Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
– boulevard (franc.), bulwar. 229 M o n t r o u g e – najbardziej wysuniête na po³udnie przedmieœcie Pary¿a. 230 M a d a m e A n g o t – typ wzbogaconej przekupki, stworzony przez dramaturga francuskiego Antoine Eve w koñcu XVIII w., spopularyzowany nastêpnie dziêki operetce Charles Lecocq Córka pani Angot. 231 B o s z e – Niemcy; pogardliwa nazwa nadana im przez Francuzów. 232 M e r d e! (franc.) – gówno! 162 – Wszystkich pan nie wsadzisz, niedoczekanie pañskie, panie sier¿ancie! Wszyscy i tak wiedz¹ o co idzie... – Wszystkich nie wsadz¹, tylko pani¹ jedn¹. Marsz za mn¹! Do komisariatu! – Widzicie go? Jeszcze czego?! Odczep siê pan, pókim dobra! – IdŸ pan lepiej na front, nie tu wojowaæ z babami! – Byk zatracony... – Mort aux vaches!233 Na to z nieba w szalonym rozpêdzie run¹³ przeraŸliwy zgrzyt – jêk – œwist. T³um prys³ na wszystkie strony, do sklepów, w bramy kamienic, pod œciany. Pêk³a kolumna jeñców i rozsypa³a siê po ca³ej szerokoœci bulwaru. Wielu pad³o na ziemiê. Policjanci, ratuj¹c sytuacjê, gwizdali gorliwie. Przelecia³o, posz³o dalej zawziête, wœciek³e wycie pocisku. Wnet przez wrzawê ulicy, poprzez histeryczne zawodzenie kobiet, przez nawo³ywania, przez œmiech, przez wrzaski ¿o³nierzy sprawiaj¹cych do porz¹dku kolumnê jeñców przebi³ siê i zawis³ w powietrzu ciê¿ki, przeci¹g³y pogrzmot. – W ratusz trafi³! – Nie, dalej, dalej. – Gdzieœ ko³o Panteonu! – Bo¿e, zmi³uj siê nad nami... Senator Guillet-Goudon z trudem dŸwiga³ siê z ziemi, d³ugo stêka³ i wzdycha³, i d³ugo oporz¹dza³ ubranie unurzane w b³ocie jezdni. Melon, jeszcze przed chwil¹ nieposzlakowany i senatorski, by³ fatalnie rozdeptany przez kogoœ w ucieczce, a parasol przepad³ bez œladu. Senator, zaznawszy têgiego stracha, wnet och³on¹³ i poczu³ w sobie mi³e odœwie¿enie si³, jakby ocknê³o w nim siê coœ z dalekiej m³odoœci i coœ przypominaj¹cego niemal mêstwo gotowe i na dalsze niebezpieczeñstwa. „Naturalnie, oczywiœcie, to nie by³o nic, ale nie ma mocniejszego, najszlachetniejszego impulsu dla podupad³ej woli, jak groza œmierci. Œmierci bojowej! I dobrze, ¿e nas wziêli pod obstrza³ swego diabelskiego dzia³a. Przelotne rajdy aeroplanów nie hartowa³y woli. Od rajdów broni³y nas mg³y, deszcz, noc, wreszcie, do pewnego stopnia, nasze reflektory, eskadry powietrzne, dzia³a przeciwlotnicze. Teraz jesteœmy wystawieni na cel bez ¿adnego sposobu ratunku. Wal¹ i wal¹. Pozostaje nam tylko bohaterstwo wytrwania. Pary¿ potrzebowa³ tej próby. Niech¿e wal¹ jeszcze! Nie ka¿dy odradza siê na poczekaniu, przewa¿nie ludzie czyni¹ to z opóŸnieniem, zw³aszcza ludzie kierowniczy. Inna rzecz, gdyby to mia³o trwaæ d³u¿ej, wola mo¿e siê przehartowaæ i zawieœæ. Obawiam siê, ¿e nasi panowie znowu pouciekaj¹ do Bordeaux, mo¿e nawet nie tak daleko jak za pierwszym razem, ale zawsze... Do diab³a, niech ju¿ lepiej przestan¹ z t¹ «Bert¹»...” III Tryumf.234 Jak Niemcy d³ugie i szerokie, grzmi¹ fanfary zwyciêstwa. Uroczystoœci, tr¹by, sztandary, mod³y dziêkczynne, defilady, obchody, pochody. Dzieñ szczêœcia przyszed³ wraz z pierw- 233 M o r t a u x v a c h e s! (franc.) – œmieræ szpiclom! 234 T r y u m f – ofensywa, rozpoczêta przez Ludendorffa 21 marca 1918 r. przynios³a Niemcom powa¿ne sukcesy: 30 kwietnia zajêli szereg miejscowoœci na zachód od Lille i St.- Quentin, a na po³udniu posunêli siê do kana³u Oise-Aisne. Najwiêksze zwyciêstwa odnios³y wówczas grupy armii ksiêcia Ruprechta i Kronprinza. 163 szym kwietniowym s³oñcem i ciep³em, po ciê¿kiej, beznadziejnej zimie, po tylu nie dotrzymanych zapowiedziach lepszej odmiany, w przygnêbieniu, w g³odzie i nêdzy, gdy poza oficjalnymi dozorcami opinii olbrzymia wiêkszoœæ narodu zw¹tpi³a ju¿ o wszystkim i pragnê³a tylko koñca tych okropnoœci, naturalnie „bez aneksji i odszkodowañ”. Ale gdyby za cenê koñca Wilson i Comp. za¿¹dali... Gdyby wyznano szczerze, w uczciwym plebiscycie niemieckiej duszy, zarz¹dzonym w ci¹gu minionego koszmaru tej strasznej, ostatniej zimy, po¿egnano by dawno nie tylko Metz i Strasbourg. Tak czu³a i myœla³a masa narodu. A sfery rz¹dz¹ce pañstwem i wojn¹ uczyni³yby tê ofiarê znacznie wczeœniej, gdyby nie by³o dobrze wiadomo, ¿e w straszliwej walce na œmieræ i ¿ycie wróg nie poprzestanie na ustêpstwie z ziemi spornej, a za¿¹da poddania siê, ruiny i na d³ugie, d³ugie lata zatracenia wielkoœci i honoru cesarskich Niemiec. Trzeba by³o zwyciê¿yæ. Przez ca³¹ zimê gotowano siê do tej ostatecznej walki w niezmiernym, rozpaczliwym wysileniu. ¯o³nierz, ¿eby wy¿yæ i przetrzymaæ na froncie, skazywa³ na g³ód ¿onê i dzieci, ojca i matkê. Ludzie marzli i wymarzali, wymierali na osobliwe niemoce i gor¹czki, a wêgiel szed³ do fabryk amunicji, do stoczni, do hut wojennych i na po¿arcie dla wiecznego pogotowia floty. Dziadowa³ i dygota³ z zimna naród ca³y, przyobleczony w ersatze, w strzêpy i szmaty, a¿eby ¿o³nierz na froncie móg³ przezimowaæ. Szli w szeregi starzy ponad przepisane lata, a z nimi roczniki przedwczesne. Wyganiano ze szpitali rannych nie doleczonych, powo³ywano koœlawych, u³omnych, niemocnych. Gromadzono si³ê niebywa³¹ w tej wojnie, przez ca³¹ zimê wykuwano taran, który wiosn¹ mia³ uderzyæ i skruszyæ wroga. Biada, jeœli siê to nie stanie... I sta³o siê. Przez geniusz wodzów, przez mêstwo ¿o³nierza, przez poœwiêcenie ca³ego narodu i za spraw¹ i zrz¹dzeniem Boga niemieckiego. Zniszczona jest na zawsze ¿ywa moc armii brytyjskiej i ju¿ siê nie podŸwignie... Wy³amane s¹ szczerby we froncie francuskim i rych³o – nied³ugo czekaæ – armie nasze run¹ przez nie i zalej¹ Pary¿, zalej¹ Francjê... Nie zd¹¿¹ Amerykanie... Prasa patriotyczna, pieni¹c siê z zachwytu, wylicza³a kilometry zdobyte w g³¹b i wszerz, wymienia³a zagarniête miasta, ich znaczenie strategiczne i bogactwo, rachowa³a na setki tysiêcy jeñców, sumowa³a armaty, czo³gi, kolosalne zapasy. A teraz, podziêkuj Bogu i raduj siê, ziemio niemiecka... Na trasie ratusza miasta Mannheimu przygodnie sklecona orkiestra ze wszystkich si³ dê³a i dmucha³a w swe instrumenty, chc¹c grzmieniem tr¹b uczciæ kolosalny prze³om w losach narodu. Ale jedni byli za starzy, inni zbyt m³odzi, by odpowiedzieæ godnie zadaniu tej chwili. Byli wyniszczeni d³ug¹, g³odow¹ zim¹ i zbyt zdrêtwiali w zastarza³ym przygnêbieniu, ¿eby od razu uderzyæ w ton radoœci. Nik³e by³y nawet te miejsca, które w nutach oznaczono – fortissimo. W pewnych momentach tego koncertu wiatr przemaga³ trêbaczy i zabiera³ precz ca³¹ muzykê
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Jaina doszła do wniosku, że teraz, kiedy sprzeczka jej rodziców przestała dotyczyć spraw poważnych i przerodziła się w żartobliwe przekomarzania, może zostawić ich...
- Jak pozostać blisko l doświadczenia prostaczków podtrzymując jego, by tak l rzec, cnotę czynną, zdolność do przeobrażania i ulepszania ich świata? Na tym polegał problem...
- Urodzony w 1898 r...
- Wyjęła sierpniową teczkę i potrząsnęła nią...
- Te opadłe powieki, ten bwisły wąs, wesołe oczka, skryty, słowiański uśmiech...
- Leachmeyer uśmiechał się tymczasem do pułkownika, który miał przedstawić drugi plan...
- Oczywiście, że o tym pomyślała...
- Szło się tędy niczym przezstarożytnyraj, jeszcze przednastaniemczłowieka, i Mark uświadomił sobie, że tegowłaśnie potrzebabyło 32 jegociału i psychice, by...
- Na długą minutę Hendrick skupił się na mieszaniu mamałygi i utrzymywaniu odpowiedniego ognia...
- - Co za niepowetowana strata...