Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pisarz wypełnia powszechną tęsknotę, by wyrazić siebie i swój świat, i w tym ulega przyrodzonemu impulsowi natury ludzkiej, łecz zarazem staje się niejako rzecznikiem tych, którzy nie mogą i nie umieją się wypowiedzieć. Kto wiele przeżył, powie tak, jak popularny dziś pisarz amerykański Caldwell: "Piszę, ponieważ • widziałem ludzi i rzeczy, o których chcę opowiedzieć. Myślę, że powinienem opowiedzieć". Miliony czytelników utwierdzają go w tym przekonaniu, którego może potomność nie zechce podzielić. Lecz idące raz po raz przez dzieje literatury dreszcze zachwytu sygnalizują owe szczególne chwile, gdy ludzie odnajdują siebie w słowie pisarza, odnajdują własny wyraz, do którego sami nie byliby zdolni. W mniejszym lub większym stopniu powtarza się to przy każdym utworze, choćby nim był wierszyk w niedzielnej gazecie. Zdaje się niekiedy, że cały świat wspiera pisarza w jego powołaniu, prosząc o słowo, które zapewni trwałość rzeczom i ludziom. Literatura jest przeznaczona do zatrzymania czasu w jego niszczącym biegu. Ona to zawiesza w wiecznej teraźniejszości wszystko, co kiedykolwiek mogło się zdarzyć. Tadeusz wciąż patrzy na kołyszące się drzwiczki ogrodu, wciąż w wierszu Goethego trwa chwila ciszy wieczornej, kareta wioząca panią Bovary dudnić będzie po ulicach Rouen, dopóki istnieć będzie dzieło Flauberta, i tak samo pełnią swą czynność skromne przedmioty, którymi nie może się poszczycić żadne muzeum -zamki i zasuwki z Odysei, odtworzone z taką namiętną precyzją, jakby w istocie poeta czuł obowiązek zabezpieczenia im nieśmiertelności. Dążność do wypowiedzenia się, właściwa wszystkim ludziom, nabiera u pisarza szczególnej siły, wydaje się, jakby była dopełnieniem życia, a nawet spotęgowaniem, tak samo jak chęć utrwalenia zjawisk i chwil wieńczy się triumfem stworzenia nowych wartości. Tą nową wartością nie musi być odkrywcza koncepcja świata, zbawcza nauka, kierownicza idea, jest nią każda zwrotka wiersza, każde zdanie prozy, zamykające lada okruch rzeczywistości. Zapewne, z większym bogactwem przejawia się to w utworach fantazji, gdzie świat ulega przekształceniu i wchodzi w inne prawa, bliższe harmonii marzonej przez ludzkość, albo w obrazach odsłaniających prawdziwy kształt i sens bytu ludzkiego, nie dostrzegany i nie rozumiany w kołowrocie życia, W tym'właśnie tylu pisarzy widziało powód do słusznej dumy - , ,poeta to 'jedyny prawdziwy człowiek" (Schiller) - z tego' powodu humaniści XV wieku mówili o "świętości pracy pisarskiej". Rozszerzając duszę ludzką o cały kosmos wyobraźni, a obraz naszego świata otrząsając z kurzu codziennych spraw, podnosi pisarz wszystkich swych bliźnich na wyższy stopień człowieczeństwa. Pisarz ma nie tylko udział w powszechnej potrzebie zwierzeń, ale znacznie ją rozszerza mając ten szczególny przywilej, że przez 19 18 swoją twórczość może się uwolnić od najgłębszych cierpień, od najbardziej dręczących myśli. "Przyzwyczaiłem się - mówi Goethe - zmieniać w obrazy, poematy wszystko, co mnie raduje, smuci i dręczy. Wszystkie moje dzieła są fragmentem jednej wielkiej spowiedzi". Z pewnością Goethe nie uważał siebie za wyjątek. Należał do reguły odwiecznej i tak powszechnej, że trudno wskazać dzieło literackie, zupełnie ogołocone z osobistych zwierzeń. Pisarz nie musi uciekać się do formy wyznań, pamiętników, aby mówić o sobie. Czyni to za pośrednictwem postaci fikcyjnej, nieraz tak do niego z pozoru niepodobnej, że może zwieść nie tylko czytelnika, ale nawet badacza, znającego wszystkie sekrety biografii autora. Trzeba było nie lada przenikliwości, by jak Gonzague Truć dowieść, że tragedie Racine'a są szeregiem • aktów wielkiej tragedii jego życia wewnętrznego. Jak każda spowiedź, tak i literacka oswobadza człowieka, wyzwala go od jakiejś zmory, od uczuć lub myśli prześladowczych. Zawód miłosny wprawił Goethego w stan depresji, w którym nawiedzały go myśli samobójcze. "Wyrzekłem się tych ponurych ekstrawagancji i postanowiłem żyć. Aby zaś żyć spokojnie, musiałem ukończyć dzieło, gdzie bym oddał wszystkie uczucia, marzenia, myśli w tej poważnej materii". Tak powstał Werther. Powierzenie słowu zakrzepłych goryczy, żalów, trosk, złości, gniewów jest oczyszczeniem wewnętrznym, niekiedy jedynym ratunkiem, odruchem samoobrony przed śmiercią lub szaleństwem. Słowo, mleczny brat marzenia, uchyla furtkę, którą każdej chwili można się wymknąć na swobodę. Jakże łatwo uciec od dokuczliwych czasów, od niepowabnej przyrody, od nieznośnych warunków, wreszcie od samego siebie, od tej istoty uprzykrzonej, natrętnej, której nie pozbędziemy się do śmierci. Pamiętamy wiersz Riickerta, jeszcze bardziej przejmujący przez muzykę Schumanna - "Skrzydeł! By wzlecieć ponad góry i doliny, poza życie, poza śmierć i grób!..." Duchem ucieczki można objaśnić znaczną część literatury. On to wabi w dalekie egzotyczne kraje nie tylko autorów powieści awanturniczych, ale poetów, na których spływa nagle czar Wschodu, jak w romantyzmie, on wskazuje drogi utworom historycznym, on wprowadza w epos, który tułactwu marzyciela zapewnia dom na długi czas - Mickiewicz w epilogu do "Pana Tadeusza" mówi wyraźnie o ucieczce ze swego środowiska. Jeszcze otwarciej Pirandello: "Pracuję, aby wymknąć się swojemu życiu. Skoro brak mi pomysłu do sztuki teatralnej albo powieści, czuję się tak, jakby mnie Bóg opuścił". Wyznania podobne, a bardziej dokładne znaleźć można u wielu pisarzy, ci zaś, którzy o tym nie mówią, bynajmniej nie stanowią dowodu, że takie uczucia były im nie znane. Cóż by to był za pisarz, któremu by obca była rozkosz wydobycia się z siebie, rozlania się i krążenia w tworach swej wyobraźni, w kształtujących je słowach! Szukanie czegoś innego, dalekiego, w czasie, klimacie, w pejzażu, w obyczajach, w wierze i w uczuciu było nieprzepartą koniecznością całych okresów, wtedy ów duch ucieczki skazywał na emigrację parę pokoleń. Taka ucieczka nie zawsze musi prowadzić do splendorów, wykwintu i przepychu, może sobie również obrać inny kierunek