Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Widział te same co zawsze osoby, na tych samych co zawsze przystankach, o tej samej co zawsze godzinie, wsiadające do tego samego tramwaju. Spotkał przyjaciela, kobietę, która kiedyś do niego należała. Zdarza się czasami, że spotykamy kobietę, która przez godzinę, przez miesiąc była naszą kochanką i prawie nie możemy sobie przypomnieć, że to jej poświęciliśmy tę uroczystą ceremonię, którą święcił pracowity osioł z Egipcjanką z Port Saidu, tę pełną znaczenia ceremonię, która powinna automatycznie zapisać się w naszej pamięci. Ów akt miał więc tak nikłe znaczenie! Nic w nas nie pozostało z jej ciała, z jej oddechu, z gorączki zmysłów. Nic. Zaledwie akt został skończony, ona doprowadza do porząku swoją garderobę, my już zaczynamy mówić o innych obojętnych sprawach. Ta funkcja nie zostawiła w nas silniejszego posmaku, jak niedopałek papierosa, który wyrzucamy do popielniczki. A jednak kiedy dowiadujemy się, że nasza dzisiejsza kochanka należała choćby przez pięć minut do innego, czujemy, nawet po upływie wielu lat, nieznośny ból. Stosunek odbyty z innym mężczyzną, wydaje nam się plamą nie do wywabienia, jej krew splugawiona, jej ciało zbezczeszczone, znieprawione, zepsute przez ten akt, ten sam akt, o którym ledwie pamiętamy, gdy chodzi o kobietę spotkaną przelotme na ulicy. Zazdrość jest zjawiskiem, które bierze początek z głupiego, bezpodstawnego podniecenia naszego wyjałowionego mózgu. Zazdrość jest zjawiskiem autosugestii. Twoja kochanka położyła się z panem Y do łóżka. Nienawidzisz pana Y, nienawidzisz jej, widzisz wciąż przed sobą obraz ich obojga, jak zespoleni mają ze sobą stosunek, który cię przeraża. I ty przecie zdradziłeś pewnego dnia twoją kochankę, aby w łóżku pani Z zrobić to samo, co Y zrobił w łóżku twojej kochanki. I co pozostało na twoim ciele i twojej duszy z pani Z? Nic. Nie więcej niż z pieszczot pana Y na ciele twojej kochanki. Zjawisko autosugestii. Chcesz dowodu? Kiedy tego człowieka nie widzisz, wyobrażasz sobie, że jest wstrętny, okropny, odpychający i czujesz, że zabijesz go przy spotkaniu. Ale jeśli miałeś sposobność widzieć jego fotografię, zaczynasz rozumieć, że można go oglądać bez wstrętu. Kiedy przedstawią ci go osobiście, wierz mi, że będziesz się do niego uśmiechał, patrzył mu bez drżenia w oczy, a gdy dojdziesz do mojego stopnia doskonałości, to i poklepiesz go z sympatią po brzuchu, mówiąc: “Przemiły chłopak!” W niedalekiej przyszłości, dzięki wychowaniu i rozumnej perswazji, ogół męski uświadomi sobie całą bezsensowność zazdrości. Nastanie czas, kiedy nasze miłe chłopaczki (przyszli rogacze) będą się sposobić do rogów i bynajmniej nie będą odczuwać z tego powodu żadnych cierpień, albowiem zastrzykniemy im zdrowy ludzki rozsądek, szczepienia ochronne przeciwko rogaciźnie. Zazdrość Tita teraz, kiedy nie widział tych mężczyzn, była bardziej męcząca niż przed dwudziestu dniami, kiedy miał ich w pobliżu i mógł wywęszyć w powietrzu zapach ostatnich uniesień miłosnych, niewidzialnie wydzielanych z ciała Maud. Jakaś wałęsająca się kobieta poprosiła go, abyją wziął za dwadzieścia lirów. - To niedrogo. To nie pokrywa nawet kosztów własnych. Chodź. Ale przedtem muszę cię gruntownie wyperfumować. Prostytutka poszła do Tita i pozwoliła się skropić perfumami Maud marki “Avatar”. Próbował potem z wieloma kobietami o solidnych cenach. Były piękne, młode, doświadczone. Ale nie były Kokainą! Oblewał je perfumami Kokainy, drogocennym “Avatarem”, ale na ich ciele pachniało inaczej niż na ciele Kokainy. Każde ciało w inny sposób interpretuje te same perfumy, podobnie jak każdy artysta w inny sposób interpretuje muzykę. Usiłował wyczerpać zmysły, stracić siły męskie przez nadużywanie miłosci, przenosząc się z łóżka jednej kobiety do drugiej, ale gdy jego ciało obojętniało na wszelki urok kobiecy, jedna rzecz podniecała go niezmiennie: wspomnienie ostrego pożądania, jakie budziła w nim Maud. Doświadczenie to zrobił już w Paryżu, kiedy wyczerpany przez szaleństwa nienasyconej Kalantan, na widok ciała Maud czuł przypływ nowej namiętności. Błąkał się po przedmieściach Turynu, jak kiedyś w dniach melancholii po Paryżu. Ale w chodzeniu czuł już ciężar swego ciała. Jest to pierwszy znak zbliżającej się starości. Jest to wiek, kiedy mężczyźni zaczynają się ubierać na brązowo. W zapomnianej skrytce kufra znalazł ów krawat z zielonego trykotu w niebieskie pasy i włożył go tego ranka, kiedy poszedł odwiedzić swego prżyjaciela mnicha; ten klasztor był jak gdyby legią cudzoziemską dla ofiar nieszczęśliwej miłości. Promyk słońca wskrzesił na krawacie słabą woń perfum “Avatar”. Wiecie przecież, jak pachną łzy spływające po świeżych policzkach kobiecych i jak pachną krawaty, kiedy kobiety na nich płaczą! W ogrodzie klasztornym fruwały jaskółki, opuszczały się nisko, prawie dotykając ziemi, i wznosiły wysoko w powietrze, jak gdyby chcąc naostrzyć sobie dzioby o chmury. Biedny braciszek rzucał okruchy chleba biednym jak i on wróblom