Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Potem rozerwała drut. Woskowa pieczęć pękła i odpadła. Teczka była pusta. Odłożyła ją i sprawdziła pozostałe miesiące 1927 roku. Pusto. Otworzyła szufladę z rokiem 1928. Na każdej cienkiej metalowej teczce "T" w woskowej pieczęci było nierówne i zjeżdżało w dół. Wszystkie były puste. Przez ile miesięcy Ulster prowadził tę niezwykłą grę? Opróżniał sejf dokument po dokumencie. Obligacja po obligacji. Jeszcze trzy godziny temu nie uwierzyłaby. A odkryła to tylko dlatego, że służąca zamiatająca frontowe schody wywołała wspo- mnienie innej służącej, zamiatającej inne schody. Służącej, która zapamiętała, jak jej syn wydawał taksówkarzowi polecenie jazdy do stacji metra. Ulster Scarlett pojechał metrem. Pewnego ranka nie mógł zaryzykować jazdy taksówką w ulicz- nych korkach. Mógłby się spóźnić. Czy jest lepsza pora od przedpołudnia? Składanie wstępnych zamówień, chaos pierwszych transakcji na rynku. Przed południem można przeoczyć nawet Ulstera Scarletta. Sprawdziła resztę miesięcy i lat z pierwszej szafy, jak gdyby odprawiała bolesny obrzęd. Aż do grudnia 1931. Pusto. Zamknęła szufladę z rokiem 1931 i zaczęła od dolnej szuflady drugiej szafy. 1932. Pusto. Doszła do połowy - do 1934 - kiedy usłyszała, jak otwierają się metalowe drzwi. Szybko zamknęła szufladę i odwróciła się ze złością. Jefferson Cartwright wszedł i zamknął za sobą drzwi. * Przecież kazałam panu zostać na zewnątrz! * Madame Scarlatti, wygląda pani, jakby ujrzała ducha. * Proszę wyjść! Cartwright zignorował ją, podszedł szybko do pierwszego segregatora i wyciągnął jedną ze środkowych szuflad. Zobaczył metalowe teczki z połamanymi pieczęciami, podniósł jedną i ot- worzył. * Zdaje się, że czegoś brak. * Będzie pan zwolniony! * Być może... Być może będę. - Wirgińczyk wyciągnął następną szufladę i upewnił się, że inne teczki z połamanymi pieczęciami także są puste. Elizabeth stała obok bankiera w milczeniu, pełna pogardy. W końcu powiedziała z wściekłością: * Właśnie zakończył pan pracę w Waterman Trust! * Być może. Przepraszam. - Cartwright delikatnie odsunął starszą panią od drugiego segregatora i dalej sprawdzał. Doszedł do roku 1936 i odwrócił się do Elizabeth. - Niewiele zostało, prawda? Ciekawe, jak daleko to zaszło. Oczywiście natychmiast sporządzę dla pani pełen wykaz. Dla pani i dla moich zwierzchników. - Zamknął szufladę roku 1936 i uśmiechnął się. * To sprawa poufna dotycząca rodziny. Nic pan nie zrobi! Nic pan nie może zrobić! * Niech pani da spokój! W tych szafach znajdowały się otwarte obligacje. Papiery wartościowe na okaziciela... Kto je ma w ręku, jest ich właścicielem. Są równe żywej gotówce... Pani syn zabrał stąd nielichy kawałek nowojorskiej giełdy! A nawet się nie rozejrzeliśmy do końca. Czy otworzymy jeszcze parę szuflad? * Nie będę tego tolerować. * Proszę bardzo. Pani zrobi, co zechce, ale ja muszę zawiado- mić przełożonych, że Waterman Trust cholernie głęboko wdepnął w gówno. Zainteresowane przedsiębiorstwa mogą się mocno zdener- wować nie wiedząc, kto jest właścicielem czego... Niektóre akcje mogą nawet polecieć w dół... Natychmiast poinformuję o tym moich zwierzchników. * Nie może pan! Nie wolno panu! * Dlaczego? - Jefferson Cartwright rozłożył ręce. Elizabeth odwróciła się od niego i spróbowała uporządkować myśli. - Proszę dokładnie zobaczyć, czego nie ma, panie Cartwright. * Mogę ocenić to, co już sprawdziliśmy. Jedenaście lat, w przybliżeniu trzy i pół miliona rocznie, to daje razem coś około czterdziestu milionów. Ale to pewnie dopiero początek. * Powiedziałam... żeby obliczył pan straty. Chyba nie muszę panu mówić, że jeśli piśnie pan słowo komukolwiek - zniszczę pana. Spróbujmy dojść do porozumienia. - Odwróciła się powoli i spojrzała na Jeffersona Cartwrighta. - Panie Cartwright, przez przypadek wszedł w pan w posiadanie informacji, które mogą dać panu znacznie więcej niż pańskie talenty czy umiejętności. Ludzie mający takie szczęście powinni być ostrożni. Elizabeth Scarlatti nie spała tej nocy. Jefferson Cartwright również spędził bezsenną noc. Ale nie w łóżku. Na taborecie, ze stosami papierów u stóp