Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Pośrodku pokoju wypoczywały lakierki Gaigerna, wyglądały zadowolone z wypełnionych obowiązków. Na boyu ta elegancka atmosfera kawalerskiego pokoju zrobiła wrażenie, rozglądał się więc z uśmiechem i rozmyślał. Nagle schwycił z powrotem tabakierkę i z łomocącym sercem ukrył ją pod kurtką za koszulą, po czym wyszedł bezszelestnie. W niewielkim pokoiku służbowym, koło którego drzwi się przemknął, siedziała pokojowa, pisząc list. Cisza panowała dokoła, gdzieś na dole szumiał mały wentylator. Z Żółtego Pawilonu słychać było melodię tanga. Dochodziła ona i do numeru 72, drogiego dwuosobowego pokoju, który dyrektor naczelny Preysing wynajął dla swej sekretarki. Preysing ocknął się po pierwszym pocałunku wśród woni fiołków: - Słyszysz? - zapytał. - Słyszę, od dawna już słyszę. Muzyka - rzekła Płomyczek. - Lubię, gdy tak dochodzi z daleka. - Muzyka? Nie, to nie to. Czyś niczego więcej nie słyszała? - spytał powtórnie dyrektor. Siedział trochę potargany i niepewny na skraju łóżka i nadsłuchiwał. Ściągnął brwi, natężając uwagę, a na czole ukazała się cała sieć zmarszczek, wypisana przez długie lata zawiłych interesów i trosk. - A jednak słyszę coś - rzekł niespokojnie. - Co? Gdzie? - rzekła Płomyczek, której się już spać zachciało, i niecierpliwie ujęła w obie ręce głowę Preysinga. - Słyszałem jakiś stuk - upierał się dyrektor naczelny patrząc tępo na drzwi do łazienki, które zostawił otwarte. - I ja coś słyszę teraz - powiedziała dziewczyna, kładąc ręce na jego kamizelce - słyszę bicie pana serca. Zupełnie wyraźnie: tak_tak_tak_tak. Serce to waliło rzeczywiście z niezwykłą siłą w jego szerokiej piersi; biło ciężko i głucho pod szarym kamgarnem. Preysing patrzał ustawicznie w otwarte drzwi, na których białym lakierze kładły się różowe refleksy nocnej lampki z na wpół mrocznego pokoju. - Puść mnie. Muszę jednak zobaczyć - rzekł, odsuwając ręce Płomyczka, i wstał. Łóżko westchnęło, gdy się podniósł. Dziewczyna wzruszyła ramionami, lecz Preysing trzema krokami znalazł się już w łazience. Właściwie te małe pojedyncze drzwi z białego drewna powinny były być zamknięte. Oddzielały one apartament pana dyrektora od pokoju sekretarki. Zarząd hotelu nie miał wcale zamiaru łączyć obu numerów, przeciwnie: drzwi te nie miały klamki, a zatrzaśniętych nie można było otworzyć. Preysing jednak użył przyrządu, pewnego rodzaju przyciskacza, potrzebnego mu zawsze w fabryce i dlatego go nosił w kieszeni; otworzył zamknięte drzwi i opuścił swój pokój z pokrowcami na buty, pudełkami do kołnierzy, workami do gąbek i wieloma innymi ważnymi drobiazgami, cechującymi solidnego, żonatego człowieka, a przez owo małe włamanie zstąpił w odmęt nieprzystojnej awantury, której rozmiarów nie mógł przewidzieć. Łazienka, przez którą szybko przeszedł, była ciemna. Do wanny sączyły się krople - kap, kap, kap. Obok, w niewielkim saloniku, również nie było światła ani podejrzanego szmeru
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Moglibyście pomyśleć, że były bardziej oczywiste powody: mój mąż mnie ignorował albo dzieci były nieznośne, albo moja praca była jak kierat, albo że chciałam sobie...
- A może to nie była miłość, może to było coś, co zastępuje miłość tym, którzy skapitulowali...
- Nie wiedziałam, jaki on jest i jaki będzie, i czy wróci podobny do ludzi, czy cały w obrazkach, że wstyd będzie wyjść z nim na ulicę? I ja też już byłam inna, już żyłam z...
- Pudel Karo, którym Pilatus najgłębiej pogardzał, położył się spokojnie na progu obory, czego z pewnością nie uczyniłby, gdyby Liza była wewnątrz, albowiem nie lubił zbliżać...
- Po „Siedmiu kotach" został w redakcji tajemniczy obiekt, który przez wiele lat zagracał nasz ciasny lokal (podobno była to tablica rozdzielcza do teatralnych świateł), oraz...
- Pierwszym celem była obrona chłopów, a drugim celem Szewczenki było dążenie do ukazania duszy chłopskiej w jej całej krasie i niewinności...
- Przyzwoitość ta była nader drażliwa, bo nawet tam, gdzie Sobieski mówi o chorobie kilkumiesięcznego synka, znajdujemy odsyłacz: „ Ustęp mniej przyzwoity opuszczamy...
- Siostra Morrisa Steina, Fania, bogata chuda brunetka w wieku może trzydziestu pięciu lat, która była zagorzałą pacyfistką, dała mu do przeczytania Tołstoja i Kropotkina...
- Ale ponieważ Zina była na razie ani czarna, ani biała, tylko śpiąca, postanowiono zaczekać do rana, aby w świetle dziennym specjalnie wybrana komisja ustaliła, jakiego koloru...
- Powodem była świadomość, że gdzieś tam, skąd nadlatują rakiety, znajduje się przynajmniej jeden wrogi okręt dorównujący technicznie tym dowodzonym przez kapitan Harrington...