Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Tetera, mimo wszystko, pozostał przy boku króla. Wyhowski i Bohun usiłowali ratować, co się da. Bohun nawiązał kontakt z carem. Jego korespondencja wpadła w ręce polskie; sądzony za zdradę, został rozstrzelany. Wyhowski nawiązał kontakt z Turcją. Rozstrzelano go za to bez sądu. Sprawa nabrała rozgłosu. Chodziło przecież o senatora Rzeczypospolitej i twórcę ugody hadziackiej. Został zwołany sąd wojenny, który rozpoznał sprawę pośmiertnie i potwierdził winę Wyhowskiego. Pod wyrokiem sądu złożył m. in. podpis Piotr Doroszenko, pułkownik czehryński. Tymczasem w Polsce wybuchła wojna domowa, słynny rokosz Jerzego Lubomirskiego. Polska i jej wojska podzieliły się na dwa obozy: regalistów i lubomirczyków. Jan Sobieski znalazł się między młotem i kowadłem. Z jednej strony poczucie obywatelskie, a z drugiej - mistrz i wódz, pod którego rozkazami w niejednej kampanii wąchał proch i kosztował zwycięstwa. Lubomirski zdobył sobie niemałą popularność czynami orężnymi. Nazywano go "ojcem ojczyzny". W roku 1664 oskarżony przez króla o zdradę stanu został skazany zaocznie przez trybunał sejmowy na banicję i pozbawiony wszystkich urzędów. Lubomirski schronił się na Śląsk i stamtąd na czele własnych zaciągów wkroczył do kraju, rozpoczynając wojnę domową. Znakomity wódz pobił część ścigających go wojsk królewskich pod Częstochową. W listopadzie 1665 roku zawarto ugodę w Palczynie i przerwano działania. W roku 1666 walki wznowiono. Sobieski opowiedział się za królem. Sytuacja Sobieskiego była niesłychanie trudna. Ofiarowywano mu obie godności po Lubomirskim: urząd marszałka wielkiego koronnego i hetmana polnego koronnego. Ale przecież Lubomirski jeszcze żył. W Polsce urzędy były dożywotnie, przejąć godności, wydarte komu innemu, w dodatku własnemu dawniej wodzowi i przyjacielowi, rzecz niesłychana. Z Lubomirskim wciąż jeszcze pertraktowano. Buławę polną na razie dostał Stefan Czarniecki, ale nie miał już siły wziąć jej do ręki, dogorywał z ran otrzymanych podczas wyprawy moskiewskiej. W rezultacie Sobieski miał przyjąć i laskę, i buławę. Po wznowieniu działań w 1666 roku wojna domowa toczy się dalej. Dziwna to wojna. Żeby odróżnić przeciwników, trzeba specjalnych znaków; lubomirczycy przywiązują sobie chustki do lewego ramienia. Uczestnicy tej wojny gonią się po całej Polsce, pustosząc kraj. "A wioski trzeszczą - pisze Pasek - ubodzy ludzie płaczą..., że to snać Bogu się nie podoba, kiedy szczęścia nie masz. Zdarzyło się i raz królowi, że go pewna pani, wprawdzie klęcząc przed majestatem, srodze spostponowała: "Panie Boże sprawiedliwy, jeżeliś kiedykolwiek różnymi plagami karał złych i niesprawiedliwych królów, wydzierców, krwie ludzkiej niewinnej rozlewców, dziś pokaż sprawiedliwość swoją nad królem Janem Kazimierzem, żeby pioruny na niego z jasnego nieba trzaskały itd." Król śmiał się: "Dla Boga niech kto oznajmi Lubomirskiemu, żeby się z nami przeprosił, boć już nas o tę wojnę i baby konfudują" - odrzekł. 11 lipca 1666 r. wojska zeszły się pod Mątwami nad Notecią. Armia królewska liczyła siedemnaście - dwadzieścia jeden tysięcy, Lubomirskiego - piętnaście - szesnaście tysięcy. Rankiem 11 sierpnia pięć tysięcy jazdy królewskiej i dragonii przeprawiło się na prawy brzeg Noteci bez wsparcia artylerii i piechoty. Rokoszanie stali pod Pakością. Wytrawny wódz Lubomirski nie omieszkał skorzystać z błędu przeciwnika. Przypuścił z wysokiego wzgórza szarżę kawaleryjską o wiele większymi siłami niż te, które się przeprawiły, rozbił jazdę królewską i zmusił ją do panicznego odwrotu, przy czym spieszona na brzegu rzeki dragonia została stratowana. W bagnach i zaroślach nadrzecznych nastąpiła straszliwa rzeź wojsk królewskich. Odniósłszy zwycięstwo... Lubomirski kapitulował. Jak gdyby przeląkł się jego krwawych skutków. Zresztą armia królewska wciąż była silniejsza niż rokoszan. Lubomirski poprosił o rozejm, udał się do namiotu królewskiego, przepraszał króla i podpisał akt, w którym zobowiązał się wyjechać za granicę. Następnie żegnał się z dawnymi kolegami, senatorami i oficerami. Wylewano łzy, całowano się. Stanąwszy przed Sobieskim, Lubomirski wziął jego rękę i położył ją sobie na głowie. Czy gestem tym podnosił swoją przegraną wobec człowieka, który zabrał jego urzędy, czy prosił o zachowanie przyjaźni - nie wiadomo. Wkrótce nastąpiły jeden po drugim trzy zgony. Lubomirski zmarł na wygnaniu, zmarła królowa Maria Ludwika, zmarł też Jan Zamoyski, mąż Marysieńki. Nim jeszcze upłynął termin żałoby, Jan Sobieski potajemnie ożenił się z wdową. Ślub był tajny, ale wszyscy się o nim dowiedzieli. Kraj zatrząsł się od plotek. Hetmana polnego nazywano rozpustnikiem, uwodzicielem cudzych żon, "Kaligulą". Marysieńkę spotkały nieprzyjemności, kiedy wyruszyła do Zamościa na pogrzeb męża, siostra zmarłego, księżna Gryzelda Wiśniowiecka (wdowa po Jeremim), kazała zwieść most przed jej nosem. Zebrał się tłum gawiedzi, śmiejąc się i urągając. Obrażona Marysieńka zapytała, czy wiedzą, kim ona jest. Odpowiedziano jej ze śmiechem, że i owszem, że jest panią Sobieską. Kazała zawracać, ścigały ją szyderstwa: "nazad Sobkowa". Dziedziczka w sąsiedztwie, gdzie zamierzała się zatrzymać dla naprawy koła, wymówiła się nieobecnością męża. Marysieńka Sobieska musiała szukać kowala po wsi, ze złości rozdarła na sobie kabat i odjechała ze wstydem