Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Witek minB ich. Klim, skulony, usiBowaB tak|s przekra[ si jak najszybciej. I wtedy to si staBo. W pBtorej godziny pzniej Klim, spocony, ci|ko dyszcy, wtargnB dc domu Anki i za|daB:  Zabierz kota. Zaalarmowani przez Ank przenie[li[my kota pod osBon mroku doje domu, a gdy najedzony i mruczcy ku[tykaB midzy nami, Klim opowie dziaB, co si staBo. KBamaB troch, oczywi[cie.  Mama mnie tam wysBaBa, bo jej znajoma, ktra tam mieszka, rob flaki, a ojciec lubi flaki. To jest koBo tej piwiarni nad strumykiem. 1 kied; przechodziBem obok, wyszedB z piwiarni jaki[ m|czyzna, i zawoBaB mnie  Hej, nie pamitasz, uratowaBe[ mi |ycie." Ja go nie poznaBem w pierwsze chwili. On wtedy wisiaB do gry nogami, a potem mu si nie przyjrzaBem ByB dziwnie ubrany. MiaB na sobie obszerny pBaszcz, z pBaszcza [ciekaB strugi wody, tak jakby on wyszedB nie z piwiarni, a ze strumienia, albi jakby go w tej piwiarni oblewali przez dBu|szy czas. Nie poznaBem gc kaptur miaB na gBowie i z kaptura te| kapaBo. Czekali[my spokojnie. Znali[my jego wypracowania i nie zdziwiB na sposb obrazowania. Znali[my te| jego skBonno[ do dygresji i przydBugie' wstpw. MwiB: -  Tam byBo wielu ludzi, wiecie, piwiarnia, i wielu staBo na mostku alb przy mostku, sBowem, tBok. Jaki[ wyrostek powiedziaB do drugiego, |e t chyba jakie[ mnichy rozmawiaj. O nas. Bo ja byBem  Klim zajknB si  te| w pelerynie, tylko innej. I ten drugi wyrostek powiedziaB:  Ten w |Btyr to mnich atomowy." Prawie ich nie zauwa|yBem, bo wBa[nie rozpoznaBem teg m|czyzn, zreszt sam mi si przypomniaB. ZawrciBem. Jeden z tych, ktrz rozmawiali o mnichach i atomowcach, krzyknB:  Stawiam na |Btka" Widocznie musiaBem ucieka, biec. Nie pamitam tego. Dopiero pzni* przypomniaBem sobie ich sBowa. Tych wyrostkw. Dostatecznie wyrazni* bym zrozumiaB, |e uciekaBem. MusiaBem ucieka. Bo to byB zabjca kotv ten m|czyzna