Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Przez oczy szły myśli niekiedy tak śmiałe, że Halki wzroków wytrzymać nie mogły, że Niemcy drgali, jakby się chcieli przybliżyć, pociągnięci ku dziewczętom. Ale na najmniejszy ruch ich Halki zrywały się i pierzchnąć były gotowe, a i Dzierla stała na straży, aby młodych utrzymać w dali. Po dość długiej chwili dziewczęta coraz częściej zaczęły spoglądać na śpiącą, Dzierla dorozumiała się, że czas było wyprowadzić gości. Nalała im jeszcze kubki, które oni, wstawszy za zdrowie Halek wypili, i przyszła oznajmić, że już iść muszą. Wskazała na uśpioną w kącie prządkę, pogroziła. Niemcy, upojeni widokiem dwóch siostrzyczek, wstali, choć niechętnie. Halki ruszyły się z miejsca. Gero rękę przyłożył do serca, a oczy podniósł ku niebu, Hans skłonił głowę ku ziemi, rękę zniżył do stóp i westchnął. Dwie Halki żywo potrząsały główkami żegnając. Ponieważ to za długo trwało, Dzierla poczynała Gerona za rękaw sukni ciągnąć i naglić do wyjścia. Szli więc, lecz oglądali się, ponawiając żegnanie, które im oddawano. Drzwi się w końcu zamknęły, Halki wyskoczyły z kąta, w którym były ukryte. Ręce się ich rozplotły po raz może pierwszy od dawna, stanęły rozdwojone naprzeciw siebie mierząc się oczyma i rzuciły się sobie w objęcia. Mówić czy nie chciały, czy nie potrzebowały, lecz ująwszy się za ręce poszły ku ognisku, zanuciwszy jak jednym głosem piosnkę tęskną o księżycu. Lecz pieśń się prędko rozpłynęła w uśmiech i szepty. - Który? - spytała starsza. - Który? - powtórzyła druga. Zarumieniły się mocno, nie chciała powiedzieć żadna, a rzecz osobliwa, one, co swe myśli zawsze tak dobrze zgadywały, teraz nie były pewne, czy są w zgodzie. I pozostało tajemnicą może, która z nich wybrała wesołego Gerona, a która smutnego Hansa, czy się różniły, czy godziły. Wkrótce potem promieniejąca wróciła Dzierla, spojrzała na dziewczęta, poszła białą chustę czarodziejską zdjąć z twarzy prządki, która się nie przebudziła, tylko zamruczała coś przez sen, i przybiegła do Halek, głaszcząc je po głowach. - Chłopcy poszaleli za wami - poczęła, siadając u ognia. - Głowy się im pozawracały; Gero mówi, że jak żyw takich nie widział piękności, że gdyby was poubierać wedle ich obyczaju, mogłybyście przy cesarzowej stać na tronie. Cesarzowa? Nie wiem, co to za pani - dodała - musi to być ich królowa! Ale wy, gołąbki moje, sameście królowymi być godne. Ciekawa stara przysunęła się, badając natarczywie. - Prawda, obadwa są piękne chłopcy, ale który z nich piękniejszy, powiedzcie! Halki pochowały oczy, aby z nich nie wyczytała. Wstydziły się, nie odpowiadały. - Gero... - mówiła stara - Gero jest jak królewicz z bajki, który na konia siadłszy, na cudownego, mógłby morze przepłynąć, mieczem góry rozcinać, latać z obłokami, a Hans jest jak biedne dziecko, o które strach, aby na ziemię nie padło. Jam się do Hansa więcej przywiązała, bom go pielęgnowała. Gdyby nie ja, co by już teraz było z niego? Jadłyby go robaki! Mówiła sama, raźno z kubka popijając, a coraz to na dziewczęta spoglądając, które się sromały jeszcze. - Mów o nich, mów o nich, rozpowiadaj! - rzekła cicho starsza. - Cóż ja wam powiem o nich, gołąbki moje, chyba że się oni pokochali w was. Szli do swego dworku jak pijani, oglądając się ku wam i posyłając pocałunki. Dlatego wam się tak palą twarzyczki, bo całusy tu poprzylatywały! Halki poczęły je ścierać palcami z twarzy, jakby się zlękły w istocie, by przylgnąwszy do nich, nie zdradziły. Nazajutrz Dzierla przyniosła pozdrowienia, w kilka dni znowu obiecała Niemców przyprowadzić, uśpić starą prządkę dozorczynię, lecz strach znowu był wielki, a skończyło się na tym, że stara na swym postawiła i Niemcy przyszli znowu. Gero, usiadłszy bliżej na ławie, na żądanie Dzierli zaśpiewał półgłosem niemiecką pieśń, którą ona słyszała go często powtarzającego: Du bist min, ich bin din: des solt du gewis sin. Du bist bes lozzen in minem Hercen; verloren ist daz Sluzzelin: du muost immer darinne sin. Pieśń to była pobożna, lecz któż wie, czy Gero nie zmienił jej znaczenia! Dziewczęta słuchały pilno, smutno, i płakać się im chciało, że jej nie zrozumiały. Nazajutrz Dzierla musiała im po swojemu ją tłumaczyć: Tyś jest moja, jam jest twój, Bądźże tego pewna. W sercu moim tyś zamknięta, Klucz od niego zginął. Musisz już w nim zostać! Halki nuciły po swojemu piosenkę podobną, ale im nie brzmiała tak, jak gdy ją śpiewał Gero, a Hans mu cicho wtórował. Tak płynęły wieczory długie jesienne na Białej Górze, a ksiądz Żegota widząc, że Hans się już poruszać może, przypominał, iż czas by od srogiej uwolnić go trwogi. Obu im i chciało się w świat, i żal było te śliczne dziewczęta porzucać. Gero nawet ważył się na myśl zuchwałą, aby Halki uwieść z sobą. Lecz jakże z nimi przebyć nie postrzeżonym kraj obcy i uniknąć pogoni! Hans miał myśl inną. Chciał powracać do domu, zebrać oddział rycerzy i knechtów, napaść na Białą Górę i pochwycić dziewczęta. Potem lotem błyskawicy dobić się do saskich granic
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Normalnie to ja całe boże dnie chodzę sobie, jeżdżę, jak się da, tu jestem parę dni, potem gdzie indziej się przenoszę, potem znowu gdzie indziej i ja w tym wiecznym ruchu spotykam...
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- Opowiadano sobie z niemałą grozą, jakoby gdzieś na dalekim Wschodzie spadł temi czasy z nieba olbrzymi potwór mający trzy wiorsty długości a pół wiorsty szerokości...
- Nie powiedziałem sobie: „Teraz go już nigdy nie zobaczę”, albo „Teraz już nigdy nie uścisnę mu ręki”, ale: „Teraz go już nigdy nie usłyszę”...
- Mimo że ojciec i rodzeństwo troszczyli się o mnie jeszcze bardziej, mimo że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, wszystko się zmieniło...
- Nagle sobie uświadomiłem, że wszelkie informacje, które otrzymałem od istot – wiedzę pochodzącą z samego przeżycia, w tym z poprzedniego NDE – mogłem w końcu otrzymać...
- Och, potrafię sobie wyobrazić, jaką masz teraz minę! Nie przejmuj się, nie zamierzam się poddać! W gruncie rzeczy, mogę Ci udzielić innej odpowiedzi na pytanie, jakie zawsze...
- W wiele lat później Garp miał sobie uświadomić z rozczuleniem, że to jąkanie starego było czymś w rodzaju posłania dla Tincha od ciała Tincha...
- Ma swój świat w sobie i jasnowidzenia nieziemskie, i szczęście, którego mu nikt nie odbierze i które ni czasu, ni ziemskich zmian się nie boi...
- O ile dotąd w państwach cywilizowanych wymiar spra- wiedliwości nie mógł sobie stawiać innych celów poza sądzeniem, o tyle obecnie "przestępstwo" miało być zagrożone nie...