Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Szczególnym polem podobnej nauM historii były obchody rocz- nicowe. Kiedy władze uznały, że jakaś rocznica jest „politycznie słuszna", zaczynano niekończące się zabiegi nakazujące. W 1973 r. na przykład niektórzy Polacy mogli dojść do przekonania, że Kopernik był chyba komunistą, skoro władzom tak zależy na jego chwale. 7 .Życie Warszawy". 17 IX 1994 r. 8 Aniela Steinsbergowa, Widziane z lawy obrończej. Instytut Literacki, Paryż 1977, s. 57. Reakcją psychologiczną na te zabiegi było najczęściej odrzucenie albo indyferentyzm. I dziś taka reakcja przeważa, choć zmieniły się daty rocznicowe. Zmienił się też na ogół sposób ich świętowania, choć gorliwość w przywracaniu prawdziwej świadomości historycznej skłania nieraz do przesady i powoduje dawne efekty. Niebezpiecznym rezultatem ubocznym obecnej gorliwości w wyjaśnianiu prawdy jest nieufność szarego człowieka oraz częsta konkluzja, że prawda musi leżeć gdzieś pośrodku między dawną manipulacją a obecną informacją, która jest tak nowa, że nie może być w pełni wiarygodna. W efekcie dzisiejsi Polacy balansują stale między tanią gloryfikacją przeszłości i jej odrzuceniem. Historia nadal nie uczy obywateli, co i jak należy robić, ale kto miał rację, a kto nie. Innym skutkiem komunistycznych lekcji historii jest niespójność świadomości historycznej. Nawet jeśli dziś wszyscy już wiedzą, że ZSRR deportował na wschód setki tysięcy Polaków, z których bardzo wielu zginęło w okrutnych okolicznościach, większość nie zawaha się użyć określenia „wyzwolenie" do opisania tego, co się z Polską stało w 1945 r. Wielu Polaków nie dostrzeże zapewne sprzeczności w tym, że, zgodnie z dawniejszą wiedzą, Polska rozwijała się szybciej niż państwa „kapitalistyczne" oraz że w rezultacie tego procesu zostaliśmy w tyle za nimi. Zły przykład dali nie tylko dworscy historycy komunistyczni. Niedawni przywódcy opozycji intelektualnej w dużej mierze zignorowali znak czasu. Wierząc w zbawcze moce ewolucji, nie określili oni prawdziwej „grubej linii" między komunizmem i nowymi czasami. Kryteria oceny przeszłości uległy rozmyciu i dziś coraz częściej nie wiadomo właściwie, dlaczego komunizm należało obalić. Przywódcy intelektualni nie powinni się dziwić, że społeczeństwo polskie ma krótką pamięć. Wynika ona nie tylko z obawy byłych komunistów przed poniesieniem odpowiedzialności za przeszłe czyny, ale także z gotowości nowych elit nie tylko do wybaczenia, ale także do zapomnienia. _V. Polska, ale jaka? 194 195 Inną przyczyną zamętu w świadomości historycznej jest swoiste przesycenie historią i trudność jej oceny. Złożoność i natłok problemów dziejowych w Polsce trudno ogarnąć. Mieliśmy w XX wieku bardzo złą historię. Im więcej się o niej wie, tym trudniej uniknąć wrażenia, że właściwie trudno było uniknąć tragedii, jakie Polaków spotkały. Istnieje też kwestia odpowiedzialności, która w tych warunkach nabiera szczególnej ostrości. Jeżeli nie można było uniknąć tragedii, to czy można było zmniejszać jej rozmiary i w związku z tym czy należało w niej brać udział? Od kryminalistów, którzy zabijali i torturowali niewinnych rodaków w imieniu obcego mocarstwa, poprzez różne stopnie wtajemniczenia i współodpowiedzialności, aż do fachowców, którzy płacili partyjną cenę za to, że mogli działać - znamy cały ten wachlarz różnych stopni uwikłania w system komunistyczny i trudności ich oceny. Jeśli odrzucamy odpowiedzialność zbiorową, a sumienie indywidualne zawodzi, to jakie jest wyjście? Polacy są dziś zmęczeni przeszłością i niezdolni do rozwiązania jej kwadratur koła. Pragną żyć „normalnie" bez konieczności dokonywania trudnych wyborów i wartościowania. Pamięć o tragediach i cierpieniach poprzednich pokoleń jest nieprzyjemna, burzy pragnienie „normalności" i zakłóca dążenie do szczęścia. Spotykają się tu dwie tendencje. Jedna to powszechny dziś konsumeryzm. Konsumpcja i przyjemność stały się nowymi bożkami. Druga dotyczy szczególnie społeczeństw postkomunistycznych, a polega na chęci materialnej rekompensaty za biedę, wyrzeczenia i upokorzenia z niedawnej przeszłości. W postkomunistycznym świecie historiografia jest podobnie bezradna, jak do niedawna. Jeszcze nie oczyściła się z ideologicznych ech, a już traktuje się ją na nowo jako instrument walki politycznej. Radykalni antykomuniści często wydają się wierzyć, że wszystkie ludzkie słabości wynikają z komunizmu. Zapominają, że człowiek jest istotą ułomną, nawet jeśli się go trzyma z dala od komunizmu. Postkomuniści z kolei starają się zatrzeć obraz dawnego systemu. Mało tego, dowodzą, że to oni, świadomi celów reformatorzy, zlibera-lizowali system i zamienili go w wolnorynkowy kapitalizm. Dopiero wtedy ludzie z „Solidarności" zaczęli wszystko psuć, aż trzeba było wyborów z września 1993 r., by sprawy wróciły we właściwe ręce", a SLD mogło obronić naród przed zakusami totalitarnego Kościoła. Edmund Wnuk-Lipiński nazywa ten trik „substytucją". Polega on na tym, że puste miejsce w świadomości, zajmowane dotąd przez partię - wszechmocną organizację sterującą wszystkim, zastąpiono, za sugestią Jerzego Urbana i jemu podobnych autorów, Kościołem10