Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

-Śmiem twierdzić,że wszyscy potrzebujemypewnej odmiany. - Łącznie z tobą? -Chyba tak. Skoczył na głęboką wodę. - W takim razie przynoszę dobre wieści. Prawdę mówiąc,mam wiadomość odAlexandra. Twój mąż chce, żebyś w lutymrazem z Nell, Anną i moją matkąprzypłynęła do Anglii. Myślę, że to miła odmiana. Tym razem płochliwe zwierzątko widoczne w jej oczachogarnęła tak wielkapanika, że Lee niemal widział, jak odbija 281. się od jednej ściany klatki, potem od drugiej, uderza o nie, niezwracając uwagi, jak bardzo się rani. Kiedyjednak zrobił krokdo przodu,żeby podtrzymać chwiejącą się Elizabeth, cofnęłasię, jakby chciał wyrządzić jej krzywdę. - Nie, nie, nie, nie! - wołała cicho. Zażenowany i zdezorientowany, patrzył na nią jak na kogośobcego. - Chodzi omnie? - spytał. -Czy to ja tak cię przerażam,Elizabeth? Jeśli tak,nie maszsię czego bać. Nie będzie mnietam. Będę w Cambridge ze swoim. ze swoim rajskimptakiem. Nigdy więcej cię nie zobaczę, przyrzekam! - wyłkał zezłamanym sercem. Ukryła twarz w dłoniach, zza jej palców dobiegł głos: - To nie ma nic wspólnego z tobą. Nica nic! Powstrzymując łzy, zrobiłkrok w jej stronę i zatrzymał się. - Jeśli nie chodzio mnie, to cosię dzieje,Elizabeth! -Nic sieniedzieje. - Bzdura, musi być jakiś powód twojego zachowania! Powiedz mi, proszę. - Jesteśchłopcem. Nie zrozumiesz! - Opuściła dłoniei spojrzała na niegopustymi oczami. -Nie jesteś w stanie zrozumieć. Powiedz po prostu Alexandrowi, że nie mogę przyjechać. Nigdzieniepojadę! - Usiądź, nim upadniesz. Zdobył się naodwagę, o którą nawetsiebie nie podejrzewał, ujął Elizabeth za ramiona i zmusiłją, by usiadła natrawie - och, wydawała się taka szczupła, taka krucha! Co ciekawe, wcale niepróbowała wyrwać się zjego uścisku,wręczoparła sięna nim. Dzięki temupoczułjej delikatnyzapach -jaśminu igardenii. Opuścił ręce, kucnął, skrzyżował nogii usiadłobok niej, ale nie za blisko. - Wiem, że jestem tylko chłopcem. Wiem, że nic dlaciebienie znaczę, ale jestem wystarczająco dorosły, by żywić męskieuczucia. Musisz mi powiedzieć, o co chodzi- jeśli mi powiesz, może zdołam pomóctobie i sobie. Czy chodzi o dzieci? Trudy związane z zabraniem ich do Anglii,z przewiezieniemAnny? - Kiedy nie odpowiedziała, szybko ciągnął: - Obiecuję, 282 że nie będziesz miała z tymżadnychproblemów. Alexanderchce,żeby razem z wami pojechało pięć sióstr Wong i Butterfly Wing. Zarezerwował dla was cały pokład na parowcu; będziecie podróżować w luksusowych warunkach. Kiedy dopłyniecie doLondynu, dostaniecie do dyspozycjiwynajęty domprzy Park Lane, naprzeciwko bramy do parku. Są tam stajnie,padok, powozyi konie orazsłużba od kamerdynera po pomocekuchenne. Wspaniałe warunki! Nadal się nie odzywała, jedynie patrzyła na niego jak nakogoś obcego, kto wcale nie jest obcy -jak to możliwe? - W takimrazie chodzi omoją matkę, tak? Chodzi o Ruby? Słowo daję, Alexandernie chce wprawiać cię w zażenowanie. Moja mama dla każdego, kogo spotkacie,będzietwoją najlepszą przyjaciółką,która podróżujez tobą, żeby pomóc ciprzy dzieciach. Alexander obiecał, żebędzie chodzącą dyskrecją. Jeśli więc chodzi o moją matkę, nie masz się o co martwić. Twarz Elizabeth się nie zmieniła, chociażLee jeszcze bardziej się nachylił, rozpaczliwie szukając sposobu,by namówićją na wyjazd. - Niechcę jechać! - powiedziała w końcu przez zaciśniętezęby,jakby czytała w jego myślach. - To głupota. Wakacje dobrze ci zrobią, Elizabeth. Wyobraźsobie, iluludzi spotkasz! Królowa jest stara i zmęczona,ale książę Walii obraca się w kręgach towarzyskich, a Alexander dość dobrze go zna. Elizabeth milczała. - Odwiedzisz Lakę District - kontynuował - Komwalięi Dorset,a jeśli będziesz chciała, to nawetSzkocję i Kinross. Zobaczysz Paryż iRzym, Sienę, Wenecję, Florencję, zamkiw Hiszpanii i saraceńskie fortecena Bałkanach. Opłyniesz wyspy greckie, odwiedzisz Capri i Sorrento. Maltę. Egipt. Wciąż siedziała bez słowa, przyglądając musię w dziwnysposób. - Jeśli nie chcesz tego zrobić dla Alexandra - powiedziałLee - w takim razie zrób to dla mojej matki. Proszę, Elizabeth,proszę! - Och - westchnęła ze znużeniem w głosie. - Wiem, że 283. muszę jechać. Po prostu jestem zaszokowana, to wszystko. Gdybym niepojechała, jedynie pogorszyłabym sprawę. W końcu nie mogę uciec. Mam dwie córeczki. Jedna z nich poradziłaby sobie beze mnie,ale druga nie. MuszęspełnićprośbęAlexandra. Czyżby między nią a Alexandrem było aż tak źle? Oczy-wiście,Alexander ma mojąmatkę, tymczasem Elizabeth niema nikogo - oprócz dzieci. - Chodzi o to, że go nie kochasz? - spytał Lee. - W pewnym sensie. -Jeśli potrzebujesz przyjaciela, jestem do twojej dyspozycji. Błyskawicznie się wycofała; widział, jak chłód obejmuje jejoczy, twarz. Stała się taka zimna! - Dziękuję- powiedziała bezbarwnym głosem - ale tozbędne. Wstał i wyciągnął do niej ręce, ale zignorowałapropozycjępomocy i podniosła się sama. - Jużwszystko w porządku - zapewniła go. -Czy to oznacza, że mi wybaczasz? Lód na chwilę stopniał. Elizabeth się uśmiechnęła, a w jejoczach pojawiło się szczere uczucie. - Nie mam ci czego wybaczać, Lee. -Mogęcię odprowadzić do domu? - Nie, wolałabym wrócićsama. Odwróciła się i odeszła. Ten uśmiech będzie mi towarzyszyć przez wszystkie nadchodzące dni - pomyślał Lee. Do matki poprostu powiedział: - Elizabeth wybierze się z tobą wlutym do Anglii. Niebyła zachwycona tym pomysłem; podejrzewam, że jest szczęśliwsza, gdy Alexander znajduje się z dala od niej. Zaskoczona Ruby zmarszczyła czołoi spojrzała na syna. Kiedy tak się zmienił? Na pewnonie tego popołudnia! Niemniej podczaspobytu w Kinross Lee przeobraził się w mężczyznę, tylkoże ona zauważyła todopiero dzisiaj. 284 Zdając sobie sprawę, żematka dostrzegła w nim zmianę,Lee ulotnił się, zapominając jej powiedzieć, że podczas najbliższej wyprawy ma odgrywać rolę najlepszej przyjaciółkiElizabeth. Kiedyznów ją zobaczył, dawno o tym zapomniał. Tego wieczoru, przed pójściemdołóżka, Ruby doznała następnego olśnienia: doszła do wniosku, że Alexander zdecydowanie nie może zjeść ciastkai nadal go mieć. Tutaj, w NowejPołudniowej Walii, jego romans dawno temu przestał być sensacją,niewarto nawet było komentować tej historii. Alew Londynie, gdzie wszyscy troje musielibyśmy obracaćsięwśród przedstawicieli wyższych sfer, tak jak robi to Alexander? Nie,to niemożliwe. Nic z tego. Jakmożna skazać Elizabeth naupokorzenie i ciągłe zażenowanie tylko dlatego, żeAlexander Kinross chce mieć przysobie żonę i kochankę? Nigdy! Niech zatem Elizabeth jedzie sama. To jedyne rozwiązanie. Alexanderi ja jesteśmy parą dzieci, niezatrzymujemy się,nawet gdy wypadałoby pomyśleć. Chociaż, z drugiej strony, jak mam ją wysłać samą? Gdybywiedziała, na kilometr nie ruszyłaby się z Kinross