Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Świtało już, kiedy Samko dowlókł się do domu. Wschodziło słońce. Samko przymrużył oczy, na powiekach ciążyło mu zmęczenie, nogi trzęsły się i uginały. Po nie przespanej, wyczerpującej nocy zwaliłby się najchętniej na zimne łóżko, przykrył wychłodzoną pierzyną i spał co najmniej do obiadu. Za godzinę jednak mieli wyruszyć. W domu na podwórzu sprawił mu radość widok wypoczętego i śmiało sobie poczynającego koguta. Załatwiał jedną kurę za drugą i z zadowoleniem posapywał. W końcu zapiał dumnie i z wyższością. Zaczynał się nowy dzień. Samko wyciągnął ze studni wiadro chłodnej wody, wlał ją do drewnianego szaflika i porządnie umył się do pasa. Poczuł ulgę. Zmęczenie opadło z niego, kolana odzyskały prężność. Obudził się w nim głód... Wyruszyli punktualnie o siódmej. Siedmiu mężczyzn i ósma kobieta. Niedzielny poranek słonecznymi promieniami popychał ich nieśmiało na zachód. Obwieszeni czym się tylko dało, szli pod górę Głęboką Drogą i zatrzymali się dopiero na Kamieniu. Murarski majster Żufanko zrzucił z ramion plecak. - Wypada pożegnać się ze wsią i krajem - powiedział z powagą, uroczyście. Sięgnął do plecaka, wyjął flaszeczkę gorzałki i nalał do kieliszków. Wypili jeden po drugim. Żegnali się ze stronami rodzinnymi, które stąd było widać jak na, dłoni. Wieś klęczała im niemal u stóp. Wokół rozciągały się bezkresne pola, które sięgały na wschodzie aż do podnóża tatrzańskiego Krywania. - Tyle ziemi, a nie potrafi nas wyżywić! - odezwał się Melchior Wicjen-Mądrala. - Piękny, cudowny kraj, możesz nań patrzeć z upodobaniem, ale cóż z tego? No, powiedzcie: co z tego? Pracujemy na roli, a kiedy starcza nam czasu, uciekamy w świat, lecz na wiosnę nie jesteśmy bogatsi niż przed rokiem...! - Dlaczego nie budujecie tu, w Liptowskim Kraju? - odezwała się niespodzianie Staśka Dropianka, ale natychmiast umilkła, jakby się przestraszyła czy też zawstydziła swojego pytania. - To nie takie proste! Tu niełatwo o robotę dla murarza! - powiedział Żufanko z wolna i z rozwagą. - Rozejrzyj się dokoła! We Wschodniej, w Ważcu, w Szczerbie, w Kokawie, w Przybylinie, w Dowalowie, w Wawrzyszowie i w Jamniku, w Świętym Piotrze, w Świętym Janie i w Węgierskiej Wsi, w Okolicznem i w Zaważskiej Porębie, w Ilianowie i w Plosztinie, wszędzie pełno murarzy, a wymieniłem tylko miejscowości w Górnym Liptowie. O pracę murarską trzeba by się tu wprost bić, a na domiar złego zapłacą ci za nią niemal o połowę mniej niż gdzie indziej. Dlatego, Stasiu moja droga, musimy szukać pracy w świecie. A zresztą, nie udajemy się tak bardzo daleko. Na Górne Pohronie kamieniem dorzucisz! Kiedy się pewnego razu wybierzemy do Wiednia albo do Pesztu, to dopiero będziesz oczy wybałuszać! Dwa dni tam pociągiem jechałem... No, ale ruszajmy, bo wkrótce będzie wieczór! Westchnęli zgodnie, zarzucili plecaki na ramiona i zbiegli z Kamienia pod Wapienicę do Wróblej i weszli do Wachtarowej. Stara droga doprowadziła ich wkrótce do rozstajów. Przeszli przez most na Wagu, minęli Królewską Wólkę i dziarsko ruszyli w kierunku na Malużynę, Niżną i Wyżnią Bocę. W porze obiadowej podjedli sobie już na Czertownicy. W dół szło się im lżej. Nad Jastrzębią i potem poniżej niej napili się wody zdrojowej i z przyjemnością patrzyli na stado saren. Stary jeleń-dwunastolatek prowadził je kłusem w gęste lasy na stokach Małego Gaplia. Nad Mytem pod Diumbierem skręcili w lewo stokami Wartowki i Pohańska. Tam podczas wspinaczki drugi raz się porządnie spocili. Minąwszy Chłodny Wierch zbiegli do Bujakowa, przeszli przez Zadnie i Przednie Halne i zakołatali do bram starego i sławnego grodu Brezna. Kiedy w gospodzie kazali sobie podać piwo, była piąta godzina po południu. - Zostaniemy tutaj! - postanowił Żufanko. - Przekąsimy coś i natychmiast rozgościmy się w baraku na podwórzu, bo właśnie do tej gospody trzeba przybudować drugie tyle, ile zajmuje stara część. Żufanko odszedł i po chwili zjawił się z karczmarzem Grundigiem. Był to mężczyzna tęgi, dobrze wypasiony. Broda i wąsy zasłaniały mu bez reszty dolną część twarzy i usta dostrzegało się tylko wówczas, gdy je otwierał. - Przyszliśmy, panie Grundig, tak jak pan polecił - powiedział Żufanko. - Od jutra możemy zacząć budować