Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Po długim biegu oddychała szybko i ciężko. Wysoko w górze widziała błyszczące w słońcu okna we wschodniej wieży, tej, w której znajdowała się ich sypialnia. - Roger - szepnęła, a słowo to zabrzmiało jak szelest rodzieranej tkanimy. Nogi ugięły się pod nią i osunęła się na ziemię, nadal opierając się o pień. Wokół niej leżały na trawie gnijące jabłka, powietrze nasycone było zapachem przypominającym wyborny jabłecznik, ale ona czuła jedynie gorzki smak zdrady. Siedziała długo z kolanami podciągniętymi pod brodę i oplecionymi rękami. Szlochała żałośnie, jak człowiek, który utracił coś niesłychanie ważnego. Płakała, aż zabrakło jej łez. Roger szukał Teleri, ale nie mógł jej nigdzie znaleźć. Dziesiątki razy nazywał siebie głupcem, wyrzucając sobie, że nie porozmawiał z nią o kamiennym kręgu i nowym zaniku, że zlekceważył ten problem, jak gdyby można było łatwo się z nim uporać. Zdawało mu się, że wszystko wie lepiej. Udał się wreszcie do wschodniej wieży, zajrzał do ich sypialni, ale i tu jej nie znalazł. Ruszył więc żelaznymi schodami prowadzącymi na otoczony blankami wierzchołek wieży. Zanim dotarł do szczytu schodów, usłyszał jej głos i zatrzymał się. Teleri rozmawiała z jego ojcem. Szli zewnętrznymi schodami prowadzącymi na wieżę. Szybko pokonał ostatnie stopnie schodów i zatrzymał się przed wejściem na taras. - Musisz porozmawiać z moim synem. - Dlaczego? - Ponieważ on cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. Znam mojego syna. To nie jest łatwy człowiek, ale jeśli cię kocha, to kocha całym sercem. Nie należy do ludzi, którzy w cokolwiek angażują się połowicznie. - Jeśli zna pan tak dobrze swojego syna, to dlaczego traktuje go pan tak surowo, lekceważy go? - Chcę, żeby był tak dobry, jak tylko jest to możliwe. Nie chcę, żeby popełniał takie głupie błędy, jakie ja popełniałem. -Roześmiał się. ale nie był to wesoły śmiech. - Błędy, jakie nadal popełniam. - Roger jest najodważniejszym i najcudowniejszym człowiekiem na świecie - powiedziała zapalczywym tonem Teleri. -Mój mąż nie jest już małym chłopcem, którego można dowolnie kształtować. Jest dorosłym mężczyzną, mającym prawo kochać i poślubić kogo chce. Jest rycerzem. Nie jest oczywiście doskonały, tego nie twierdzę. - Powinnaś go odszukać, porozmawiać z nim i wspólnie rozwiązać sprawę kamiennego kręgu. Nie możesz od tego uciec. - Porozmawiam z nim. Później. Nie teraz. On mnie zranił. Zataił przede mną tę ważną sprawę. Baron nie odpowiedział, bo i cóż mógł powiedzieć? To był błąd i Roger sam o tym wiedział. 310 - Zwracając się do mnie, używasz tytułu "baron" - odezwał się po chwili. - Tak. - Dlaczego? - Bo tak jest najprościej - odparła Teleri w taki sposób, że każdy zorientowałby się, że zadał nierozsądne pytanie. - Mojego konia nazywam Koniem, sokoła Sokołem. Pan jest baronem, więc zwracam się do pana "baronie". - Jestem również lordem. - Chciałby pan, żebym zwracała się do niego „milordzie". - Też nie. Nie chcę, żebyś tytułowała mnie milordem. Zapadło długie milczenie, wreszcie baron powiedział: - Jestem również ojcem. Roger nie wierzył własnym uszom. Czyżby on prosił Teleri, żeby nazywała go ojcem? Tak to zabrzmiało. - Powiem coś jeszcze. Gdy zacznie się pan zachowywać jak ojciec, baronie, wtedy, być może, ktoś nazwie pana ojcem. Po chwili Roger usłyszał odgłos jej kroków. Teleri poszła w stronę zachodniej wieży. Wyszedł z ukrycia i zobaczył ojca stojącego z rękami opartymi o kamienne blanki. Podszedł bliżej do niego. - Jak długo tam stałeś? - zapytał ojciec. - Wystarczająco długo. Ojciec przez dłuższą chwilę nie odrywał wzroku od łagodnych wzgórz widocznych z zamkowej wieży. - Twoja żona jest dzielną kobietą, prawda? - Moja żona? Pogodziłeś się ojcze z tym, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem? - Nie podoba mi się to - powiedział ojciec po chwili - ale muszę się z tym pogodzić. Twoja matka byłaby szczęśliwa, gdyby mogła widzieć ślub swego syna. - Matka była bardzo wzruszona, gdy dowiedziała się o ce 311 remonii, którą mieliśmy. Uznała, że było to bardzo romantyczne, i cieszyła się, że zawarliśmy ślub w tak oryginalny sposób. - Twoja matka jest dla mnie autorytetem. - Baron westchnął i dodał: - Oczekuję, że i ty będziesz się liczył ze zdaniem swojej żony. - O tak, to kobieta z charakterem. - Żałuję, że nie widziałem ślubu mojego jedynego syna. - Przyjechałeś zbyt późno. Nie chciałem jej stracić, ojcze. Bałem się, że jeśli będę z tym zwlekać, ona może się rozmyślić. Ojciec skinął głową