Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Za nimi weszła para Protektorów niosących Erienne. - Zablokujcie drzwi - rozkazał Bezimienny. - Kończy nam się czas. - To już teraz, Erienne - szepnął Denser. - Żegnaj, ukochana. Bezimienny zaczął przesuwać stół, by zablokować wejście. Tymczasem Denser podczołgał się do Erienne. Oboje spojrzeli na Lyannę leżącą sztywno w ramionach Protektora, który ją uratował. - Zostaw ją, broń nas - rozkazał Denser. - Tak, panie. - Protektor położył dziecko na ziemi. - Erienne - odezwała się łagodnie Ephemere. - Wiesz, co musisz zrobić. Erienne pokiwała głową, wzięła dziecko w ramiona i oparła się o Densera, gotowa do wejścia w umysł Jedności. Wiedziała, że już stamtąd nie powróci. * * * Darrick pobiegł w prawo, w stronę północnych drzwi do sadu. Trzymał się głębokich cieni rzucanych przez nadal szalejące w koronach drzew płomienie. Panująca wokół cisza po przejściu krótkiej, lecz gwałtownej nawałnicy many podkreślała każdy dźwięk. Za sobą słyszał krzyki Dordovańczyków, ale z przodu było cicho. Dotarł do wyrwanych z zawiasów drzwi i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, po czym ruszył wzdłuż prawej ściany budynku. Biegł skulony od cienia do cienia, próbując przyjrzeć się skutkom kataklizmu. Większość drzew została powalona, wiele z nich Kule-Płomienia zamieniły w popiół. Ogień wciąż jeszcze pochłaniał wilgotną korę w całym sadzie. Podbarwione błękitem pomarańczowe i żółte płomyki podskakiwały i tańczyły na wietrze. Darrick zobaczył zwęglone szczątki czterech magów i jednego elfa. Po prawej stronie Dordovańczycy biegli zniszczonym korytarzem w stronę sali balowej. Było ich zbyt wielu. Nawet biorąc pod uwagę liczbę Protektorów w kuchni i Kruków, którzy mieli do nich dołączyć, wrogowie mieli ogromną przewagę. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaną zmiażdżeni. Darrick przeklinał własną głupotę. Nie docenił rozmiarów ataku dordovańskich magów na sad, dlatego teraz to on musi poradzić sobie z tym problemem. Póki sad nie został opanowany, bez trudu bronili się na pierwszej linii, powoli przerzedzając szeregi atakujących. Wtedy czuł, że mogą wygrać i pozwolić Erienne zrobić to, co miała zrobić. Teraz jednak sytuacja stała się rozpaczliwa. Jeśli Dordovańczycy przebiją się do kuchni, wszystko będzie stracone. Generał dotarł do południowych drzwi. Leżały tam trupy kolejnych pięciu magów, których strzały ściągnęły na ziemię. Darrick klęknął przy ostatnim. Ktoś podciął im gardła, zanim płomienie ogarnęły ich ciała, a więc któryś z elfów przeżył i nawet był w stanie użyć noża. Nagle poczuł na szyi dotyk strzały. - Powinnam nauczyć cię umiejętności tropienia. Co tu robisz? - usłyszał. Darrick odwrócił się. Za nim stała Ren, a za nią jeszcze jeden elf. Miała paskudne poparzenie na prawym policzku, a z głębokiego cięcia przy lewym uchu płynęła krew. - Szukam ciebie - odparł. - Dordovańczycy są przy trzeciej linii obrony. Krucy nie powstrzymają ich zbyt długo. Musimy coś zrobić. Masz jakieś pomysły? Ren pokiwała głową. - Tylko jeden. * * * Sześciu pozostałych przy życiu Protektorów ustawiło się po trzech przy każdych drzwiach. Bezimienny przyciągnął stół i zablokował nim jedne drzwi, a dwaj Protektorzy oparli się o nie, dlatego teraz mogli się spodziewać ataku jedynie od strony jadalni. I Dordovańczycy tak właśnie zrobili. Cios za ciosem rozłupywali deski, a Protektorzy stali i czekali. Hirad był tuż za nimi. Wydawało mu się, że jego płuca zaraz wybuchną, kawał cegły uderzył go w głowę i teraz bolała go czaszka. Ale Erienne poświęca życie dla dziecka i on jest gotów zrobić to samo, by jej pomóc. Obok rozległo się stukanie ostrza o popękane kamienne płyty. Odwrócił się i napotkał zdecydowane spojrzenie Bezimiennego. - Gotowy? - zapytał. - A jak sądzisz? - odpowiedział Bezimienny. - Co się stało z Darrickiem? - Krzyczał coś o odnalezieniu Ren. I powinien jej poszukać. W końcu to on ją tam wysłał. - Będzie dobrym Krukiem - stwierdził Hirad. - Jeśli przeżyje, w co wątpię. Bezimienny przestał stukać. Aeb stał po jego lewej stronie, Hirad po prawej, a resztę komitetu powitalnego stanowili Protektorzy. Drzwi do kuchni rozpadły się i stanęli w nich Dordovańczycy. * * * Darrick, Ren i pozostały przy życiu elf z Gildii, Aronaar, biegli dziwnie pustym korytarzem w stronę frontowego wejścia. Omijali leżące w kałużach krwi ciała, odgłosy walki dochodziły od strony kuchni. Ren wyciągnęła rękę i zatrzymała ich. - Spójrzcie, pod tamtymi drzewami naprzeciwko siedzi człowiek, którego słusznie uważałam za tchórza. Darrick wytężył wzrok i ujrzał Vuldaroqa otoczonego przez trzech magów i dwóch żołnierzy. Siedział, najwyraźniej nie przejmując się lawiną śmierci, jaką wywołał, i czekał na wynik
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- Po chwili mBody, kobiecy gBos przemówiB do niego dobr ruszczyzn, chyba z moskiewskim akcentem, cho Ryszard nie uwa|aB si za eksperta w dziedzinie wymowy i regionalizmów: Przepraszam, czy zechciaBby pan powtórzy swoje nazwisko? Ryszard zastosowaB si do pro[by
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Do tego mo|na doBczy wyznanie z niewysBanego listu do Aleksandra I: Puszkin wyznaje monarsze, |e oszczerstwo ToBstoj a-Amerykanina (ten ostatni pu[ciB plotk, |e Puszkin zostaB wychBostany na policji) zaprowadziBo go niemal na skraj samobójstwa
- Ogromna tablica na ścianie kierownictwa umożliwia w każdej chwili zorientowanie się, iloma i jakimi ludźmi dysponuje każdy z kierowników; harmonogramy wskazują od razu każde...
- A zatem — w imię obalenia władzy sowieckiej? A bodajbyś pypcia na ozorze dostał! Byli wśród łagrowców tacy, którzy chcieli walczyć, ale nie mogli; tacy, co mogli, ale nie...
- VIII Wśród mnóstwa znajomości, jakie miał Witkiewicz, znajomości zresztą * przyjaźni zmiennych, ruchomych i płynnych, wśród natłoku i kotłowiska ludzi, którzy...
- Powoli wracali do stajni, w której trzymano tylko konie Calhenny’ego, a później Morris szedł do swojego wielkiego domu, a Beau do swojej chaty, gdzie czekała na niego...
- Gdy Rikki przybył do domu, wyszedł na jego spotkanie Teodorek wraz ze swym tatusiem i mamusią (wciąż jeszcze bladą, bo niedawno dopiero ocucono ją z omdlenia) i wszyscy troje...