Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
.. Otoczyli ich wkoło ludzie królewscy i puścili się jak pogrzebowy pochód milczący do Poznania. Wiedzieli, że na swój gród stary nie wrócą... Rozdział 2. I hociaż w owych czasach osady po krajach z dala od siebie rozsypane były i wielkie je dzieliły przestrzenie, głośny wypadek z Jaksami, z ust do ust podawany, rozszedł się zaraz daleko, na wsze strony. Być może, iż przyjazny obwinionym Stary Drogosz, który ich pragnął ocalić, umyślnie powoli z nimi ciągnął, po drodze rozgłaszając, co się stało, aby tym sposobem rodzinę obudzić i w pomoc ją powołać. Byli też, jakeśmy mówili, młodzi Jaksowie, mimo buty swej i szaleństw, lubionymi powszechnie, znano ich wady, a ceniono przymioty, którymi je okupywali. Głowy były zapalone, serca dobre, nierozwaga wielka, płochość bez miary, żal też i skrucha serdeczne. Na dworze pańskim i w wojsku Bolesława mało było rycerstwa tak powszechnie umiłowanego, jak Jurga i Andruszka. Nikt ich nie wyprzedził, gdzie karku trzeba było nastawić, w niebezpieczeństwo się rzucić, za przyjaciela ująć, majątkiem lub krwią płacić. Ilu towarzyszów wykupili z niewoli, ran odnieśli broniąc ich i zastawiając się za nich, nikt by nie zliczył. Część znaczniejsza mienia poszła tak nieopatrznie dla miłości ludzi. Nie odjechał nikt od ich progu daremnie, jeśli to, czego żądał, spełnić mogli. Oba społem, we dwu, nie mieli lat pięćdziesięciu, młodzi, silni, zdrowi, piękni, niedawno jeszcze wiele obiecywali po sobie, król na nich rachował, teraz wszystko to jedna chwila szalona wniwecz obróciła. Żal też był powszechny; przeklinano kupca nieszczęsnego, który miał dwu tak dzielnych rycerzy życie kosztować. Wszyscy ich niemal uniewinniali, przypisując napaść tę młodzieńczemu szaleństwu, a śmierć przypadkowi. Inni wiedząc o przewrotnym Szwabie, który wisiał przy nich, winę całą składali na niego i w tym się nie mylili, że jego poduszczeniu sprawę przypisywali. Nikt jednak posłyszawszy, jak się rzecz miała, dowiedziawszy się o królewskim gniewie, nie wątpił, iż Bolesław karę domierzy okrutną. Im wyżej w łaskach jego stali dwaj rycerze, tym się nawet sroższej sprawiedliwości spodziewać było można. Po drodze zbiegano się przypatrywać dwóm jadącym w tym otoczeniu Jaksom, jakby winowajcom wiedzionym na stracenie, czując już, że ich śmierć nie minie. Drogosz wszystko czynił, co mógł, aby podróż jak najdłużej trwała. Tymczasem stało się też, czego nikt się nie spodziewał, że uchodzącego z zapłakaną i lamentującą Greczynką Gwidona, który za granicę przekraść się spieszył z łupem swoim, pojmali ludzie królewscy przypadkiem i do Poznania go odstawili... Temu, niżeli Jaksowie przybyli, król po krótkim badaniu zaraz łeb ściąć kazał, niewolnicę oddawszy do dworu królowej. Szwab badany, broniąc siebie, winę składał na Jaksów i w ten sposób jeszcze ich więcej obciążył, a króla rozsierdził. Na drodze już od przejezdnych komorników pańskich dowiedział się Drogosz, iż Gwidon życiem przypłacił. Z Jaksowych Borów zaufany sługa stary w chwili, gdy Jurgę i Andruszkę brano, oklep na konia skoczywszy poleciał o mil kilkanaście do stryja, który mieszkał na grodku swoim w Niemierzyszczach. Człek to był lat już bardzo podeszłych, za którego teraz dwu synów na wojnę stawało, bo on już dawno pocztu prowadzić nie mógł. Swojego czasu zawołany dowódzca, bił się, gdzie tylko zabrzęczały miecze, bywał nieieden raz na Czechach i w Pradze, chodził na Lutyków i Pomorców, na Prusaków, na Ruś, na Węgrów i Niemców. Kilka razy pokłuty i porąbany, na pobojowisku został za umarłego, bywał w niewoli u Słowian, znał i niemiecką. Zawsze mu jakoś szczęście służyło, iż przycierpiawszy wyrwał się na swobodę i życie. Teraz rany się stare otwierały, o kiju chodzić musiał, włosy i brodę zapuścił długie, a całą pociechą jego było, choć chrześcijaninem został, starych słuchać pieśni. Temu niewiasty i dziadowie wędrowni, których ugaszczał i bronił, musieli niemal po całych dniach i wieczorach nucić. Ustawało to tylko, gdy duchowny jaki do dworu przybywał. Na starego Janka nieraz donoszono kapłanom, że w nim ta miłość dawnej pogańszczyzny została, a że naówczas tępienie wszelkich pamiątek, do których coś ze starej wiary przylgnąć mogło, było kapłanów obowiązkiem, zjeżdżali oni często do Niemierzyszcz, aby Jaksę w wierze umacniać... a precz odganiać zwyczaje, które za chował po kryjomu, tak jak nieboszczyk brat jego, ojciec dwu braci
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Najpierw bez wzajemności, a potem z wzajemnością...
- Za każdym razem, gdy Cymmerianin spotykał grupę, ogromny samiec patrzył na niego groźnie spod ciężkich brwi, dopóki jego rodzina nie zniknęła w krzakach, a potem odwracał się i...
- I nie zauważony przez nikogo zeskoczył z ławki i wywędrował z przedziału najpierw na platformę wagonu (bo drzwi były otwarte), a potem z wagonu na peron...
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Na widok policyjnych aut kierowca bolida nacisnął ostro na hamulec i zatrzymał się, a potem z piskiem opon wycofał się z powrotem do bramy i, pozostawiając za sobą swąd spalonej...
- " 72 Swoje reakcje na silny stres spowodowany stopniową utratą wzroku, walkę najpierw o wzrok, a potem o powrót do normalnego, czynnego życia opisała Tomi Keitlen w...
- Zauważył ją tylko w przelocie, potem biegł dalej i spotkał jakąś starszą kobietę w okularach, ona chyba mieszkała gdzieś tu w pobliżu, bo niosła piwo w dzbanku...
- Lecz potem wdał się w językoznawstwo jak w niebezpieczną aferą miłosną, więc począł zmagać się z panującymi aktualnie modami strukturalizmu i zasmakował, jakkolwiek opornie,...
- Gdy jednak na rzece ukazał się kolejny, najokazalszy z dotąd płynących pni, gdy wdarł się w prześwit, zaklinował gałęziami, a potem obrócił i posypały się drzazgi, byliśmy...
- Potem ja wykorzystywałem ją jako słuchaczkę moich rozważań o ektogenezie, heterogenii oraz niechybnym wyłonieniu się nowej klasy społecznej - wyzyskiwanych matek...