Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. i będziemy mogli mieć oko na Sachsen. - Imperialna Marynarka jak dotąd bardzo nam pomogła, skipper. - Zgadza się. I mam nadzieję, że podobnie będzie w przyszłości, ale jakby nie było, ani Imperium, ani Konfederacja nie będą mogły nic zrobić, jeśli podpiszemy umowę o utworzeniu bazy z niezależnym systemem leżącym poza ich granicami. A gdyby się okazało, że jednak może dojść do konfliktu z Imperium, posiadanie bazy pomiędzy nimi a Konfederacją, którą można szybko rozbudować i wzmocnić, może okazać się wielce przydatne. - Hm... - Cardones podrapał się po nosie. Honor mówiła bardziej jak admirał niż jak kapitan... no, ale przez ostatnie dwa lata była admirałem. A wcześniej nigdy nie unikała dodatkowej odpowiedzialności. - Może pani mieć rację, skipper - przyznał w końcu. - To jedna z tych rzeczy, których uczą na kursie starszych oficerów? - Właśnie. Przedmiot: konstruktywna paranoja, numer lekcji sto jeden - odparła śmiertelnie poważnie i Rafe zachichotał. Honor zaś przywróciła fotelowi i sobie normalną pozycję i dodała: - Porozmawiam o tym pomyśle z Gutierrez, zanim odlecimy. Żadnych konkretów, tylko wybadanie gruntu. Jeśli zostawimy tu kutry i zasobniki, ile czasu to zajmie? - Jakiś dzień, jak sądzę. Musimy zostawić Jackie trochę części zamiennych i zapas amunicji, a Marines nadal są rozsiani po całej planecie. - Jeden dzień nie gra roli. Aż tak się nam nie spieszy. - Zdaje sobie pani sprawę, że jeśli Jackie zdobędzie te okręty i przekaże je rządowi Sidemore, to stracimy ładną sumkę pryzowego, skipper? - Zdaję. Ale jeśli Admiralicja przystanie na ten pomysł i traktat dzierżawiący zostanie podpisany, to wypłacą pryzowe. Mnie to nie robi różnicy, ale w raporcie napiszę, że to ja ponoszę odpowiedzialność za decyzję ich przekazania i nie powinni na tym finansowo ucierpieć moi podkomendni. Tym bardziej że uczciwie zasłużyli na tę nagrodę. - Zasłużyli - zgodził się Cardones. - No dobrze. - Honor wzięła Nimitza w ramiona, wstała i skierowała się do drzwi. - W takim razie weźmy się za przygotowania do odlotu. ROZDZIAŁ XXXVI Komandor Usher był w dość podłym nastroju. Od samego początku to zadanie mu się nie podobało. Gdy tylko pomyślał o Hauptmanach, o Klausie Hauptmanie w szczególności, trząsł się z wściekłości, ale po dotarciu do New Berlin sytuacja stała się jeszcze gorsza. Miał ochotę zwalić wszystko na kapitan Fuchien, ale zachowywała się bez zastrzeżeń, jak należało oczekiwać po kapitanie jednego z najlepszych liniowców pasażerskich Królestwa Manticore. Oficerów na takie stanowiska wybiera się ze względu na profesjonalizm, a nie układy towarzyskie, i Fuchien doskonale wiedziała, jak postępować ze zirytowanymi oficerami Królewskiej Marynarki przydzielonymi do eskorty jej statku. Jej uprzejmości, podporządkowaniu się jego rozkazom (mimo że był młodszy stopniem) i zrozumieniu nie sposób było niczego zarzucić. Co tylko pogarszało sprawę, bo nie miał pretekstu, by się na niej wyładować, a na prawdziwym sprawcy po prostu nie miał możliwości. Już bowiem sam fakt, że Hauptman zdołał odciągnąć Królewski Okręt od właściwego, przydzielonego zadania tylko po to, by pilnował bezpieczeństwa jego i córeczki, od samego początku działał Usherowi na nerwy. Natomiast od chwili znalezienia się w systemie Sligo sytuacja stała się wręcz upokarzająca, bo nawet teoria, iż obie jednostki "przypadkiem" lecą w to samo miejsce, stała się bzdurą dla wszystkich zainteresowanych. Bilety wszystkich pasażerów Artemis, podobnie jak wszystkie inne bilety pasażerskie sprzedawane podczas działań wojennych, objęte były zastrzeżeniem, że kapitan statku może według własnego uznania zmienić trasę lub czas dotarcia do celu. Może też zrezygnować z odwiedzania miejsc znajdujących się po drodze do ostatecznego celu lub też odwiedzać inne, wcześniej nie uwzględnione w rozkładzie. Była to prawna furtka pozwalająca kapitanowi dbać o bezpieczeństwo bez obawy, że pasażerowie, ledwie dowiezie ich do celu, wystąpią o odszkodowanie. Pomysł był jak najrozsądniejszy. Fuchien dotąd starała się nie nadużywać tej możliwości. Teraz jednak przepis ten został wykorzystany do zupełnie innego celu - Klaus Hauptman doszedł bowiem do wniosku, że potrzebuje dodatkowych trzech dni na rozmowy z faktorem głównego odbiorcy andermańskiego rezydującym na Sligo. I ze zwykłą dla siebie arogancją kazał Fuchien czekać te trzy dni na orbicie. Jedyne, co przemawiało na jego korzyść, to to, że umożliwił pasażerom darmowe przeloty promami na planetę Erin będącą słynnym ośrodkiem sportów zimowych. Mogło to uspokoić pasażerów, ale na nastrój Ushera nie miało żadnego wpływu. A powód był prosty... Sligo było drugim najważniejszym systemem w Konfederacji i sporo było w nim imperialnych okrętów. Powinien zatem zostawić Artemis pod ich opieką i lecieć dalej do wyznaczonej bazy, z której miał operować. Problem polegał na tym, że nikt mu takiej bazy nie wyznaczył, bo prawdziwym zadaniem Hawkwinga było pilnowanie Artemis. Czyli nie mógł się nigdzie ruszyć bez liniowca i cała wymówka pozwalająca Admiralicji i jemu zachować twarz wzięła w łeb. Co gorsza, Hauptman, który dotąd mógł jedynie podejrzewać, jakie rozkazy naprawdę otrzymał dowódca niszczyciela, widząc okręt stojący bezczynnie na orbicie i czekający na niego, dowiedział się, jak one brzmią. I natychmiast zdecydował się to wykorzystać. Zrobił to, ledwie dotarli do New Berlin. Tym razem nie przeciągnął pobytu - zrobił coś gorszego. Zastał w systemie trzy swoje frachtowce czekające na utworzenie następnego konwoju. Ponieważ frachtowce nie zarabiają, nie latając, postanowił temu zaradzić. Transport międzyplanetarny jest tani w porównaniu do planetarnego w przeliczeniu na koszty przewozu tony ładunku. Standardowy frachtowiec może przewieźć cztery do pięciu milionów ton ładunku, a dzięki napędowi antygrawitacyjnemu i impellerom opuszczenie studni grawitacyjnej planety nie jest ani długotrwałe, ani kosztowne. Natomiast bezczynne czekanie na orbicie kosztuje prawie tyle samo co przelot międzysystemowy, toteż żaden właściciel nie lubi sytuacji, kiedy jego statki nie są w ciągłym ruchu. Naturalnie, biorąc pod uwagę sytuację w Konfederacji, tylko idiota chciałby, by latały one samodzielnie i bez eskorty tam, gdzie nie musiały, i choć krążenie po orbicie zmniejszało dochody, to nie aż tak, jak utrata całego statku, załogi i ładunku