Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nic. Cisza. - Mo|e tam nikogo nie ma? - zmartwiB si Pulpet. W odpowiedzi z gBbi domu rozlegB si jaki[ stukot, a nastpnie odgBos ci|kich kroków. 110 - Booooj si! - wyjkaB maBy trzymajc si kur czowo ramienia brata. - Kto tam? - zadudniB czyj[ bas. - To ja, Marek!... Z Pulpetem... - powiedziaB chBopiec lekko dr|cym gBosem. SzczknBa odsuwana zasuwa. W otwartych drzwiach stanB wysoki m|czyzna w fartuchu poplamionym farbami. - ZabBdzili[my... byBa burza...  powiedziaB prdko Pulpet na widok groznie zmarszczonych brwi. - Szukali[my jednej dziewczynki. Ona si zgubiBa w lesie  tBumaczyB gorczkowo Marek - a potem byBa taka okropna burza i wpadli[my do dziury... - Zaraz, zaraz, wszystko po kolei  przerwaB im m|czyzna cofajc si do sionki.  Wejdzcie do mieszkania. Musicie by przemoczeni! Marek z Pulpetem znalezli si w du|ej, przedziwnie zagraconej izbie. Zciany i sufit byBy z grubych, sosnowych belek. Pod oknem staB stóB i dBuga, drewniana Bawa. WzdBu| [cian, jak okiem sign, staBy oparte jeden o drugi obrazy. Niektóre byBy odwrócone do [ciany zamalowan powierzchni. Pulpet staB bez ruchu i patrzyB jak urzeczony. Na obrazach bowiem powtarzaB si w fneskoDczono[ jeden temat: grzyby! - Pan jest malarzem? - zaDYtaB Marek. 111 - Tak. ZapomniaBem wam si przedstawi! Na imi mam Telesfor. Nazwisko: Knot. A to s moje dzieBa! Plon tegorocznych wakacji! Marek staB przed pBótnem przedstawiajcym koloni czerwonych muchomorów o biaBo nakrapianych kapeluszach. - To pikne!  wysapaB Pulpet z podziwem. 112 - uiesz si  odparB skromnie malarz i nagle znieruchomiaB. - ChBopcze! - wybuchnB [miechem. - Jak ty wygldasz! Teraz i Marek spojrzaB na Pulpeta. Malec stojcy na [rodku pokoju w [wietle pBoncej naftowej lampy wygldaB cudacznie. ODSUUJA/G/ ZASUWA - Pulpet! Aiez si ubBociBe[! - Marek zwijaB si ze [miechu patrzc na czarn buzi i rce braciszka. Na dodatek w zmierzwionej czuprynie sterczaBa zielona gaBzka [wierku. - Zaraz ci umyjemy  powiedziaB pan Knot krztajc si wokóB wiadra z wod. Za chwil Pulpet parskajc i plujc zmywaB z siebie przy wydatnej pomocy gospodarza brud, który grub skorup pokrywaB mu niemal caBe ciaBo. - Prosz mnie szybko wytrze, bo zardzewiej! -jknB malec, któremu ta operacja wcale nie przypadBa do smaku. - Dobrze, ju| dobrze - roze[miaB si gospodarz wycierajc Pulpeta szorstkim rcznikiem