Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Przemoczony Jacek dygotał z zimna. Kuba i Rysiek ratowali drugą niefortunną żeglarkę. No i nie da się ukryć, że herbata z termosu Grahy właśnie wtedy przeszła do historii. Gdy cała czwórka żeglarzy oraz dwie dające już wyraźne znaki życia dziewczyny znalazły się na brzegu, ktoś rozpoznał Jacka i Wojtka. – Ci chłopcy są z kursu, z obozu, znam ich! To żeglarze. – Z obozu? No to szybko do obozu! – zawyrokował ktoś inny. I tak Jacek zwany Vasco, Kuba zwany Alim, oraz Krokodyl Wojtek i Rysiek Prasa, mimo gwałtownych protestów, znaleźli się w obozie, z którego niedawno zostali tak brutalnie wyokrętowani. Kiedy z rykiem silników pod bramę zlikwidowanego już totemowiska podjechało kilka samochodów, cała kadra zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Ludzie z szosy, świadkowie dramatu, nie zostawili przemoczonych bohaterów całego wydarzenia na brzegu zimnej wody. Kajakarki ktoś odwiózł do ośrodka, z którego wybrały się w ten nieszczęsny rejs. Chłopców przywieziono do obozu... 103 Zamiast epilogu... czy ty mnie lubisz kapitanie? Przed bramą było zbiegowisko. Komendant i Śledź słuchali chaotycznej relacji aż trzech osób jednocześnie. Z ciżby wyrwał się Walek, pobiegł do jedynego jeszcze stojącego w opustoszałym obozie namiotu. Za chwilę w gwar i zgiełk wdarły się dzikie i piskliwe, a potem coraz bardziej regularne i melodyjne dźwięki. Głos trąbki wibrował i drżał, wszystkim wydało się, że to nie Walek, a cała orkiestra, że to wielka orkiestra gra wspaniałego marsza na powitanie kogoś, na kim nie poznał się świat. Walek istotnie przechodził samego siebie, jego muzyka sprawiła, że wszyscy na moment umilkli i słuchali głosu złotej trąbki, a głos ten unosił się wysoko, potem zaś opadał i jakby misternie układał nad jeziorem wracając podwojonym echem pod maszt do obozu świętującego zwycięski powrót bohaterskich wygnańców. Postawiono szybko niewielki namiot, przed którym komendant rozkazał zatknąć chorągiew ze znakiem czerwonego krzyża. Był to szpital, w którym położono i zakryto po dziurki w nosie przemoczonego i wyczerpanego kapitana Vasco. Pospiesznie gotowano herbatę i przygotowano ciepły posiłek. Jeszcze tego dnia na tle pustki zwiniętego obozu, w załamanym na bokach szeregu stanęli żeglarze. Po namiotach pozostały na polanie szare ślady w udeptanej ziemi. Sprzęt leżał ułożony w symetryczne pryzmy. Na brzegu tkwiły nieruchome łodzie. Tylko totemy stały na swoich miejscach, przydając dziwnego uroku tej pustce. Przed frontem, pod masztem, który stał jeszcze i na którym łopotała obozowa bandera, prężyli się: Jacek, Wojtek, Rysiek i Kuba. Śledź trzymał w ręce papier, mówił głosem jakby bardziej doniosłym, bardziej uroczystym niż zwykle: – Zebrałem obóz jeszcze raz, już ostatni, niespodziewanie, aby odczytać rozkaz specjalny: – Jacek i Kuba, Wojtek i Rysiek, nie poniechali żeglarskiej przygody. Nie chcieli zostać Bokserami. Ich bronią miały być żagle. Opłynęli krąg Jezior Raduńskich, zwyciężyli deszcze, ciszę, burzę i wichury. A gdy ktoś znalazł się w potrzebie i wzywał pomocy, Vasco i Wojtek, a za nimi Kuba i Rysiek, przerwali wyścig spiesząc na ratunek tonącym. Narażając życie uratowali dwie śmiertelnie zagrożone dziewczyny. Komenda i rada – grzmiał Śledź – postanowiły uznać za niebyłe ich awanturnicze czyny. Komenda postanowiła przywrócić do obozowej społeczności Jacka, Wojtka, Kubę i Ryśka. – Kapitan czytał, a żeglarska brać słuchała. Wojtek w tym momencie nieznacznie trącił Jacka. – A mówiłem, że jesteśmy pewniaki? – mruknął i usiłował się uśmiechnąć, ale tylko jakoś dziwnie wykrzywił usta, oczy mu poczerwieniały. Vasco patrzył na wielkie jezioro i wydało mu się, że widzi na jego środku wspaniałą barkentynę pod pełnymi żaglami. Oczy miał jasne, uśmiechał się do tego widoku. Pewny siebie i zawsze zwycięski Wojtek odwrócił twarz od przyjaciela, bo coś na niej ukrywał. Ostatni apel skończył się szybko. Wokół Jacka powstała ciżba. Koledzy ściskali mu rękę, gratulowali szczerze i serdecznie. Obok stała Grażyna. Vasco spostrzegł ją, ruszył w kierunku dziewczyny. Ona szła mu naprzeciw, żeglarska brać patrzyła na tych dwoje, gwar umilkł, było cicho. – Yes Vasco, tak trzymaj! – powiedziała dziewczyna. 104 – Pół stopy, Graha, nigdy nie dotykaj dna dziewczyno – śmieje się Jacek. Graha podnosi głowę, patrzy w oczy żeglarzowi. – Lubisz ty mnie trochę, kapitanie? – uśmiecha się jakoś bardzo dziwnie. – Nie nadawaj na tym zakresie, bo się rozczulę Graha – Jacek patrzy w bok, tak jak podczas ostatniego rozkazu w zlikwidowanym obozie Wojtek. – Pamiętasz? Powiedziałeś na łodzi, że chłopak musiałby wytrzeć usta czymś czystym – Graha spogląda w oczy kapitanowi Vasco. W tej chwili Jacek pochylił się i pocałował ją w policzek. Obóz wybuchł krótką wrzawą ukontentowania. Graha stała chwilę jakby zbita z tropu, potem wyciągnęła ukrywany dotychczas za sobą bardzo świeży polny kwiat. – Chcesz? – zapytała przykładając go do ust. Jacek milczał. – Widzisz Vasco, już nie zwiędnie, nigdy – powiedziała cicho Grażyna. Dokoła panowała cisza. Walek trzymał złotą trąbkę, ale nie grał. Śledź ciągle miał w ręce przeczytany rozkaz. A wszystkim zdawało się, że coś ciągle trwa jeszcze, że nie skończyła się żeglarska przygoda. Słońce tonęło w jeziorze, zachodziło czerwonym płomieniem na niebie, wróżyło młodym rześki wiatr w ich, mimo wielu barw i odcieni, zawsze białe żagle. 105 Słownik terminów żeglarskich Achterpik – pomieszczenie na rufie jachtu, które służy przeważnie jako magazynek zapasowych lin, jest miejscem składowania przyczepnego silnika, paliwa i innych bardzo potrzebnych rzeczy Bajdewind – zobacz: kursy jachtu względem wiatru Bakista – skrzynka lub schowek na jachcie przeważnie na rzeczy osobiste załogi i mniejsze elementy żeglarskiego osprzętu Baksztag – zobacz: kursy jachtu względem wiatru. Baksztag to także mocna lina stalowa na większych jachtach biegnąca od szczytu (topu) masztu do burty na rufie i wzmacniająca maszt przed zginaniem się i złamaniem do przodu. Patrząc w stronę dziobu rozróżniamy lewy i prawy baksztag Balast, balastowanie – ciężar umieszczony zazwyczaj najniżej jak tylko można w kadłubie lub nawet „pod” kadłubem jachtu na specjalnej płetwie balastowej w celu polepszenia stateczności. Balast stały ma szczególne znaczenie dla jachtów balastowych i kilowych, które właśnie dzięki niemu są niewywracalne
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Dalsze nauczanie obejmowało natomiast dzieci elity (bez wątpienia wszystkich chłopców, nie jesteśmy natomiast pewni czy wszystkie dziewczęta)...
- Było to rozpaczliwe łkanie umęczonej duszy człowieczej i pasaż jęków rozdartego serca i cichy, rozdzierający płacz dziewczęcy i pieśń żałobna wieczystej rozłąki...
- Nie zrozumiawszy, gdy| zdawaBo mu si, |e dziewczyna powiedziaBa musiaBe[", a nie: musiaBa[", Narcyz zapytaB: Z pewno[ci sByszaBem, ale wymieD mi swoje imi
- To chyba się domyślasz, w jakiej jatu jestem sytuacji, w jakiej tusytuacji jest Rafał i ta jego dziewczyna...
- Nicholas podciągnął go, przywracając przyzwoity wygląd, jednocześnie unosząc ją lekko do góry; potem wziął dziewczynkę za rękę i zaprowadził do wody...
- Niezbędnym jej dopełnieniem jest poznanie konkretnych poglądów dziewcząt i chłopców kształcących się w szkołach podstawowych, zasadniczych zawodowych i średnich...
- Dziwna rzecz: Niemcy rozumieć czy zgadywać się zdawali, co one mówiły sobie, dziewczęta domyślały się, o czym młodzi szeptali z sobą...
- Obawiał się bowiem, czy aby zielonooka dziewczyna tak dalece Jaszczykowi we łbie nie zabełtała, że i te jakimś sposobem zdołał wykraść...
- Spodziewał się, że usłyszy wskazówki co do tego, jak i kiedy wypada przekazać dziewczynie przykrą wiadomość...
- - Mieliśmy zamiar, jeśli urodzi się dziewczynka, dać jej na imię Gabriella, po mojej nieszczęśliwej matce...