zdawał się dochodzić z bardzo daleka. A on, nawet jeśli chciał odpowiedzieć, bał się, że gdy tylko otworzy usta, zaraz się rozpłacze. Oddychał szybko i płytko. Nigdy dotąd nie odczuwał w samolocie klaustrofobii, a teraz wydawało mu się nawet, że ubranie go dusi. Każda minuta trwała niemal całą wieczność. Marzyła mu się ciepła kąpiel. Miał dziwne wrażenie, że gdyby udało mu się wyskoczyć z własnej skóry i wejść do ciepłej wody, od razu poczułby się lepiej. Wyobrażał sobie zamek błyskawiczny na swoim ciele biegnący od szyi do pępka. Pragnienie rozpięcia go było tak silne, że obawiał się, iż stanie w przejściu między fotelami i rozbierze się do naga. Znowu słyszał głos Donny, ale mógł tylko patrzeć nieruchomo przed siebie. Po głowie kołatała mu się myśl: Może samolot się rozbije i ten koszmar wreszcie dobiegnie końca. Siedząca dwa rzędy z tyłu Rikki obserwowała Schlichtmanna sztywno wyprostowanego, tkwiącego nieruchomo w fotelu. Pochyliła się do Kileya i powiedziała: - Chyba wiem, o czym on teraz myśli. Wbił sobie do głowy, że byłoby dla niego lepiej, gdyby samolot się rozbił. Rozumiesz? On podświadomie pragnie katastrofy. Kiedy wylądowali w Nowym Jorku, Kiley przejął sprawy w swoje ręce. Kazał taksówkarzowi jechać na Manhattan. Doszedł do wniosku, że Schlichtmanna w tym stanie trzeba odseparować od klientki. W hotelu „Barbizon" odprowadził Donnę do recepcji, zapłacił za jej pokój i powiedział, że przyjadą po niąnazajutrz o wpół do siódmej rano. Wrócił do taksówki i polecił kierowcy jechać do „Helmsley Pałace". W recepcji jednak się zawahał. Gdyby nie było z nimi Klieman, wziąłby jeden wspólny pokój z Janem. Ale w tej sytuacji nie potrafił zdecydować, czy poprosić o trzy pokoje, czy tylko o dwa. Spojrzał na Rikki i pytająco uniósł brwi. Wzruszyła ramionami. Zamówił więc dwa pokoje. 335 Pojechali windą na osiemnaste piętro. Przy drzwiach pokoju Schlichtmann skinął na bagażowego, aby wniósł jego torbę i walizkę Rikki. Kiley poszedł sam do drugiego pokoju. Wrócił po paru minutach, żeby powiedzieć, że schodzi do baru na drinka i kolację. Zapytał, czy chcą z nim pójść. „Harry's Bar", w którego wystroju dominowało ciemne drewno i błyszczący mosiądz, o dwudziestej trzeciej wciąż tętnił życiem. Kiley zauważył wolny stolik i pociągnął Jana w jego kierunku. Zamówili drinki i kanapki. Razem z Rikki przystąpił do trudnego zadania poprawy nastroju Schlichtmanna, który tylko wypijał koktajl za koktajlem, nie wziął nawet jednej kanapki. Kiley próbował wyciągnąć go z dziwnego, niemal katatonicznego odrętwienia. Spytał, co zamierza powiedzieć przed kamerą. Jan tylko obojętnie wzruszył ramionami i nie odpowiedział. Przez godzinę oboje mówili do niego, starali się go uspokoić, przemówić mu do rozsądku. Kiley okazywał wyjątkową troskliwość, był cierpliwy i wyrozumiały, co imponowało Rikki. Dotąd nawet nie przypuszczała, że masywnie zbudowany i szorstki w obejściu adwokat, mówiący z silnym bostońskim akcentem, może być aż tak wrażliwy. Schlichtmann rozluźnił się dopiero po północy
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- A może to nie była miłość, może to było coś, co zastępuje miłość tym, którzy skapitulowali...
- Było to rozpaczliwe łkanie umęczonej duszy człowieczej i pasaż jęków rozdartego serca i cichy, rozdzierający płacz dziewczęcy i pieśń żałobna wieczystej rozłąki...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- W wiele lat później Garp miał sobie uświadomić z rozczuleniem, że to jąkanie starego było czymś w rodzaju posłania dla Tincha od ciała Tincha...
- Przez tłum ludzi i koni nie można było jak należy zajechać i ojciec mój był na to markotny, mówiąc: – Już nam, widzę, trza dojść pieszo do ganku, jakbyśmy przyjechali za służbą...
- W moim życiu nie było przesadnie dużo powodów do dumy i nie bardzo mogłam się czymś przechwalać, nie przypominając przy tym kogoś z rodziny Charlesa Man-sona1...
- Wnętrze było przepiękne: ściany z błękitnego i różowego marmuru; sklepienie, którego trzy kopuły ozdabiały jaskrawe malowidła serafinów; bogate freski; cudownie...
- 126 Na widok wielkiego wojska stojącego na lądzie zatrzymał okręt i przypuszczając, co było prawdą, że tam się i król znajduje, posłał do niego swych ludzi, którzy mieli...
- Kto by pomyślał kilka lat przedtem, że ta wspaniała Sabina i jej krewni znajdą się w jednym i tym samym wagonie bydlęcym ze mną i z moimi dziećmi? A jednak było przyjemnie...