Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Cisza wszędzie, letnicy wyjechali. Tylko szkoła - nowa, trzypiętrowa - kipi hałasem. Duża przerwa. Kupiłam gorący bochenek i pojechałam z powrotem, piaszczystą dróżką wzdłuż szkolnego budynku, w chłodnym wietrze, pod gorącym słońcem. Co za błogie, błogie chwile - myślałam sobie, pełna wdzięczności. Z bocznych drzwi szkoły wydostała się, poustawiana w pary, klasa ośmiolatków, w towarzystwie pani nauczycielki, odzianej w czarne legginsy. Pomaszerowali w stronę lasu - tam zwykle odbywają się lekcje przyrody i wychowania fizycznego. Podjechałam na tyły gromady, z przyjemnością patrząc na dwa rzędy lnianych główek, białych kołnierzyków i opalonych, rumianych twarzyczek. - ...i możesz, kułwa, wygłać dwa komputery multimedialne! - dobiegło z drugiej pary, idącej tuż za nauczycielką. Poczułam się trochę anachronicznie. ?> 119 Ciekawe. Za moich szkolnych czasów drugoklasiści nie rozmawiali o komputerach. No i - co jeszcze ciekawsze - nie używali brzydkich słów, przekleństw lub tak zwanych świńskich wyrazów. Zwłaszcza w obecności nauczycieli. Świńskie wyrazy, brzydkie słowa — to było coś, czego nasi rodzice i nasi nauczyciele nie tolerowali w ustach dzieci, co tępili niestrudzenie i czego - przede wszystkim - sami w naszej obecności nie używali. Najczęściej zresztą nie posługiwali się świńskimi słowami w ogóle! - rzecz dziś nie do pomyślenia, prawda? A przecież było to tak niedawno - w końcu lat pięćdziesiątych. W sześćdziesiątych, gdy już studiowałam na Wydziale Malarstwa i Grafiki, mięsem rzucali wyłącznie straceńcy, pragnący się wyróżnić - jak to na uczelni artystycznej - skrajną dekadencją i upadkiem moralnym. Brzydkie wyrazy - to brzydkie myśli, a brzydkie myśli - to brzydkie życie - mówiła moja nauczycielka z podstawówki, tłumacząc, dlaczego w powieści Twaina „Przygody Tomka Sawyera" ciotka Polly kazała Tomkowi, kiedy zaklął grubo, szorować wnętrze ust szarym mydłem. A nauczycielka w czarnych legginsach ani drgnie, kiedy jej uczeń bluzga za plecami. I ja też - o, proszę! - przyciskam pedały roweru i mijam szkolną gromadkę, uciekając od problemu. Dlaczego nie zatrzymam się, nie stanę naprzeciw tego chłopczyka, dlaczego nie powiem mu surowo: — Nie wolno tak się wyrażać! — Dlaczego nie zwrócę uwagi nauczycielce, że powinna skarcić takiego ucznia? Głupio mi. No, tak. Dzieci patrzyłyby nierozumiejąco na nieznajomą letniczkę, która, ni stąd, ni zowąd, czepia się i wytacza jakieś przedpotopowe zakazy, podczas gdy wszyscy wokół - rodzice, przechodnie, nauczyciele i oczywiście telewizor — wygłaszają bez żenady wszystkie te grubiaństwa. A nauczycielka dorzuciłaby może, że to nie są już dziś grubiaństwa. Cóż, świat się nieustannie zmienia. Jaka szkoda właściwie, że na gorsze. Chociaż - pocieszyłam się, hamując przed furtką ob- 120 rośniętą dzikim winem — świat zmienia się także na lepsze, bo przecież mamy prawa człowieka i wolność i dawno już zapomnieliśmy o latach stalinowskiego terroru. Ale dlaczego wolność od terroru miałaby się wiązać ze zwolnieniem od rygorów? - zadałam sobie pytanie, odstawiając rower pod jabłoń. - I od norm postępowania, które znośniejszą czynią koegzystencję ludzi we własnym kraju? Nie rozumiem. Można być przecież człowiekiem wolnym - a zarazem uprzejmym. Zaparzyłam herbatę, zjadłam chrupiącą piętkę chleba z masłem i miodem. I pracuję. Ale męczy mnie taka myśl: skoro stwierdzono, że przeciętna liczba słów, używanych przez dzieci sześcio-czternastoletnie, wynosząca w roku 1945 dwadzieścia pięć tysięcy, spadła dziś do dziesięciu tysięcy (dane pochodzą z książki Neila Postmana „Zanik dzieciństwa", cytowanej w arcyciekawym artykule Joanny Petry-Mroczkowskiej „Amerykańska kultura masowa" - miesięcznik „W drodze" 6/99) - czy nie byłoby dobrze wyrzucić z dziecięcego leksykonu — powiedzmy — dwadzieścia najbardziej ordynarnych słów i wepchnąć dziatwie w umysły jakieś inne, ładniejsze wyrazy? Może na przykład jakieś wiersze, Słowackiego albo Mickiewicza... Nikt teraz nie każe dzieciom uczyć się wielkiej poezji na pamięć. Dlaczego? Poukładane w pamięci frazy, zdania, piękne polskie słowa, przychodzą przecież później niespodziewanie na myśl, dyktują tok myślenia, a więc i postępowanie..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Wreszcie między życiem małżeńskim a aktywnością publiczną Pliniusz ustanawia nie tyle wspólną zasadę, która łączy zarządzanie domem i władzę nad innymi, ile złożoną grę...
- Wreszcie zwabiła go do miłości Agryppina, córka jego brata, Germanika, dzięki swym ponętom oraz mając [jako krewna] prawo do pocałunków i niejedną spo- sobność do...
- czerwonokrwisty - rubin spinelowy, różowoczerwony - bałaś rubin, niebieskoczerwony - spinel almandynowy i hiacyntowoczerwony lub słomianożółty - rubicell...
- Metalowy drąg wygiął się, ale wytrzymał, a leksus obracał się jeszcze przez jakieś dziesięć metrów, nim zatrzymał się wreszcie na kolejnym odcinku barierki...
- Trzecim wreszcie sposobem jest przyzna nie podstawowych uprawnień policyjnych i reglamentacyjnych władzom samo rządu terytorialnego (które z natury rzeczy są...
- Wreszcie, pan de Charlus był litościwy, cierpiał na samą myśl o zwyciężonym, opowiadał się z reguły za słabszymi, kronik policyjnych nie czytywał tylko z tej racji, by nie...
- Odcinek trasy do Popadii został w latach 2002 - 03 odnowiony i oznakowany na biało-czerwono-biało przez wolontariuszy z fundacji „Karpackie Ścieżki"...
- Wreszcie po trzech czy czterech dniach nie wytrzymał i pękł: Czy miałby pan coś przeciwko „Głosowi Ameryki”? Widziałem, jak dużo go to kosztowało...
- I wreszcie odstraszy mi jakiegoś porządnego, uczciwego zięcia, co by może całym sercem przystał do nas, prostych ludzi...