Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Służył na „Kocim Łbie", pod dowództwem Roro Uhorisa, Tyroshijczyka znanego na całym wąskim morzu jako Ślepy Bękart, choć wcale nie był ślepy ani nie pochodził z nieprawego łoża. Roro opłynął Skagos i pożeglował na Morze Dreszczy, odwiedzając setkę maleńkich wysepek, na których nigdy dotąd nie widziano ku- pieckiego statku. Miał na sprzedaż stal. Oferował miecze, topory, hełmy i solidne kolczugi w zamian za futra, kość słoniową, bursztyn 1 obsydian. Gdy „Koci Łeb" zawrócił na południe, jego ładownie były pełne, lecz w Zatoce Fok statek dopadły trzy czarne galery, które zapędziły go do Wschodniej Strażnicy. Stracili ładunek, a Bękart stracił głowę za zbrodnię sprzedawania dzikim broni. Za swych przemytniczych czasów Davos handlował we Wschod- niej Strażnicy. Czarni bracia byli groźnymi wrogami, lecz dobrymi klientami dla statku, który miał odpowiedni ładunek. Choć jednak brał od nich pieniądze, nigdy nie zapomniał głowy Ślepego Bękarta, która potoczyła się po pokładzie „Kociego Łba". — Kiedy byłem chłopcem, spotkałem trochę dzikich — oznaj- mił maesterowi Pylosowi. — Nieźle kradną, ale kiepsko się targu- ją. Jeden z nich porwał naszą dziewczynkę okrętową. Zważywszy na wszystko razem, to ludzie jak inni, niektórzy dobrzy, a niektórzy źli. — Ludzie są ludźmi — zgodził się maester Pylos. — Wrócimy do czytania, lordzie namiestniku? Tak, jestem królewskim namiestnikiem. Stannis mógł być z nazwy królem Westeros, w rzeczywistości jednak był tylko królem Malowa- nego Stołu. Panował nad Smoczą Skałą oraz Końcem Burzy i miał coraz bardziej niepewny sojusz z Salladhorem Saanem, na tym jed- i nak koniec. Jak Straż mogła zwracać się do niego o pomoc? Może nie wiedzą, jaki jest słaby, jak beznadziejna jest jego sprawa. — Jesteś pewien, że król Stannis nie widział tego listu? Ani Melisandre? — Nie. Czy powinienem im go pokazać? Choćby i w tej chwili? — Nie — odparł natychmiast Davos. — Spełniłeś już swój obo- wiązek, przedstawiając go lordowi Alesterowi. Gdyby Melisandre wiedziała o tym liście... Jak to powiedziała? „Ten, którego imienia nie wolno wypowiadać, gromadzi swą moc, Davosie Seaworth. Wkrótce nadejdzie zimno i noc, która nie ma końca..." A Stannis ujrzał w płomieniach wizję, pierścień pochodni na śniegu, ze wszystkich stron otoczony grozą. — Źle się czujesz, panie? — zapytał maester Pylos. Boję się, maesterze — mógłby mu odpowiedzieć. Davos przypo- mniał sobie usłyszaną od Salladhora Saana opowieść o tym, jak Azor Ahai zahartował Światłonoścę, przebijając nim serce ukochanej żo- ny. Zabił japo to, by walczyć z ciemnością. Jeśli Stannis jest ponow- nie narodzonym Azorem Ahai, czy znaczy to, że Edric Storm musi odegrać rolę Nissy Nissy? — Wybacz mi, maesterze. Zamyśliłem się. — Co złego się sta- nie, jeśli jakiś król dzikich podbije północ? W końcu Stannis i tak nad nią nie panował. Trudno było wymagać od Jego Miłości, by bronił ludzi, którzy nie chcieli uznać go za króla. — Daj mi inny list — zażądał nagle. — Ten jest zbyt... — .. .trudny? — zasugerował Pylos. Wkrótce nadejdzie zimno i noc, która nie ma końca — przypo- mniał sobie szept Melisandre. — Niepokojący — wyjaśnił Davos. — Zbyt niepokojący. Daj mi, proszę, jakiś inny. JON Obudził ich dym bijący z płonącego Mole's Town. Stojący na szczycie Wieży Królewskiej Jon Snów patrzył na szare kłęby, wspierając się na wyściełanej materiałem kuli, którą dostał od maestera Aemona. Ucieczka Jona pozbawiła Styra szans na zaskoczenie Czarnego Zamku, magnar nie musiał jednak oznaj- miać swego nadejścia aż tak dobitnie. Możecie nas zabić, ale nikogo nie zarżniecie w lotu — pomyślał Jon. Tyle przynajmniej zdołałem osiągnąć. Noga wciąż okrutnie go bolała, gdy wspierał na niej swój ciężar. Potrzebował dziś rano pomocy Clydasa, by ubrać się w świeżo wy- prany czarny strój i zasznurować buty. Kiedy skończyli, miał ochotę utopić się w makowym mleku. Zadowolił się jednak połową kielicha sennego wina, kawałkiem wierzbowej kory do żucia oraz kulą. Na Zwietrzałych Wzgórzach rozniecono ognie i Nocna Straż potrzebo- wała wszystkich swych ludzi. — Mogę walczyć — upierał się Jon, gdy próbowali go przed tym powstrzymać. — Noga ci się zagoiła, co? — prychnął pogardliwie Noye. — To mogę dać ci w nią lekkiego kopa? — Wolałbym, żebyś tego nie robił. Jest sztywna, ale dam radę na niej kuśtykać. Mogę walczyć, jeśli mnie potrzebujecie. — Potrzebujemy każdego, kto wie, którym końcem włóczni dźgać dzikich. — Ostrym. Jon przypomniał sobie, że powiedział kiedyś coś takiego swej najmłodszej siostrze. Noye potarł zarost na podbródku. — W takim razie może się nadasz. Postawimy cię na wieży z łukiem w ręku, ale jeśli się z niej zwalisz, to lepiej później nie przychodź do mnie z płaczem. Widział stąd królewski trakt, który wił się na południe przez brązowe, kamieniste pola i wietrzne wzgórza. Nim skończy się dzień, nadciągnie tędy magnar. Jego Thennowie będą maszerowali za nim z toporami i włóczniami w dłoniach, a tarczami z brązu i skóry na plecach. Grigg Kozioł, Quort, Wielki Czyrak i cała reszta również tędy nadejdą. I Ygritte. Dzicy nie stali się jego przyjaciółmi, nie pozwolił im na to, ale ona... Nadal czuł ból w miejscu, w którym jej strzała przeszyła mięśnie jego uda