Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie zgasła zupełnie nawet w długim okresie mroku wczesnego średniowiecza. A późniejsze jego epoki wysoko ceniły tego poetę jako bezlitosnego krytyka wszelkich zwyrodnień obyczajowych i mistrza celnej, szyderczej wypowiedzi. Nastawienie to nie zmieniło się także w czasach nowożytnych, bo i przywary, godne satyry, wcale się nie zmieniły, a przepych i rozwiązłość Rzymu papieży aż nazbyt przypominały te same cechy Rzymu cezarów. Z kolei wpłynęło to na rozwój owego gatunku literackiego w rozmaitych językach narodowych; również i w mowie Polaków. Warto pamiętać o tym wszystkim, gdy się rozważa wielość i doniosłość pewnych zjawisk w latach ostatniej olimpiady świata starożytnego; niektóre z nich okazały się nadspodziewanie żywotne, owocując w różny sposób przez wieki. Co prawda w tym przypadku Ammian chybaby się zmartwił: oto coś, co on traktował tylko jako przemijające dziwactwo grupki snobów intelektualnych, okazało się zdrową cegiełką w gmachu europejskiej literatury! A drugi z wymienionych przez Ammiana pisarzy, ów Mariusz Maksymus? W tym przypadku trudniej głos zabierać i cokolwiek stwierdzać, dzieło bowiem się nie zachowało, o samym zaś autorze wiemy raczej niewiele. Żył na przełomie wieku II i III, a więc prawie dwa stulecia przed czasami naszego historyka. Prawdopodobnie piastował namiestnictwo prowincji, a w roku 217 tak ważny urząd prefekta stolicy. Napisał żywoty kilkunastu cesarzy, poczy-nając od Nerwy, czyli od roku 96, a kończąc chyba na władcach sobie współczesnych; w praktyce więc objął cały wiek II. Jak się wydaje, w swym pisarstwie świadomie kontynuował i w znacznej mierze naśladował sławne biografie Dwunastu Cezarów Swetoniusza, tak chętnie czytywane również obecnie; przypomnę, że w okresie powojennym ukazało się w naszym kraju kilka wydań przekładu dzieła Swetoniusza, każde w sporym nakładzie! Podobnie jak tamten, również Mariusz Maksymus z lubością zbierał i przytaczał wszelkie plotki, skandale dworskie, pikantne anegdoty. Różnił się wszakże od swego mistrza nadmierną rozwlekłością narracji, a chyba i skłonnością do fantazjowania. Wszystko to musiało razić Ammiana, zwolennika pewnej koturnowości i wyrazistości stylu, rzecznika powagi, dramatyzmu, grozy wielkich wydarzeń dziejowych. W każdym razie tamtą rzecz znał i w jakimś stopniu na pewno ją wyzyskał, pierwsze bowiem księgi jego własnej Historii obejmowały ten sam okres, zaczynający się od panowania Nerwy. I znowu wypada stwierdzić, że Ammian ma całkowitą rację, uznając Mariusza Maksymusa za ulubionego autora przynajmniej w niektórych kręgach Rzymian u schyłku wieku IV. Był to istotnie pisarz do tego stopnia wówczas podziwiany, że znalazł nawet naśladowcę; ten zaś utrafił tak dobrze w gusta publiczności, że wyparł z jej rąk nazbyt obszerne dzieło poprzednika, a w to miejsce wstawił swoje – zwięźlejsze i pod pewnymi względami atrakcyjniejsze. Przetrwało ono aż po nasze czasy. Trudno jednak doprawdy osądzić, czy przynosi pożytek, czy też szkodę wiedzy o Rzymie cesarzy; twierdzenie może zaskakujące, wnet jednak się okaże, że wcale niebezpodstawne! Postać zaś autora, jego prawdziwe nazwisko, właściwy sens ksiąg, jakie napisał, stanowią wciąż jeszcze jedną z największych zagadek w dziejach literatury rzymskiej. Borges lat ostatniej olimpiady Scriptores Historiae Augustae, czyli Pisarze historii cesarskiej – tak brzmi umowny tytuł, a raczej nazwa niewielkiego dziełka, zawierającego żywoty władców rzymskich od Hadriana do Numeriana (z pewnymi wszakże lukami), a więc od roku 117 do 284. Jeśli pisarze, to oczywiście musiało być ich kilku. Istotnie: dziełko wymieni aż sześć różnych osób, z których każda rzekomo dała jakąś część całości. Lecz wszystko wskazuje na to, że chodzi o dziwaczną fikcję: autor naprawdę był tylko jeden. Człowiek ten przybrał z przyczyn nieodgadnionych aż sześć rozmaitych nazwisk, powołał do bytu aż sześciu twórców (czy też współtwórców) swej książki. Czy postąpił tak wyłącznie dla żartu i zabawy? A może owe nazwiska, dość niezwykłe i brzmiące nieco sztucznie, są aluzyjne w swej formie i w swoim znaczeniu, w swym doborze i zestawieniu? Współcześni, a przynajmniej niektórzy z nich, ci wtajemniczeni, inaczej chyba je odczytywali niż my dzisiaj, mieli bowiem klucz i znali szyfr. A jeśli twórcy chodziło głównie o to, by jak najdokładniej ukryć i zmazać sprawę autorstwa? Jak zobaczymy, miał on podstawy, by się obawiać nie tyle czyjejś zemsty, ile raczej drwin uczonych kolegów. Nie dość na tym! Owi rzekomi autorzy usiłują wmówić czytelnikowi przy różnych sposobnościach, a zwłaszcza we wstępach dedykacyjnych, iż żyją i piszą w początkach wieku IV, za panowania cesarzy Dioklecjana i Konstantyna Wielkiego. I znowu trzeba stwierdzić: to fałsz i fikcja! Dokładna lektura dowodzi, że dziełko musiało powstać co najmniej o pół wieku później. Czy można ustalić dokładnie kiedy? Zastanawiało się nad tym pytaniem i wciąż zastanawia bardzo wielu historyków. Badania prowadzone już prawie od lat stu jeszcze nie zostały zamknięte, jeszcze nie powiedziano ostatniego słowa i nie osiągnięto wyników, które by przyjęto powszechnie. Zagadka intryguje, wciąga coraz to nowe pokolenia uczonych, pobudza do szukania coraz wymyślniejszych argumentów, dróg i sposobów rozwiązania