Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Romanda kierowała swoją frakcją z równą stanowczością jak Sorilea. Dla niej siła była rzeczą absolutnie najważniejszą i po prawdzie Lelaine zdawała się niewiele ustępować jej w tym przekonaniu. - Ona planuje przedłożyć Komnacie propozycję - wtrąciła kwaśnym tonem Lelaine, nie patrząc na Romandę. Zawarcie ugody z tą kobietą z pewnością zachwycało ją w równie niewielkim stopniu, jak przemawianie po niej. Świadoma, że zdobyła przewagę, Romanda uśmiechnęła się, lekko wyginając usta. - Odnośnie do czego? - spytała Egwene, grając na zwłokę. Była przekonana, że wie, co to takiego. Z trudem się pohamowała, żeby nie westchnąć. I żeby nie rozmasować skroni. - No jakżeż, odnośnie do Czarnych Ajah, Matko - odparła Varilin, unosząc głowę, jakby to pytanie ją zdziwiło. Cóż, może i zdziwiło; Delanę ten temat rozwścieczał. - Ona chce, żeby Komnata otwarcie potępiła Elaidę jako Czarną. - Urwała nagle, kiedy Lelaine podniosła rękę. Lelaine dawała swym zwolenniczkom więcej swobody niż Romanda albo może nie trzymała ich aż tak silną ręką, niemniej i tak był to uścisk żelazny. - Musisz z nią porozmawiać, Matko. - Lelaine potrafiła się ciepło uśmiechać, kiedy chciała. Siuan twierdziła, że kiedyś się przyjaźniły - Lelaine powitała jej powrót z niejaką serdecznością, ale zdaniem Egwene ten uśmiech stanowił jedynie wyślizgane od częstego użytku narzędzie. - I co mam powiedzieć? - Tak bardzo pragnęła przynieść ukojenie obolałej głowie, że z trudem utrzymała ręce z dala od niej. Te dwie pilnowały, żeby Komnata podejmowała tylko takie decyzje, na jakich im zależało, a nie te, które proponowała Egwene, w rezultacie czego nie podejmowano żadnych decyzji, a teraz jeszcze żądały, żeby podjęła się mediacji w sprawie jakiejś Zasiadającej? Delana istotnie popierała jej propozycje, prawda... kiedy tak jej pasowało. Delana przypominała chorągiewkę, która porusza się w tę samą stronę, w którą wieje wiatr, toteż fakt, że ostatnimi czasy zrobiła wiele na rzecz Egwene, nic jeszcze nie znaczył. Czarne Ajah zaś stanowiły przedmiot jej jedynej obsesji. Co zatrzymuje Siuan? - Powiedz jej, że powinna się pohamować, Matko. - Lelaine miała taki uśmiech i mówiła takim tonem, że wyglądała jak matrona, która udziela rad krnąbrnej córce. - Te jej głupie wymysły... gorzej niż głupie... sprawiają, że wszystkie czują się tak, jakby ktoś przyłożył im sztylety do gardeł. Niektóre z sióstr zaczynają nawet w to wierzyć, Matko. Nie minie dużo czasu, zanim to wszystko rozejdzie się wśród służby i żołnierzy. - Spojrzenie, które skierowała na Bryne'a, było pełne zwątpienia. Bryne udawał, że próbuje gawędzić z Myrelle, która wpatrywała się w otoczoną zabezpieczeniami grupę i niespokojnie gładziła wodze dłońmi odzianymi w rękawice. - Wiara w coś, co jest oczywiste, raczej nie zasługuje na miano głupich wymysłów - warknęła Romanda. - Matko... - W jej ustach zabrzmiało to prawie jak "dziewczyno" -...trzeba przeszkodzić Delanie, bo nie robi niczego dobrego, a najprawdopodobniej coś złego. Być może Elaida jest Czarną... aczkolwiek ja mam tu spore wątpliwości, niezależnie od tych plotek z drugiej ręki, które przywiozła ta ulicznica, Halima; Elaida jest uparta ponad miarę, ale osobiście nie wierzę, by była zdolna do takiego zła... jednak nawet jeśli to prawda, wówczas rozgłaszanie tego sprawi, że ludzie z zewnątrz nabiorą podejrzeń wobec wszystkich Aes Sedai i każe Czarnym ukryć się jeszcze dokładniej. A przecież istnieją metody, dzięki którym można do nich dotrzeć; nie wolno tylko tak ich nastraszyć, żeby zaczęły uciekać. Lelaine pociągnęła nosem tak głośno, że zabrzmiało to jak parsknięcie. - Nawet gdyby w tych bzdurach było coś z prawdy, to i tak żadna szanująca się siostra nie zaakceptowałaby twoich metod, Romando. Ty przecież sugerujesz, że należy je wszystkie poddać przesłuchaniu. - Skonsternowana Egwene zamrugała; ani Siuan, ani Leane nawet jej o tym nie szepnęły. Na szczęście Zasiadające nie zwracały na nią uwagi, niczego więc nie zauważyły. Jak zwykle. Romanda podparła się pod boki i natarła na Lelaine. - Rozpaczliwe czasy domagają się rozpaczliwych działań. Niektórzy mogliby pytać, dlaczego ktokolwiek miałby stawiać swoją godność ponad ujawnienie sług Czarnego. - To stwierdzenie jest niebezpiecznie bliskie oskarżenia - stwierdziła Lelaine, mrużąc oczy. Tym razem to Romanda się uśmiechała, zimnym, kamiennym uśmiechem. - Będę pierwszą, która podda się tej metodzie, Lelaine, pod warunkiem, że ty zgodzisz się być druga. Lelaine autentycznie warknęła, robiąc pół kroku w stronę drugiej kobiety, a Romanda nachyliła się w jej stronę z wystawionym podbródkiem. Wydawało się, że zaraz zaczną wyrywać sobie włosy, tarzać się w błocie, i cała godność Aes Sedai pójdzie w odstawkę. Varilin i Takimi spojrzały na siebie groźnie niczym dwie służki wspierające swoje panie, długonogi ptak wodny w walce na spojrzenia z wroną. Całe towarzystwo jakby zupełnie zapomniało o Egwene. Nadbiegła Siuan w słomkowym kapeluszu z szerokim rondem, prowadząc za sobą tłustą klacz o białym zadzie; zatrzymała się z poślizgiem na widok zgromadzenia otoczonego zabezpieczeniem. Towarzyszył jej stajenny, chudy mężczyzna w długiej, postrzępionej kamizeli i połatanej koszuli, który trzymał wodze wysokiego deresza