Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wy też będziecie się denerwować. - Proszę pani, proszę pani! - wołała jakaś uczennica prze- pychając się przez otaczającą nauczycielkę gromadę. - Pan kierownik prosi! Pani Skoczelowa opuściła klasę, a Irena Gołąbkówna pogardliwie wydęła wargi. - Jak tak, to się naparzają, że o mało zębów nie liczą, a nauczycielce mówią: „siłowanie". Łgarze! A Bigos to tak kłamie, aż tynk z sufitu leci! „Od rana nad geografią siedziałem - przedrzeźniała - do samego obiadu! Nie jadłem, nie piłem, tylko się uczyłem!" A jakże! Przecież ganialiście z Sobierajem po parku Ujazdowskim, aż ziemia dudniła, i ludzie oglądali się, czy to hipopotamy lecą. Może nie? - Nie twoja babska rzecz! - uciął krótko Basior. - Panowie, oczyśćmy plac! Dziewczęta w mgnieniu oka zrozumiały, o co chodzi. - Panowie - podjął Sobierajski - wydaje mi się, że zaszło małe nieporozumienie. Bigos nie kłamał! - Jak to? Nie mówił, że Tomasz jedzie do Włoch? Że gegry nie będzie? Łgał jak pies! Dobrze chociaż, że i sam wpadł. - Tomasz jechał do Włoch. I to nie pierwszy raz - wyjaśniał Sobierajski. - Przypomniałem sobie, że w zeszłym roku, kiedy dojeżdżałem jeszcze z Pruszkowa, Tomasz zawsze w poniedziałek właśnie z Włoch wracał. Z tych pod Warszawą. Marcin i Kostek zmartwieni byli otrzymanymi dwójami z geografii. - Jak myślisz - mówił Kostek - czy ta bomba wpłynie na stopień z gegry na świadectwie? - Tfu! Co ci do głowy przyszło? - denerwował się Marcin. - Jeszcze by tylko brakowało, żebyśmy poprawkę mieli do siódmej. To przecież byłby koniec świata. Tomasz musi nas jeszcze zapytać. - Ja zaraz dziś siadam nad gegrą i sam do niego się zgłoszę, bo może być klops. - Może, ale nie musi. Taki piękny dzień! Polećmy na Bielany - kusił Marcin. - Leć, leć, wariat jesteś! W przyszłym tygodniu nauczycie- - 66 - le mają zebranie, jak ci wlepią ze dwie poprawki, to wsiąkniesz. - Skąd wiesz o tym zebraniu? - zaniepokoił się Marcin. - Mapę do pokoju nauczycielskiego odnosiłem i widziałem tam na desce koło drzwi przypięte zawiadomienie, żeby oceny były przygotowane. - O raju! - Marcina dreszcz przeszedł. - Tomasz zły, Skoczelowa za tego Sienkiewicza zębami na mnie zgrzyta... - Na mnićteż - wtrącił Kostek. - Co tu zrobić, żeby zdobyć trochę forsy... Żeby jaki skarb wykopać... - Wariat! Gdzie byś tu kopał! Na Marszałkowskiej? Wszystko przekopane, wzdłuż i wszerz. Już lepiej jechać taksówką i znaleźć w niej teczkę pełną pieniędzy, no, na przykł ad - pięć tysięcy złotych. Idziemy oddać temu, co zostawił, bo na pewno zgłosiłby milicji, a on mówi: „Chłopcy! Uratowaliście mój honor! To były pieniądze ubogiej staruszki, której syn, umierający na obcej ziemi, powierzył mnie, abym przekazał matce. Macie tu po sto złotych". - Wariat! - teraz Kostek podważał pomysł Marcina. -Gdzie masz forsę, żeby jechać taksówką? Rozstali się z postanowieniem, że muszą coś wymyślić, aby powiększyć swe fundusze. Obaj po oddaniu długów byli, można powiedzieć, bez grosza. Marcin mechanicznie sięgnął po gumę. Ostatecznie człowiekowi lepiej się myśli, kiedy żuje, a co do ćwiczenia charakteru, to jedna guma wystarczy. Zresztą, co tu mówić o pracy nad charakterem, kiedy życie ucznia jest i tak ciężkie... IX jednak i w tym ciężkim uczniowskim życiu zdarzają się jaśniejsze chwile. Kostek Przegoń wygrał na-> miot. Kiedy Nemek Batorowicz przybiegł do niego z numerem „Świata Młodych" pokazując wydrukowane nazwisko Kostka i wymienioną nagrodę, szczęściarz nie chciał wierzyć własnym - 67 - timm .--•-a&&v- *&&**& 1 oczom. Zawołał zaraz Marcina, któremu w pierwszej chwili żal się zrobiło, że nie wziął w konkursie udziału. Przecież i on mógłby coś wygrać, ale mu się po prostu nie chciało przysiąść fałdów. Trzeba było ileś tam książek przeczytać, toby jeszcze wytrzymał, ale i napisać, co się o nich myśli. Za długo! Wolał pognać do parku albo nad Wisłę, albo tak, po prostu włóczyć się ulicami. Kostek co innego. Dobra, że chociaż on wygrał. Wieść rozniosła się po klasie piorunem