Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wiem, że muszę przygotować się na to, że mnie nie uwolni. Powtarzam sobie, istnieje jedna szansa na sto, że on dotrzyma słowa. Ale musi go dotrzymać. G.P. Nie widziałam go od dwóch miesięcy, nawet dłużej. Najpierw byłam we Francji, potem w Hiszpanii, a potem w domu. (Próbowałam się z nim zobaczyć dwukrotnie, ale przez cały wrzesień nie było go w Londynie.) Tylko pocztówka w odpowiedzi na moje listy. To wszystko. Zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy mogę przyjść pierwszego wieczoru po powrocie do Caroline. Powiedział, żeby przyjść nazajutrz, bo tego wieczoru miał u siebie jakichś ludzi. Wydawał się zadowolony, że mnie widzi. Ja udawałam, że wcale się nie starałam wyglądać ładnie. Ale starałam się. Opowiedziałam mu wszystko o Francji i Hiszpanii, o Goi, o Albie i o wszystkich innych. O Piersie. A on słuchał i nie chciał powiedzieć, co sam robił przez ten czas, ale później pokazał mi kilka rzeczy, które wykonał na Hebrydach. I poczułam się zawstydzona. Ponieważ żadne z nas nie zrobiło wiele, byliśmy zbyt zajęci wylegiwaniem się na słońcu (zbyt leniwi) i oglądaniem wielkich obrazów, żeby rysować. Powiedziałam (co najmniej po godzinie paplania), że za dużo mówię. - Nie szkodzi. Zdejmował rdzę ze starego żelaznego koła za pomocą jakiegoś kwasu. Znalazł je w sklepiku z rupieciami w Edynburgu i przywiózł. Koło miało dziwaczne tępe zęby, sądził, że było częścią dawnego kościelnego zegara. Elegancko zwężające się szprychy. Bardzo piękne. Przez chwilę nic nie mówiliśmy, opierałam się o stół tuż obok niego i obserwowałam, jak czyści rdzę. Potem powiedział: - Tęskniłem za tobą. - To niemożliwe. - Poruszyłaś mną. Spytałam (koń kryjący pionka): - Czy widziałeś Antoinette? - Nie. Chyba ci mówiłem, że z nią skończyłem. - Spojrzał z ukosa. Spojrzenie jaszczurki. - Ciągle zgorszona? - Pokręciłam głową. - Uzyskałem przebaczenie? - Nie było co przebaczać - powiedziałam. - Myślałem o tobie na Hebrydach. Chciałem pokazać ci różne rzeczy. - A ja chciałam, żebyś był z nami w Hiszpanii. Czyścił papierem ściernym przestrzeń pomiędzy zębami koła. Powiedział: - To bardzo stare, popatrz na tę korozję. - A potem tym samym tonem: - Prawdę mówiąc, postanowiłem, że chcę się z tobą ożenić. - Nic nie powiedziałam, nie patrzyłam na niego. - Poprosiłem, żebyś tu przyszła, kiedy jestem sam, ponieważ bardzo intensywnie o tym myślałem. Jestem dwukrotnie starszy od ciebie, powinienem umieć sobie radzić w takich sytuacjach, a Bóg świadkiem, że nie zdarza się to pierwszy raz. Nie, pozwól mi skończyć. Doszedłem do wniosku, że muszę przestać cię widywać. Chciałem ci to powiedzieć, jak tylko przyszłaś. Nie mogę sobie pozwolić na to, żebyś dalej zakłócała mój spokój. A tak będzie, jeśli nie przestaniesz tu przychodzić. Jest to prośba, dość okrężną drogą, żebyś za mnie wyszła. Usiłuję stworzyć niemal niemożliwą sytuację. Wiesz, jaki jestem, wiesz, że z racji wieku mógłbym być twoim ojcem, jestem kompletnie nieodpowiedzialny. Zresztą, nie kochasz mnie. Powiedziałam: - Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie ma odpowiedniego słowa. - Właśnie - odparł. Mył ręce rozpuszczalnikiem. Bardzo kliniczny i rzeczowy. - Muszę więc poprosić, żebyś odeszła, co pozwoli mi odnaleźć spokój. Patrzyłam na jego ręce. Byłam wstrząśnięta. - Pod pewnymi względami jesteś starsza ode mnie - ciągnął. - Nigdy nie byłaś zakochana. Może nigdy nie będziesz. Miłość nie przestaje się przytrafiać. Mężczyznom. Znowu ma się dwadzieścia lat, cierpi się tak samo jak w wieku lat dwudziestu. Wszystkie głupstwa tego wieku. Mogę się wydawać bardzo rozsądny w tym momencie, ale bynajmniej tak się nie czuję. Kiedy zadzwoniłaś, niemal się posiusiałem z wrażenia. Jestem zakochanym starcem. Typowa komediowa figura. Bardzo stara. Nawet niezabawna. - Dlaczego uważasz, że nigdy się naprawdę nie zakocham? - zapytałam. Czyszczenie rąk zabierało mu strasznie dużo czasu. - Powiedziałem "może". - Dopiero skończyłam dwadzieścia lat. - Jesion na stopę wysoki jest jednak jesionem. Ale ja powiedziałem "być może". - A ty nie jesteś stary. To nie ma nic wspólnego z naszymi latami. Obrzucił mnie lekko urażonym spojrzeniem, uśmiechnął się i powiedział: - Musisz mi zostawić jakąś furtkę