Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Te zwierzaki czekały już z właścicielami, gdy Kate i Mitchell weszli do poczekalni. Wreszcie weterynarz poprosił do siebie „Mary Donovan". Kate zostawiła torebkę na krześle, żeby móc dwiema rękami przytrzymać Maksa podczas badania. Mitchell odprowadził ją wzrokiem do drzwi, a potem sięgnął po przewodnik turystyczny po niderlandzku - jedyną lekturę w poczekalni. Po chwili rozdzwoniła się komórka Kate, ale poczekał, aż włączy się poczta głosowa; nie miał zamiaru odbierać cudzego telefonu. Kilka minut później aparat rozdzwonił się znowu. I tym razem dzwoniący zostawił wiadomość. Po dziesięciu minutach kolejny telefon. Michel zerknął na torebkę ze zmarszczonym czołem. Czyżby wydzwaniał prawnik Kate? Jeśli tak, jest albo bardzo uparty, albo ma szósty zmysł, który go ostrzega, że jego dziewczyna jest z innym. Ze wzrokiem wbitym w torebkę Mitchell wyobraził sobie poważnego adwokata w średnim wieku. Może przystojnego kilka lat temu, kiedy poznał Kate, ale dzisiaj grubego i bez formy, zdecydowanego na wszystko, byle zachować przy sobie młodszą kobietę, którą zapewne nudzi rola zabawki. W przeszłości na tyle często spotykał takie sytuacje, iż zakładał, że miał rację. Upominał się, że powinien choć odrobinę współczuć prawnikowi. Biedny dureń w końcu wydał majątek, żeby ją zabrać na Karaiby. Tymczasem sam tkwi w Chicago, a Mitchell uwodzi mu dziewczynę. Podniósł głowę, gdy Kate wyszła z gabinetu. Lekarz co chwila klepał japo ramieniu, co, zdaniem Mitchella, było bardzo nie na miejscu. - Prześwietlę Maksowi czaszkę i barki na wszelki wypadek - mówił weterynarz. - Odpchlę go i zaszczepię. Jeśli zechce pani, żeby u mnie został też jutro, proszę dać znać. Do tego czasu zdążę załatwić wszystkie dokumenty, żeby mogli państwo wwieźć go do Stanów - dodał, gdy Mitchell wstał. 91 Mitchell przyglądał się Kate z rozbawieniem i niedowierzaniem, potem sięgnął po jej walizkę i torebkę. - Zamiast wzywać karetkę, powinienem kupić Maksowi bilet do Stanów - zażartował i przytrzymał drzwi. Kate uśmiechnęła się lekko. - Muszę go zabrać, w innym wypadku zostanie uśpiony. - Tak ci powiedział weterynarz? - Mitchell wyszedł na nierówny chodnik i zatrzymał nadjeżdżającą taksówkę. Kate skinęła głową. - Wyjaśnił, że właściwie nie ma szans, żeby znaleźć mu dom tutaj czy na Anguilli. To duży pies, drogi w utrzymaniu. Sfatygowany szary chevrolet z napisem TAXI na drzwiczkach zatrzymał się przy krawężniku. Ledwie wsiedli, Mitchell podał adres, a Kate podjęła przerwany wątek. - Dzwoniłam do mojej przyjaciółki. Holly jest weterynarzem w Chicago. Mówiła, że kuracja przeciw wściekliźnie to w dzisiejszych czasach nic poważnego, ale czasami, rzadko, zdarzają się wypadki zachorowań wśród ludzi. Ten lekarz z karetki wczoraj panikował. Chociaż na wyspie nie ma wścieklizny. Zamiast więc poddać Maksa dziesięciodniowej kwarantannie, mógłby go uśpić, żeby się od razu dowiedzieć, czy nie jest chory na wściekliznę, I pewnie to zrobi, jeśli będzie miał taką okazję. Mitchell zgodził się z Kate, więc zmienił temat. - Kiedy siedziałaś w gabinecie, twój telefon dzwonił kilka razy. - Pewnie Louis z restauracji i Holly. - Kate od razu sięgnęła do torebki. Zapomniała, że nastawiła maksymalną głośność, włączyła pocztę głosową i podniosła telefon do ucha. Mitchell tymczasem wyjął z kieszeni na siedzeniu kierowcy broszurkę z informacjami dla turystów. Pierwsza wiadomość nie była od Louisa, tylko od Evana. W jego głosie brzmiał taki niepokój, że Kate poczuła wyrzuty sumienia. - Kate, skarbie, dlaczego wczoraj do mnie nie oddzwoniłaś? I nadal nie dajesz znaku życia. Denerwuję się. Źle się czujesz? Wróciły bóle głowy? Po jego drugiej wiadomości poczuła się jeszcze gorzej: - Skarbie, właśnie dzwoniłem do Holly. Mówiła, że rozmawiała z tobą wczoraj i dzisiaj rano i że u ciebie wszystko w porządku. Domyślam się, że jesteś wściekła, że mnie tam z tobą nie ma, i dlatego nie odbierasz moich telefonów. Bardzo za tobą tęsknię, Kate, i mam już dosyć tego, że musimy gdzieś wyjeżdżać, żeby spędzać razem całe dnie i noce. Powinno tak być tu, w Chicago. Znamy się od lat, jest nam razem dobrze, chcemy tego samego: domu, dzieci, siebie. Co innego się liczy... Kate nie zniosłaby ani słowa więcej. Energicznie zamknęła telefon i nie wysłuchała ostatniej wiadomości. Zerknęła kątem oka na Mitchella. Odetchnęła z ulgą, że on z uwagą studiuje broszurkę, ale dostrzegła jego zaciśniętą szczękę i ściągnięte brwi. Po chwili krępującej ciszy oznajmiła radośnie. - Wszystko w porządku. W odpowiedzi wepchnął broszurę do kieszeni na siedzeniu kierowcy i spojrzał na Kate badawczo. - Twój chłopak jest chyba innego zdania. - Słyszałeś? - Nic na to nie poradzę. Żonaty? - Nie, skądże! Skąd ci to przyszło do głowy? - Po pierwsze, wspominałaś, że jesteście ze sobą od dawna, a jednak nie mieszkacie razem. Ile ma lat? -Trzydzieści trzy. Dlaczego... - Nagle to do niej dotarło. Gwałtownie odwróciła się do Mitchella. - Czy ty myślisz, że jestem..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Ten talent polega zawsze, ale to zawsze, na tak zwanym ciosie „kończącym”, ścinającym, zwalającym z nóg, jedynym w swoim rodzaju, rasowym, klasycznym, przeczystym ciosie...
- Były to jakieś olbrzymie budowle, raz baniaste, raz wysmukłe, przez które przelatywałem na wylot jak wiatr przez parkan...
- Nikt z nas nie opuści drugiego nawet w najcięższej potrzebie, nikt nie przejdzie do nieprzyjacielskiego obozu, nikt nie będzie knował zamieszania, niezgód; czynił...
- 39 Dalej byB mostek, przerzucony nad strumykiem u|ywanym prze, browar jako [ciek, za mostkiem niewielka piwiarnia peBna m|czyzn m|czyzni nie mie[cili si w niej, stali na ulicy z butelkami w dBoniach o|ywieni i rozgrzani
- Rosły moje ręce, nogi, głowa, działo się to bardzo szybko, powiększałam się, jakby mnie nadmuchiwano, czując jednocześnie, jak wiruje każda cząstka mojego ciała...
- Takima, z długimi, czarnymi włosami i postarzałą karnacją barwy kości słoniowej, była Zasiadającą Brązowych przez blisko dziewięć lat, postrachem zarówno w Komnacie,...
- — Co mam uczynić — zapytał — by zdobyć Złote Runo ? Przez chwilę panowała grobowa cisza, nie tylko w cieniu Gadającego Dębu, lecz w całym samotnym lesie...
- Dziki krzyk, przechodzący w jodłowanie, niósł w las prze- robione w indiański zew słowa: istinno, istinno...
- Walka między lodowcowym zimnem i topiącym wszystko ciepłem o panowanie nad Wielką Matką Ziemią znalazła się niemal w martwym punkcie, ale następowało przesilenie;...
- Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, które widocznie musiało go prze- konać o moich pokojowych zamiarach, ponieważ odłożył broń i skinął gło- wą...