Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Postanowiła, że to się musi stać teraz. Żadnego odkładania na później. - Śpisz? - zapytała. Zamrugał powiekami i otworzył oczy. - Och, Carol - powiedział, przełykając ślinę i przecierając powieki. - Czy już pora wstawać? - Jeszcze nie - odparła, siadając na swoim łóżku i patrząc mu prosto w twarz. Raptem opuściła ją odwaga. Musiała pośpiesznie wyrzucić z siebie słowa, nie dopuszczając, żeby zamarły jej na ustach. - Czy ja w ogóle liczę się w twoim życiu? - zapytała. Spojrzał na nią ze spokojem. Oczy mu się zwęziły, gdy wpijał się w nią wzrokiem. - O co ci chodzi? Natychmiast wyczuła, że wzmógł czujność. Powtórzyła pytanie. - Dlaczego o to pytasz? - Muszę wiedzieć. Nadal badawczo się jej przyglądał. Znała ten wyraz jego twarzy. Umysł Eliota przystąpił do szczegółowej analizy. - Czy zrobiłem coś niewłaściwego? - badał. - A jak sądzisz? - zapytała z nadzieją. - Coś cię niepokoi, Carol? Niech szlag trafi całą tę prostolinijność, pomyślała. Ogromnym wysiłkiem woli zatrzymywała wzrok na jego twarzy. Uwolnij mnie, wołała w myślach. Pozwól mi wziąć co moje i odejść. - Chciałam cię prosić... - Umilkła. - Czy poradzisz sobie beze mnie? Zamyślił się. - Chcesz wrócić do domu? O to ci chodzi, prawda? Chcesz wyjechać z Afryki? - Nie. - Czy nie spędzasz mile czasu? - Ależ tak, jest bardzo sympatycznie. - Tylko coś cię trapi, prawda? Milczała. Jej odwaga rozwiała się na dobre. Zawsze ją onieśmielał jego sposób bycia. - W pewnym sensie tak - mruknęła. Odwróciła wzrok, ale czuła, że Eliot wciąż intensywnie się jej przygląda. - Czy Maggie coś ci powiedziała? - Pytanie wprawiło ją w zakłopotanie. - Ależ skąd, oczywiście że nie Maggie - odparła roz- drażniona. Jej odpowiedź w sposób widoczny uspokoiła Eliota. - Wobec tego pewnie chodzi o Kena? - O Jezu. Pytanie uderzyło w nią jak dobrze wymierzona i celnie rzucona włócznia. Czyżby coś podejrzewał? Mój Boże. Czy widziano ją razem z Kenem? W przypływie paniki analizowała w myślach każde ryzykowne posunięcie. Wiedział? Czy ktoś mu o czymś doniósł? Nie była pewna, czy gra na zwłokę, czy też szykuje się do natarcia i zastawia pułapkę. - A cóż, u diabła, Ken może mieć z tym wspólnego? Usiłowała odczytać coś z twarzy Eliota, wewnętrznie buntując się przeciwko temu kłamstwu. - Sam nie wiem. Spędziliście razem dzień. Dopiero co wróciłaś. Pomyślałem, że może się pokłóciliście. - Dlaczego mielibyśmy się ze sobą kłócić? - Rzeczywiście nie ma powodu. Ken to naprawdę świetny facet. Testujesz mnie, co? Poczuła narastającą złość. - Nie chodzi o Kena - powiedziała. - A więc o co? - zapytał. Coś podejrzewa, pomyślała. Lepiej się wycofać. - Chciałabym, żebyś mi czasami okazał trochę uczucia. - Zważywszy na okoliczności, przyjęła dosyć zuchwałą strategię, ale musiała rozwiać jego podejrzenia. Wyciągnął rękę i dotknął jej kolana. Z trudem się opanowała, żeby nie okazać wstrętu. - Tylko że nasze łóżka są cholernie niewygodne do tych rzeczy - powiedział wesoło. Chryste, pomyślała, wszystko nie tak. Eliot odwrócił się do ściany namiotu, podciągnął kołdrę pod brodę i nie odezwał się już więcej. Rozebrała się i położyła się spać, całkowicie wyzuta z odwagi. Rozdział XVI Wyjechali z obozu. Prowadził Meade. Miał przekrwione oczy, lepił się od potu i cuchnął alkoholem. Siedzieli we czwórkę wewnątrz ciężarówki w takim układzie jak zwykle: Eliot obok Meade'a, z tyłu tuż za nimi Maggie, a na środkowym siedzeniu biodro w biodro Carol z Kenem. Meade nie zjawił się na śniadaniu. Eliot widział, jak jeden z chłopców zanosi mu do namiotu kawę. - Przygotujcie się na ostrą jazdę - uprzedził wszystkich, przyglądając się balansującemu z tacą chłopcu. - Na kacu nie zważa na wyboje. - To moja wina - wyznała Maggie