Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Istotnie Rosjanie w brutalny sposób odrzucili powściągliwe oświadczenie polskie, co pośrednio uderzało także w Anglików. Nastąpiła cała seria not i deklaracji, kontrnot i kontrdeklaracji. Im bardziej pisma polskie były umiarkowane i kompromisowe - tym ostrzejsze, bardziej agresywne i brutalne stawały się odpowiedzi sowieckie. Do wiadomości polskiej przeciekło także, że depesze Churchilla ofiarowujące Stalinowi różne ustępstwa kosztem Polski w zamian za wznowienie stosunków dyplomatycznych z naszym rządem spotykały się stale z odmową. Rosjanie grali na zwłokę. Z chwilą gdy na tle sprawy polskiej zarysowała się możliwość poważniejszego sporu, Churchill zaniechał dalszych prób doprowadzenia do kompromisu, pozostawiając Stalinowi to, czego tamten chciał: czas potrzebny dla stworzenia faktów dokonanych na ziemiach polskich w miarę wypierania z nich Niemców. Ostatnią moją funkcją informacyjną było wypełnienie długiego kwestionariusza w sprawie działalności partyzantki sowieckiej w Polsce, nadesłanego za pośrednictwem Protasewicza przez angielski wywiad. Ostatnią zaś rozmową polityczną - wizyta u lorda Vansittarta w jego pięknym, rodzinnym zamku w Dagenham pod Londynem. Vansittart był interesujący, bo różnił się typem umysłowości i poglądów od większości angielskich polityków ze swego pokolenia, a w każdym razie od wszystkich innych moich angielskich rozmówców. Chociaż Anglia była w wojnie na śmierć i życie z Niemcami wyczuwało się, że Brytyjczycy wyobrażają sobie, iż po wojnie Anglia oprze się na Europie Zachodniej, której głównym trzonem i filarem będą okrojone i osłabione, lecz wciąż silne Niemcy. Jeden tylko Vansittart uważał, że hitleryzm nie był chorobą nabytą, lecz emanacją nacjonalizmu niemieckiego. Jak inni Anglicy tworzący elitę polityczną swego kraju, wychował się w Eton i Oxfordzie. Dzięki gruntownemu wykształceniu i błyskotliwej inteligencji zaszedł wysoko i został w połowie lat trzydziestych stałym podsekretarzem stanu w Foreign Office. Na tym stanowisku z ogromną odwagą zaczął ostrzegać przed zbliżającym się niebezpieczeństwem niemieckim. Było to wtedy źle widziane i Neville Chamberlain grzecznie usunął go z jego funkcji, która dawała mu bezpośredni wpływ na politykę zagraniczną. Rozwiązało to Vansittartowi ręce. Rozwinął działalność publicystyczną, bijącą na alarm przed zbliżającą się wojną. Występował często w Izbie Lordów. Był wtedy, jak Churchill, głosem wołającego na puszczy, aż wreszcie wypadki przyznały mu rację. W czasie wojny kontynuował swą publicystykę zalecającą narzucenie pokonanym Niemcom takich warunków pokoju, które raz na zawsze zapobiegłyby powtórzeniu się agresji. Na tym tle doszło do zbliżenia Vansittarta z Polakami. W rozmowie ze mną Vansittart interesował się przede wszystkim Niemcami. Chciał wiedzieć, czy istnieje jakaś moralna reakcja przeciwko zbrodniom hitleryzmu, eksterminacji Żydów, obozom koncentracyjnym itd., zwłaszcza ze strony kościołów katolickiego i protestanckiego. Pytał, czy i w jakiej formie, przetrwała dawna opozycja, czy istnieje niemiecki ruch podziemny albo bodaj bierny opór. Czy są jakiekolwiek realne szanse zbuntowania się społeczeństwa niemieckiego przeciwko reżymowi? Odpowiedziałem w granicach moich spostrzeżeń. Owocem tej rozmowy był długi artykuł Vansittarta w "Daily Mail" pt. "The nation in the dock" - ("Naród na ławie oskarżonych"), w którym gęsto cytował anonimowego "polskiego oficera ruchu podziemnego"