Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. NIEZNAJOMY Dużo przeszedłem, ale jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji... MATKA Prawie mi pana żal, bo jest pan godny politowania. Śmiałabym się z pańskiej marności, gdybym nie wiedziała, że pan za to zapłaci gorzkimi łzami, a wraz z panem inni. – Teraz, kiedy pan już postawił na swoim, niech pan trwa przy tej, która pana kocha, bo jeśli pan ją porzuci, nigdy więcej nie będzie się pan uśmiechał i szybko pan zapomni, co to jest szczęście. NIEZNAJOMY Pani mi grozi? MATKA Nie, ostrzegam! – A teraz proszę na kolację! NIEZNAJOMY (wskazuje na stół dla żebraków) Przy tym stole? MATKA Pańskie grubiańskie słowa to żart, ale mogą stać się prawdą. Widywano już takie wypadki. NIEZNAJOMY Niebawem uwierzę, że najgorsze jest możliwe – gdyż to jest najgorsze z tego, co mnie w życiu spotkało. MATKA O nie! Może być gorzej! Poczekajmy jeszcze! NIEZNAJOMY (przygnębiony) Rzeczywiście, teraz spodziewam się wszystkiego! (wychodzi) 37 M a t k a sama, potem wchodzi S t a r y. STARY No, nie jest to anioł! MATKA W każdym razie nie anioł światłości! STARY Tak mówisz! Wiesz przecież, że tutejsi ludzie są bardzo przesądni. Otóż nad rzeką słyszałem taką rozmowę. Jeden mówi, że na „jego” widok koń mu się spłoszył, drugi powiada, że musiał uwiązać psy, bo się rzucały, przewoźnik zapewniał, że gdy „on” wstąpił na pokład, prom zerwał się z kotwicy. To wszystko zabobony, ale... ale... MATKA Ale co? STARY Cóż, tylko, że sroka weszła do ich pokoju przez okno, przez zamknięte okno, przez szybę. Choć może mi się tylko zdawało! MATKA Prawdopodobnie, ale dlaczego człowieka czasem wzrok myli i to we właściwym momencie... STARY Sama obecność tego człowieka przyprawia mnie o chorobę, czuję kłucie w piersi, gdy on na mnie patrzy. MATKA Musimy się go stąd pozbyć... jestem niemal pewna, że na dłużej nie będzie się tu dobrze czuł. STARY I mnie się zdaje, że on tu długo miejsca nie zagrzeje... Wiesz, dostałem dziś list, w którym ostrzegają przed tym człowiekiem, między innymi dlatego, że szukają go woźni sądowi... MATKA Woźni sądowi! Tu, w twoim domu? STARY Tak, jakieś sprawy pieniężne! Ale proszę cię, pamiętaj... Prawo gościnności, nawet wobec żebraka, nawet wobec wroga, to rzecz święta. Zostawmy go w spokoju przez kilka dni, dopóki nie odpocznie po tej dzikiej gonitwie! Widzisz przecież, że Opatrzność go dosięgła i dusza jego niejedno jeszcze przejdzie pranie nim stanie się biała jak śnieg. MATKA Już czuję w sobie nieprzeparte powołanie, by stać się w tym wypadku narzędziem Opatrzności... STARY Tylko umiej odróżnić uczucie zemsty od swego powołania... MATKA Postaram się! Jeśli to możliwe. STARY Dobranoc! MATKA Myślisz, że Ingeborga czytała jego ostatnią książkę? STARY Nie mam pojęcia. Nie wydaje mi się to prawdopodobne, bo jak mogłaby się przywiązać do człowieka o takich przekonaniach? MATKA To prawda! Nie czytała! Ale teraz przeczyta! 38 Akt trzeci W RÓŻOWYM POKOJU Skromny, przytulnie urządzony pokoik w domu leśniczego. Ściany bielone wapnem, ale w kolorze różowym, różowe firanki z cienkiego muślinu. W dwóch małych okienkach stoją kwiaty. Po prawej stronie biurko i pólka z książkami. Po lewej kanapa z udrapowanymi nad nią, w kształcie baldachimu, różowymi firankami. Krzesła, stoły w stylu staroniemieckim. W tyle drzwi: za nimi widać krajobraz i przytułek dla ubogich, mroczny, brzydki budynek z czarnymi dziurami okien bez firanek. Słonce świeci mocno. P a n i siedzi na kanapie i szydełkuje. M a t k a stoi trzymając w ręku książkę w czerwonej okładce. MATKA Nie chcesz przeczytać książki swego męża? PANI Nie, tej książki nie, bo mu obiecałam, że jej nie przeczytam. MATKA Nie chcesz poznać człowieka, któremu powierzyłaś swój los? PANI A po co? Jest nam tak dobrze, jak tylko można sobie wymarzyć! MATKA Nie wymagasz zbyt wiele od życia. PANI Co by mi z tego przyszło? I tak nic się spełnia! MATKA Już sama nie wiem, czy urodziłaś się z całą mądrością tego świata, czy jesteś po prostu naiwna. PANI I ja też nic o sobie nie wiem. MATKA Byleby świeciło słońce i bylebyś miała co jeść, jesteś zadowolona. PANI Tak! A kiedy słońce nie świeci, myślę sobie: Widocznie tak ma być! MATKA Przechodząc do innych spraw. Czy wiesz, że twego męża ściga sąd za jakieś długi? PANI Tak, wiem. Ale przecież wszyscy poeci są w takiej sytuacji. MATKA Powiedz mi, czy on jest wariatem, czy też draniem? PANI No wiesz... mamo! chyba ani jednym ani drugim. Jest kimś niezwykłym. Przykro mi tylko, że nigdy nie mogę powiedzieć czegoś, czego by już przedtem nie słyszał. Rozmawiamy więc z sobą raczej mało, ale on lubi, gdy jestem z nim, a ja też lubię być przy nim! 39 MATKA Ach tak! Jesteście już na stojącej wodzie! Niedaleko więc do wodospadu. A może mielibyście o czym rozmawiać, gdybyś przeczytała to, co on napisał! PANI Może! Zostaw mi tę książkę... MATKA Weź ją i schowaj! Zrobisz mu niespodziankę, gdy będziesz umiała zacytować coś z jego arcydzieł. PANI (chowa książkę do kieszeni) Właśnie idzie! Jak gdyby czuł na odległość, że się o nim mówi. MATKA Och, gdyby także mógł czuć, kiedy inni cierpią z jego powodu. Na odległość! (wychodzi) P a n i zostaje przez chwilę sama, przerzuca kartki książki, wygląda na zaskoczoną, chowa książkę do kieszeni. NIEZNAJOMY (wchodzi) Była tu twoja matka. Naturalnie rozmawiałyście o mnie. Zdaje mi się, że jeszcze słyszę, jak dźwięczą jej niedobre słowa, czuję, jak chłoszczą powietrze, i widzę, jak gasną promienie słońca. Wydaje mi się, że dostrzegam w powietrzu ślad jej postaci. I pozostawia po sobie zapach jakby zabitego węża. PANI Och, jakiś ty dziś nerwowy! NIEZNAJOMY Straszliwie! Jakiś partacz rozstroił moje nerwy i wydobywa z nich smyczkiem pisk niczym cirykanie kuropatwy... Ale ty pewnie nie wiesz, co to takiego. Jest tu ktoś silniejszy ode mnie, kto chodzi z reflektorem i skierowuje go na mnie, gdziekolwiek jestem. Słuchaj, czy tutaj rzucają czary? PANI Nie odwracaj się tyłem do słońca. Spójrz na piękny krajobraz, a będziesz spokojniejszy. NIEZNAJOMY Nie! Nie chcę patrzeć na ten przytułek dla ubogich, zbudowany jakby tylko ze względu na mnie. Stoi tam zawsze jakaś wariatka i macha ręką w tę stronę. PANI Uważasz, że źle cię tutaj traktują? NIEZNAJOMY Raczej nie. Pchają we mnie smakołyki jak gdyby chcieli mnie utuczyć na rzeź. Mimo to nic mi nie smakuje, bo nikt mi tu dobrze nie życzy. Czuję nienawiść jak chłód zionący z lodowni