Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

^ Przy jego pomocy Marian, dzwoniąc przeraźliwie, zwoływał do siebięj cały zespół na narady. Eile próbował także swoich sił jako tak zwany — wyrażenie Gałczyńskiego — opracownik: adaptator tekstów prozatorskich (Eugenia Grandetl) i teatralnych. Nie odniósł na tym polu takich sukcesów, o jakich marzył. Jego przeróbki francuskich komedii miały powodzenie, ale umiarkowane. A trzeba dodać, że Marian komedię francuską i francuską farsę uważał za wykwint wyrafinowanej kultury artystycznej. Tak mi kiedyś powiedział, dając niedwuznacznie do zrozumienia, czym była moja deklaracja, iż francuskie farsy mnie nudzą. Ja mu się odpłacałem podobnymi złośliwościami i tak przez lat dwadzieścia prowadziliśmy wojnę domową. -^ 35 ^---Marian Eile, z natury łakomy, cierpiał bardzo, zdany tygodniami ma ryżową dietę, którą łagodził swoje gastryczne przypadłości. Łamał f ją czasem i sięgał nawet po bigos, z fatalnymi skutkami. Podejrzewałem, że zaburzenia gastryczne, które Mariana przez całe życie trapiły, miały głównie psychosomatyczne podłoże. Myślę, że autorytet w tej dziedzinie, a Mariana przyjaciel, profesor Julian Aleksandro-wicz był podobnego zdania. Marian nawet kiedyś poddał się jego kuracji (profesor w Żegiestowie leczył snem i czymś w rodzaju nagranych bajek na dobranoc). Kiedy przyszedłem do „Przekroju", okres bujnego życia rozrywko-wo-towarzyskiego, połączonego z dość znaczną konsumpcją alkoholu, należał w redakcji do przeszłości. Za moich czasów pamiętam Mariana jako pijącego nieczęsto i umiarkowanie, z rzadka wesoło pod-ochoconego, nigdy zalanego. Ludzi nadużywających alkoholu nie lubił, ale traktował ich z typową dla siebie wyrozumiałością i dyskrecją. Co do innych uciech życia to wielka dyskrecja Mariana sprawiała, że i dziś ani mogę, ani chcę zabierać głos na ten temat. Na wdzięki płci odmiennej był z pewnością wrażliwy, ale nie sądzę, by należał do mężczyzn, dla których sprawy seksu stanowią motor życia. Tak mi się w każdym razie wydaje, bo, powtarzam, dyskrecja Mariana w tych kwestiach była wyjątkowa. Może dlatego mężczyznom typu „macho", a bywało, że i paniom o rozwiniętym życiu erotycznym, zdarzało się ironizować na temat zainteresowań, czy raczej braku zainteresowań Mariana tą dziedziną. Dodam do tego, że Marian nie lubił obscenicznego gadania, które, wyznam to, rozlegało się szeroko po redakcji i zdarzało się, że pewnych bardziej skomplikowanych aluzji i dowcipów wręcz nie rozumiał, a objaśniony krzywił się i cytował królową Wiktorię: „Nas to nie bawi". Rozumie się samo przez się, że nie było mowy, aby w „Przekroju" mogło się ukazać coś nieprzyzwoitego. Marianowi bliski był ideał „Czasu", pisma, które mogło leżeć na stole w domu, w którym są panny na wydaniu — oczywiście, mutatis mutandis, uwzględniając różnicę epoki przed pierwszą wojną światową i po drugiej. Sam mi to powiedział. Mógłbym przytoczyć wiele przykładów aż histerycznych reakcji Mariana na próby pozwolenia sobie w „Przekroju" na większą swobodę językową czy tematyczną. Przytoczę tylko jeden przykład wręcz humorystycznego przeczulenia: Marian uparł się, żeby opowiadanie Louisy de Vilmorin, wydrukowane w całości w świątecznym numerze, zatytułować nie, jak w oryginale, Madame de..., lecz Brylantowe kolczyki, w tekście zaś „madame de..." zastąpić wszędzie przez „pani baronowa", ponieważ „de..." z trzema kropkami budziłoby, zdaniem Mariana, nieprzyzwoite skojarzenia. Zawsze w takich wypadkach powoływał się na pruderię władz zwierzchnich, cenzury, Kościoła, 36 ale to była jego własna pruderia, dziwnie połączona z autentyczną aż libertyńską tolerancją. Nie miał nic przeciwko libertynizmowi — byle nie w „Przekroju", no i pewne rzeczy naprawdę go nie bawiły. Skoro już padło słowo Kościół, to do spraw religii odnosił się Marian z andyferentnymj dystansem, ale nie bez szacunku. Natomiast ^antyklerykałem był zdecydowanym, choć z deklarowaniem tego się nie obnosił. Wyszedł ze szkoły Boya — autora Naszych okupantów. Ale to nie poszczególne przejawy klerykalizmu go odstręczały. Autentyczny, stanowiący samą naturę Mariana, liberalizm nie godził się na pretensje do kościelnego monopolu na ostateczne wyroki i o-ceny moralne. Uważał też, że Kościół ma tendencję do wkraczania we wszystkie sfery życia i nigdy się tego dążenia nie wyrzeka. Wiem to, bo nieraz rozmawialiśmy na te tematy. A ponieważ liberalizm Mariana buntował się także przeciw totalitarnemu systemowi oficjalnych prawd i ocen, który narzucało „Przekrojowi" jego miejsce we froncie ideologicznym, męczył się Marian czasem okropniej „między sierpem a krzyżem". Tego powiedzonka często używaL/ »— Marian miał też swoje ulubione powiedzonka, którymi posługiwał się wyjaśniając politykę redakcyjną „Przekroju" —|Jiberalną i pluralistyczną! jakby się dziś powiedziało, w każdym razie jeśli idzie o sferę kultury. Mówił: „Co jest lepsze, befsztyk czy ciastko z kremem? Przecież jedno drugiego nie wyklucza". Albo: „ja szpinaku nie lubię, ale nie mam nic przeciw szpinakowi i temu, że inni go lubią. Czy wszyscy muszą mieć taki sam gust?" Dziś to brzmi śmiesznie, ale był czas, kiedy w gremiach, w których Marian musiał bronić „Przekroju" taką argumentacją, była ona uważana za głęboko nie-, słuszną ideologicznie, jeśli nie za wręcz buntowniczą. Racjonalizm Mariana, czasem przez niego deklarowany, był natury wątpliwej, bo łączył się z niezachwianą wiarą w intuicję. „Byle idiota potrafi ocenić tekst, który przeczytał, ja oceniam materiały, których nie czytałem, i nigdy się nie mylę" — chełpił się często