Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

M.?u, jak mówi³o siê wtedy. Dla Olczaka porzuci³ Z.H. P., wszystkie te sprawnoœci i wêz³y, ¿yciorysy Ma³kowskiego i Strumi³³y, egzaminy na stopnie, m³odzik, wywiadowca, harcerz orli i tak dalej. Porzuci³ wtedy bez wahania... Groteskowe to teraz. Æmy trzepocz¹ce wokó³ lampy. Ale równoczeœnie ile lat œlepego, zmarnowanego ¿ycia?... Nikomu o tym nie móg³ powiedzieæ. Jedynie do Dzia³acza ci¹gnê³o go nieprzeparcie i czujna ostro¿noœæ zawodzi³a chwilami. Tamten te¿ lgn¹³ w jakiœ sposób do niego. Mo¿e odmiennoœæ go poci¹ga³a. Rozmawiali czêsto. Pos³ugiwa³ siê Onio niezbyt subtelnymi aluzjami. ??Taka anegdota mi siê przypomnia³a ??zaczyna³ patrz¹c w sufit ??... szko³a hitlerowska, wojsko czy policja, nie wiem dok³adnie. Podobno prawda. Ka¿dy elew chowa³ psa od szczeniaka, czu³oœæ, przywi¹zanie, Niemcy lubi¹ zwierzêta. A nastêpnie rozkaz komendanta: nale¿y w³asnorêcznie zat³uc... Sprawdzian hartu i twardoœci po prostu. Dzia³acz spogl¹da³ podejrzliwie. Onio nic, poziewywa³ obojêtnie. ??Dwóch jest takich ??bombardowa³ dalej ??przyjaciele, no powiedzmy, dobrzy koledzy. Jeden myœli inaczej, nie tak jak nale¿y i wcale siê z tym nie ukrywa. Co zrobiæ z takim? Jak 13 powinien zachowaæ siê stra¿nik obowi¹zuj¹cego porz¹dku? Ciê¿ki problem... ??monologowa³, zachowuj¹c kamienny wyraz twarzy, czyst¹ teori¹ tego przypadku poch³oniêty. ??Czujnoœæ. Wróg nie œpi przecie¿. Problem ponadto: œwiadomy tego czy nie? Wychowawczo na niego podzia³aæ czy represyjnie? Co zrobiæ z takim? Dzia³acz krêci³ siê niespokojnie. Wzburzenie ujawni³ nieudoln¹ prób¹ zmiany tematu. Razem te¿ spotykali siê ¿e swoimi dziewczynami. Wybierali siê na potañcówki czy podmiejsk¹ ciuchci¹ gdzieœ do lasu. Œmieli siê, pili wino, opowiadali kawa³y. Ta sama ³apczywa chêæ kobiecego cia³a i maskowana cynizmem nieœmia³oœæ. Obcoœæ zanika³a wtedy zupe³nie. Zwierzenia do póŸna w noc. Mieli podobne marzenia i nadzieje wieku m³odzieñczego. Dzia³acz, tak samo jak Onio, pragn¹³ zostaæ wybitnym specjalist¹ w obranej dziedzinie studiów. Fascynowa³y ich biografie Einsteina, Heisenberga, Nielsa Bohra. ??Czy mo¿na jeszcze w dzisiejszych czasach zespo³owych badañ zab³ysn¹æ samodzielnie? ??pyta³ w dziecinnym uniesieniu Dzia³acz. W takich póŸnonocnych godzinach rozluŸnia³a siê jego dyscyplina i gromka jednoznacznoœæ. A œwiatopogl¹d, który nazywa³ marksistowskim, równie¿ wielokrotnie nie przystawa³ do rozmaitych w¹tpliwoœci i refleksji. Tak ¿e podczas takich godzin, wydawaæ siê mog³o, zupe³nej szczeroœci, przygwoŸdzi³ Onio tamtego czymœ, co przesta³o byæ jedynie aluzj¹ mog¹c¹ budziæ sprzeciw natury ogólnej. Dotyczy³o to ju¿ osobistych spraw Dzia³acza. Ale te¿ zacz¹³ przypowieœciowo: ??Wiesz, to dopiero dylemat, rodzice starego typu, niechêtni nowemu, wrêcz reakcja, szydz¹ i z³orzecz¹. Ten m³ody, czysty, gor¹cy, nie mo¿e tego znieœæ. Wyczerpa³ wszystkie sposoby. Próbowa³ przekonaæ, grozi³. Nic nie odnios³o skutku. Co ma zrobiæ? Donosi na nich, nie, Ÿle powiedzia³em, informuje kogo nale¿y. W imiê idei odcina siê od nich ostatecznie i oczyszcza, prawda?... Nie zdo³a³ jednak dokoñczyæ. Dzia³acz zerwa³ siê gwa³townie. Chwilê jakby zmaga³ siê ze sob¹. ??Dla wroga ??wycedzi³ wreszcie z lodowatym ch³odem trzeba nie mieæ litoœci. ??Czy tu jest miejsce dla Einsteina, ha, ha!! ??zawo³a³ Onio. Tamten wyszed³ bez po¿egnania. Zaraz ojciec zajrza³ do pokoju. S³ysza³ zapewne tê ostatni¹ przypowieœæ i reakcjê tamtego. ??Obrazi³ siê ???zapyta³. Onio pokiwa³ g³ow¹. ??Chwa³a Bogu... ??powiedzia³ po d³ugiej chwili ojciec ¿e ty chocia¿ nie da³eœ siê zaczadziæ... Bo ta wiara œlepa m³odych mo¿e niebawem zamieniæ siê w równie straszn¹ niewiarê i cyniczn¹ ma³odusznoœæ... Wed³ug moich domoros³ych prognoz ??rozwa¿a³ ojciec ??musz¹ nast¹piæ pewne wstrz¹sy... Choæby po to, ¿eby ciœnienie trochê siê obni¿y³o. Dla czêœciowego przewietrzenia. ??Popatrzy³ z nag³ym niepokojem na syna. ??Powinieneœ jednak uwa¿aæ na siebie ??powiedzia³ nieoczekiwanie Zawstydzi³ siê t¹ niewolnicz¹ rad¹. Ze zdwojon¹ gorliwoœci¹ zaj¹³ siê przecieraniem okularów. ??Wiesz...??powiedzia³ ??g³upia ta nasza historia. Poligon æwiczebny dla rozmaitych szaleñców i bêcwa³ów. Ani spokoju, ani ci¹g³oœci... Wszystko poprzerywane... Ci¹gle przemoc, z³a geografia, uwik³ania. I tyle krwi za tym p³ynie. A¿ dziwne, ¿e ¿yæ tu mo¿na. Twarda skóra, skamienia³e serce, pañszczyŸniana zgoda, oto jedyne doœwiadczenie, warunki przetrwania, psiakrew... Z wojny takie zdarzenie mi siê przypomnia³o: by³o rozporz¹dzenie okupanta, wszyscy mê¿czyŸni posiadaj¹cy wy¿sze wykszta³cenie maj¹ siê zg³osiæ tu i tu. Og³aszali z megafonu, gestapo chodzi³o po domach. Ja te¿ pocz¹tkowo chcia³em iœæ na zbiórkê... Ale tak jakoœ, schowa³em siê za altank¹ w ³opianach. Przyszli, pytaj¹. Mama mówi: chory, w szpitalu. Nie szukali nawet, poszli sobie. A tamtych wywieŸli do Oœwiêcimia. Bezsens, ci¹gle po krzakach, psich budach... Ukryæ siê, przeczekaæ!! 14 Onio d³ugo jeszcze sta³ w oknie i patrzy³ w ciemnoœæ. Noc. Nic nie widaæ. Tylko œwiate³ka tu i ówdzie. Ale jakby to dzieñ, wszystkie elementy pejza¿u przed oknem odtwarza³ precyzyjnie. Spadzisty dach budynku jego dawnej szko³y. Wie¿a koœcio³a. Akacje nad stawem. Buda fryzjera Zygmunta. Niezmienny od lat widok. Zastanawia³ siê nad prognoz¹ ojca