Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Biedne zboża których nie zdążono skosić! Czy też doczekają się pogody? Czy wiatr je wymłóci? Od wschodu, z Gronika, ostatniej roli zakopiańskiej, doszło do uszu kościeliszczan głuche, przeciągłe, złe warkotańie bębna i jakieś krzyki po nim, które dokładnie znali i zgadywali, jako nieodrodną piosenkę tych górskich osiedli: - Ogień gasić! Ogień gasić! Są tak zmęczeni i wyczerpanI, że nawet nie ma mowy o paleniu i o wieczerzy. Pójdą spać i będą spali w huku hal- nego wiatru umordowami jak kłody. Zapadną w sen martwy, kamienny, bez czucia. Homolaczowa przyjechała bryczką do spowiedzi do księ- dza Stolarczyka. Jegomość sam otworzył kościół kluczem - było pogodne popołudnie - zamknął się od środka, aby kola- torka dokonała ważnego aktu religijnego w należytej dyskre- cji i spokoju. Zasiadł w konfesjonale, aż deska zatrzeszczała pod naporem ciężaru. Już cieśla, wybierając grubość deski na siedzenie do konfesjonału, wziął pod uwagę wyjątkową tuszę jego wielebności. Jego wielebność przecina powietrze dwoma ciosami dłoni w znak krzyża. I dziedziczka jedenastu wsi pod- halańskich z przynależnymi lasami i górami jęła wyznawać swoje grzechy do plebańskiego ucha. Z czego mogła się spowiadać pani Homolaczowa Jakimi grzechami obraziła Pana Boga? Kościół zamknięty, spowiedź odbywa się szeptem, nikt więc nie słyszy, tajemnica tych dwoj- ga zostanie uszanowana. O ile proboszcz odnosił się z całym szacunkiem do pani dziedziczki - była wszak dobrodziejką jego parafii - o tyle nie lubił jej drugiego męża (pierwszy był możliwszy) oraz jej synów, zwłaszcza dwóch najstarszych dryblasów z pierwszego małżeństwa. Jeden miał lat 24, drugi 20; nazywano ich pani- czami. Dumni, nieprzystępni, nie lubiani w całej okolicy. Je- den miał zamiłowanie do myślistwa, choć był nad wyraz pe- chowym strzelcem, drugi, młodszy, kochał się w koniach. Obaj za to zgodnie lubili miłostki. Przez nich musiała matka co parę miesięcy zmieniać służbę żeńską we dworze. Niejednokrotnie ojczym z własnej kasy umarzał pretensje zakopiańskich dziewcząt do temperamentu paniczów. W brutalny sposób wy- zyskiwali swoją wyższość w stosunku do ludności, w dużej mierze zależnej od dworu. Nienawidzeni byli we wsi tak sil- nie, że nie mogli pokazać się sami w Zakopanem. Jeździł z nimi rosły Niemiec z kańczugiem, jeden z lokai, nazywany Wil, co górale zmienili na Wilk. Zakopianie nie są zazdrośni o swoje kobiety, lecz nie lubią aby obcy, zwłaszcza z innej klasy społecznej, zalecali się do- nich. Panicze dworscy źle się utrwalili w pamięci zakopiańskiej ludności. Byli na tyle bezczelni i cyniczni, że nadali sami i do ksiąg gruntowych kazali wpisać nazwy ról: Burdel i Pierdołówka, leżących po drodze z Bystrego na Olczę, najczęstsze tereny ich wypraw erotycznych. Ten przykry żart w brzydki sposób upamiętnił ich haniebną sławę. W kościele pokazywali się czasem na niedzielnej sumie, siadali sztywno w ławie kolatorskiej, obok szeroko rozlanego ciała nabożnej matki. Niektórzy przebąkiwali, że to nie katolicy, lecz lutry, bo z Moraw pochodzą, po niemiecku szwargocą; gdzie tacy kiedy byli katolikami? Kto się prawdy dowie? Zima przyszła prędko tego roku. Już w pażdzierniku przy- kurzył śnieg ziemniaki. Sypał przez parę dni. Bachleda chciał je kopać spod śniegu, ale żona, Kaspruśka z domu, ta, co sto rozumów zjadła, radziła poczekać, aż pierwszy śnieg przetaje. Tak się stało. W pięcioro wyszli na zagony. Gruli było nie- wiele, jak zawsze w mokre lata; wszystkie liche, dębowate niby rzepa. Z jednego korca zebrał jedenaście korcy. Jeszcze i to dobre, Bogu i za to niech będą dzięki. Bywają roki, że ziemniaki zmarzną, zanim się je zdąży wykopać. Już w listopadzie przeszedł po ludziach w Zakopanem głu- chy pomruk wieści przeciekających z Hamrów oraz z Nowego Targu. Rewolucja wybuchłaŠ we Wiedniu, cesarz uciekł w nocy z pałacu, biją się i strzelają po ulicach. Co będzie? Nowotarski komisarz obwodowy wydał uwiadomienie do wszystkich magistratów, dominiów i gmin, aby chłopi legitymowali każdego obcego człowieka napotkanego w swojej wsi. Kazano proboszczowi przeczytać to rozporządzenie w kościele, lecz odmówił polecając wójtowi rozgłosić je pod kościołem po sumie. W imieniu wójta odczytał ukaz organista Czubernat. Wójt, jako nie uczony w piśmie, jedynie dla zachowania powagi urzędu stał obok organisty, wyprostowany, w brązowej cusze, muskając od czasu do czasu sutą wiechę wąsów. Ludzie po- słuchali, pokiwali głowami, nic nie zrozumieli i rozeszli się do domów. Sąd górniczy w Wieliczce potwierdził na nazwisko Klemen- tyny Homolacz nadanie dziewięciu wielkich miar górniczych na Magurze. Z tej okazji odbyło się przyjęcie w Hamrach na którym był obecny ksiądz Stolarczyk. Tamże, również z tej radosnej przyczyny, dziedziczka ofiarowała proboszczowi pięć- dziesiąt reńskich na aparaty kościelne. Pomimo urzędowych zakazów wzmógł się ruch na granicy węgierskiej. Grupami, po kilku, po kilkunastu, przedzierali się przez góry młodzi Polacy do powstania. Ksiądz Stolarczyk, pouczony przez księdza dziekana, Bryniarskiego, uproszony do- datkowo przez Homolaczową, nawoływał wierny lud w kazaniach do niedawania posłuchu panicznym, nieprawdziwym wieściom, do skupienia się w modlitwie koło swojego pasterza. Góralki modliły się nabożnie w kościele, ale mełły ozorami w izbach, ile wlezie. Chłopi na posiadach czy w karczmie uradzali godzinami, co to będzie. Niektórzy z nich - Sabała był do tego pierwszy jak zawsze - przeprowadzali Polaków wierchami do armii rewolucyjnej Koszuta. Zarobiło się przy tym parę dukatów, a cesarz nic o tym nie wiedział. Nie wie- dział też o tym ksiądz Stolarczyk, a w taki sposób i Pan Bóg o niczym się nie dowie