Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Jeśli klucz był tutaj, to musiał widzieć go w trakcie poszukiwań. Musiał być magicznej, ale subtelnej natury. Czarowi zamykającemu kasetkę brakowało tylko maleńkiego ogniwa. To, czego potrzebował, nie było znaczące pod względem mocy, ale... Przypomniał sobie talizman Poszukiwaczy. Czy to możliwe? To by wyjaśniało, dlaczego Quorin trzymał taki drobiazg i dlaczego jego przeznaczenie nie dawało się odkryć. Ponadto leżał w tej samej szufladzie co kasetka. Dlaczego nie umieścić klucza przy zamku, do którego pasuje, skoro większość ludzi i tak nie powiązałaby tych dwóch przedmiotów? To sprytne, jak ukrywanie czegoś na widocznym miejscu. Wieczysty mógł sprawdzić słuszność swoich domysłów tylko w jeden sposób: wypróbowując „klucz”. Pamiętając o poprzednich błędach, otoczył pudełko i talizman polem ochronnym. Skoro tyle wysiłku włożono w zamknięcie kasetki, możliwe, że zawierała coś niszczycielskiego. Możliwe, choć mało prawdopodobne. Czarny Koń wyczuwał, że w przeciwieństwie do zabójczego pergaminu cel tego przedmiotu jest znacznie bardziej finezyjny. Siłą woli położył talizman na wieczku skrzynki. Wzór, który wyczuł, nie wydawał się właściwy. Ustawił talizman pionowo przed kasetką. Pole zamykające zmieniło się, ale nie utworzyło wzoru, którego szukał. Po chwili namysłu ułożył medalion na płask i ostrożnie umieścił na nim kasetkę. Pojawił się wzór o idealnej kompozycji, który po chwili zniknął. Udało mu się otworzyć kasetkę. Sukces jednak nie stępił jego ostrożności. Czarny Koń musiał jeszcze podnieść wieczko. Coś natarczywie dopominało się o jego uwagę. Zaczynał nie lubić tego uczucia i w zaistniałych okolicznościach postanowił je zignorować, jak natrętną muchę. Możliwe też, że samo pudełko chciało go rozproszyć, oderwać od zbadania zamkniętego w nim sekretu. A jednak ryzykowanie nie miało sensu... Obrócił kasetkę tak, by wieczko otworzyło się ku niemu. W ten sposób siła ewentualnego ciosu zostanie skierowana w przeciwną stronę. Mogło nie zdać się to na wiele, ale ostrożność nigdy nie zaszkodzi. Delikatnym muśnięciem woli Czarny Koń wysoko poderwał wieczko. Oślepiający błysk, jasny niczym słońce, rozświetlił mroczne wnętrze. Trwał nie dłużej niż dwie, trzy sekundy. Przyzwyczajony do ciemności pokoju, Czarny Koń potrzebowały chwili, żeby dostosować wzrok. Rozejrzał się uważnie, wypatrując najdrobniejszych zmian. Nie było żadnych. Co prawda osłonił kasetkę polem, ale coś powinno się zmienić. Zaintrygowany, rozpuścił ochronną tarczę. Kasetka wyglądała nieszkodliwie. Czarny Koń zbadał ją z bliska. Było tak, jakby zabawka Quorina wyczerpała się i teraz wymagała naładowania. Ale co się stało z mocą uwolnioną w postaci rozbłysku? Wieczysty zaczął się zastanawiać, co by się stało, gdyby przyjął ją na siebie. Było tam coś więcej niż surowa moc, lecz manifestacja trwała zbyt krótko, by zdążył ją przeanalizować. Wiedział, że to jakiś czar, ale czemu służył? Rozgoryczony niepowodzeniem rumak, rzucił kasetkę na podłogę i zmiażdżył ją kopytami. - Niech szlag trafi twojego twórcę! Jeśli kiedyś skrzyżują się nasze ścieżki... Postąpił wyjątkowo głupio i natychmiast tego pożałował. Kopnął resztki kasetki, świadom, że zniszczył jedyną poszlakę. Czarny Koń już miał wrócić do Melicarda, kiedy wykrył coś... Nie! Kogoś... w pierwszych pokojach. Nie mógł się mylić. Nie z tak bliska. - Szaleństwo wreszcie doprowadziło cię... - Wpadł do pokoju, z gotowymi środkami obrony i ataku... Ani śladu Cienia. Na pewno? Czarny Koń ruszył w lewo, wyczuwając lekką emanację z tamtej strony. Magia Cienia. Zbyt wyraźna, zbyt vraadzka, by mogła należeć do kogoś innego. W ścianie widniały pęknięcia spowodowane nagłym odejściem czarnoksiężnika. Czarny Koń roześmiał się. Czuł, że wiedźmin jest gdzieś w pałacu. Tym razem mu nie ucieknie. Tym razem dojdzie do konfrontacji. „I jeden z nas zagra ostatnią kartą... może obaj, jeśli będzie trzeba!” Znów się roześmiał, lecz śmiech był pusty, bez krzty humoru. W wybranym miejscu, gdzie postanowił czekać, Cień pokiwał głową i szepnął: - Nadchodzi czas. Nareszcie. XIX Dwaj wartownicy stali na straży przy drzwiach celi Quorina. Choć w tym czasie królowi brakowało ludzi i nikt nie wiedział, czy siły doradcy zostały rozgromione, Melicard uznał, że nie można oszczędzać na pilnowaniu zdrajcy. Podwójna straż świadczyła o znaczeniu więźnia i o tym, że król Melicard desperacko pragnie, by jego były doradca pozostał w celi do czasu, gdy Talak będzie mógł wymierzyć mu sprawiedliwość. Od paru godzin więzień zachowywał się nad podziw spokojnie. Była to mila odmiana, gdyż na początku, kiedy tylko odzyskał przytomność po ataku księżniczki, wygłosił długą tyradę, jak to wszyscy zapłacą, kiedy jego pan i władca rozgniecie pazurem całe miasto. Strażnicy, osłabieni po niedawnych przejściach, próbowali odzyskać siły. Co dziesięć minut ten, który nie drzemał, zaglądał przez zakratowane okienko w drzwiach i sprawdzał, czy więzień nie wysmyknął się przez szczelinę w murze albo nie uciekł w inny równie nieprawdopodobny sposób. Za każdym razem Quorin był na miejscu. Strażnicy podkpiwali sobie z tej zbytecznej kontroli. Po raz kolejny jeden z nich podniósł się, rozprostował zmęczone nogi i zerknął do celi. Łańcuchy zwisały luźno. Po zdrajcy nie został nawet ślad. Z celi nie było innego wyjścia, chyba że więzień rzeczywiście przecisnął się przez szczeliny. Choć przerażony strażnik i jego kolega nie mogli tego wiedzieć, Mai Quorin zniknął z więzienia mniej więcej w czasie, gdy Czarny Koń otworzył wieko kasetki. Nawet gdyby wiedzieli i umieli powiązać fakty, jedno pytanie, znacznie ważniejsze od tego, jak uciekł, pozostałoby bez odpowiedzi
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- A może to nie była miłość, może to było coś, co zastępuje miłość tym, którzy skapitulowali...
- Było to rozpaczliwe łkanie umęczonej duszy człowieczej i pasaż jęków rozdartego serca i cichy, rozdzierający płacz dziewczęcy i pieśń żałobna wieczystej rozłąki...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- W wiele lat później Garp miał sobie uświadomić z rozczuleniem, że to jąkanie starego było czymś w rodzaju posłania dla Tincha od ciała Tincha...
- Przez tłum ludzi i koni nie można było jak należy zajechać i ojciec mój był na to markotny, mówiąc: – Już nam, widzę, trza dojść pieszo do ganku, jakbyśmy przyjechali za służbą...
- W moim życiu nie było przesadnie dużo powodów do dumy i nie bardzo mogłam się czymś przechwalać, nie przypominając przy tym kogoś z rodziny Charlesa Man-sona1...
- Wnętrze było przepiękne: ściany z błękitnego i różowego marmuru; sklepienie, którego trzy kopuły ozdabiały jaskrawe malowidła serafinów; bogate freski; cudownie...
- 126 Na widok wielkiego wojska stojącego na lądzie zatrzymał okręt i przypuszczając, co było prawdą, że tam się i król znajduje, posłał do niego swych ludzi, którzy mieli...
- Kto by pomyślał kilka lat przedtem, że ta wspaniała Sabina i jej krewni znajdą się w jednym i tym samym wagonie bydlęcym ze mną i z moimi dziećmi? A jednak było przyjemnie...