Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

30 po południu i przybyć do Anchorage o 1.15 po południu czasu obowiązującego na Alasce. To oznaczało, że Sullivan dotarłby do Anchorage blisko dwie godziny przed planowanym porwaniem Swana. Bez wątpienia poszedłby od razu do hotelu Westward, by się spotkać z Mackayem; byłby tam w momencie, gdy dzwonił Swan. Nie byłby sobą, gdyby to nie wzbudziło jego podejrzeń. Niestety, tak się nie stało. Z powodu niedostatków paliwa, samolot z Kopenhagi wystartował z ponad dziesięciogodzinnym opóźnieniem. Gdy Kinnaird dotarł do schodni prowadzącej na Challengera, Sullivan znajdował się nadal na wysokości ponad 9000 metrów nad ziemią, siedem godzin lotu od Anchorage. - Więcej kłopotów. To nie jest nasz dzień, Bennett... Mackay przekazał wiadomość, jaką otrzymał z kabiny radiooperatora swemu pierwszemu oficerowi i stał teraz na mostku kapitańskim z rękoma założonymi do tyłu. Patrzył na przebłyskującą w ciemności czerwoną łunę pożaru. Bennett odczytał wiadomość, która właśnie nadeszła z biura londyńskiego. Proszę z całym szacunkiem traktować panią Betty Cordell, dziennikarkę amerykańską, która weźmie udział w rejsie Challengera do terminalu Oleum, rozpoczynającym się 16 stycznia. Cordell przylatuje na lotnisko w Anchorage o szóstej dziesięć po południu na pokładzie samolotu North West Airlines z Seattle. Sama dotrze na statek. Harper. - To kobieta - wycedził Mackay stojąc na przodzie mostka kapitańskiego. - Tak należałoby przypuszczać, panie kapitanie - odparł Bennett - chyba że Amerykanie zaczęli w jakiś dziwny sposób nadawać imiona. - Próbuje pan być zabawny? - Po prostu czynię pewne spostrzeżenie, panie kapitanie -odrzekł z szacunkiem Bennett. - Lepiej uprzedzę Wrigleya, żeby przygotował kabinę... - Żadnych falbanek - warknął Mackay. - Będzie musiała mieszkać tak jak my wszyscy i polubić to. Czy nie ma na świecie dość dziennikarzy mężczyzn, którzy mogliby popłynąć? Jeżeli zażyczy sobie śniadanie do łóżka, to go nie dostanie. Lepiej niech pan już pójdzie i powie Wrigleyowi... Bennett opuścił mostek kapitański, zanim kapitan zdążył wyrazić swoje myśli w bardziej marynarski sposób. Nie jest to takie niezwykłe, że kobieta podróżuje na pokładzie tankowca przewożącego ropę; wiele firm pozwala oficerom zabierać od czasu do czasu swoje żony na pokład, ale Mackay - będąc wdowcem - nie zezwalał na to. - Jeżeli mężczyzna spędza noc ze swoją żoną, korzystając z normalnych małżeńskich uciech, nie jest zdolny do służby w przypadku huraganu - lubił mawiać. I dobrze zrozumiał formułę tej wiadomości, która nie zostawiała mu żadnej swobody decyzji. Harper po prostu kazał mu wziąć tę przeklętą babę na pokład. Brian Walsh, drugi oficer popełnił błąd, przychodząc na mostek kapitański zaraz po wyjściu Bennetta. - Mamy kobietę w tym rejsie - warknął Mackay do swojego drugiego oficera. - Naprawdę, panie kapitanie? Być może Walsh, zdeklarowany kawaler, zareagował nieco zbyt żywiołowo na to przykre stwierdzenie. Mackay odwrócił się powoli i zmierzył Walsha wzrokiem wyrażającym zupełny brak entuzjazmu. - Amerykańska dziennikarka. Pewnie będzie miała krzywe nogi, zapadniętą klatkę i okulary w rogowej oprawce ze szkłami grubymi jak dna butelek po coca - coli. - Tak jest, panie kapitanie. - Walsh, dwudziestosześcio-latek o chłopięcej urodzie, zamrugał oczyma usłyszawszy, jak jego kapitan wyobraża sobie przeciętną dziennikarkę. - Jakieś szczególne środki ostrożności, panie kapitanie? - Środki ostrożności? - głos Mackaya podniósł się o oktawę. -Co pan, u diabła, przez to rozumie? - Jakieś wydzielone obszary? - Walsh wracał pamięcią do opowiadań ojca o życiu na pokładzie transportowca, na którym pływały też kobiety w stopniach oficerskich, służące w żeńskich oddziałach marynarki wojennej WREN. - Gdzie będzie jadła, panie kapitanie? - Razem z nami. Może nie zdąży na rejs? - Mackay miał jeszcze cień nadziei. Wydał już rozkazy, żeby Challenger odpłynął o 10.00 wieczorem - dwie godziny przed zwykłym terminem