Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wziął ją w zęby i poszedł w stronę tepidarium, zdejmując po drodze pas. - Atretesie, poczekaj! - powiedział Teofil, biegnąc za nim. Stęknął, kiedy Germanin rzucił mu na brzuch swój pas i sakiewki ze złotem. - Szatnia jest... Atretes zerwał z siebie tunikę i też rzucił ją Teofilowi. Kilkoma susami podbiegł do basenu i skoczył do wody. Wypłynął na środku i strząsnął wodę z włosów. Wydawało się, że jest tu teraz mniej ludzi. Szerokimi wymachami ramion popłynął na koniec basenu. Oparł się dłońmi o krawędź i dźwignął ciało z wody. Wszyscy zastygli bez ruchu i patrzyli, jak zamaszyście kroczy portykiem. Szedł do calidarium. Jak na kogoś, kto nie lubił zwracać na siebie uwagi, z pewnością nieźle wiedział, jak skupić na sobie spojrzenia. Rozbawiony Teofil usiadł na ławce, oparł się plecami o ścianę i czekał. To nie potrwa długo. W calidarium Atretes otworzył flaszkę i nalał sobie oliwy na dłoń. Energicznie wcierał oliwę w całe ciało, pragnąc jak najprędzej opuścić to miejsce. Podszedł do niego jakiś mężczyzna. - Czy chciałbyś, bym wmasował ci oliwę... Słowa zamarły mu na ustach, kiedy Atretes podniósł głowę. Uniósł dłoń w przepraszającym geście i oddalił się pospiesznie. Mrucząc coś pod nosem, Atretes gwałtownymi ruchami zeskrobywał oliwę z ciała i strząsał ją ze strygilidy. Jak tylko skończył, pobiegł do frigidarium i skoczył do zimnej wody. Teofil zobaczył Atretesa kroczącego w jego stronę z ręcznikiem owiniętym ciasno wokół bioder. Germanin wyrwał mu tunikę i ubrał się pospiesznie. - Po wszystkim - oznajmił, biorąc pas. Kiedy był już przepasany, zatknął bezpiecznie sakiewki ze złotem i podrzucił głowę, jakby odprawiając Teofila. - Nie musisz się spieszyć. Wyszedł wielkimi krokami. Teofil roześmiał się, wyszedł na ulicę i zrównał z nim krok. - Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak pragnął uniknąć przyjemności, jaką daje odprężająca kąpiel. - Wracaj do łaźni, Rzymianinie. Trafię do gospody - warknął Atretes, nie zwalniając kroku. - Podobnie jak ty, nie lubię kąpać się przy niewiastach. Pójdę do twierdzy. Zresztą staremu mułowi Mariusza przyda się porządny masaż. Była to aluzja do przezwiska, jakim często określano legionistów ze względu na ilość rzeczy, jakie musieli nosić. Szli brukowaną ulicą. Między wielkie kamienie powkładano mniejsze białe kamyki, które odbijały światło księżyca i wskazywały drogę. - Jak daleko mamy do gór? - spytał ponuro Atretes. - Wszędzie będziemy mieć góry. Nawet droga wzdłuż wybrzeża do Genui nie jest łatwa dla kogoś, kto nie przywykł do ciężkich warunków podróżowania. - Nie skarżyła się. - I nie będzie. Atretes zwrócił uwagę na malowane szyldy wiszące nad niektórymi sklepami. Zobaczył dwa, za którymi się rozglądał. - Odpoczniemy dwa dni, nie jeden. Teofil uniósł odrobinę brwi, ale skinął głową. - Niech będzie. Bez względu na to, jakimi powodami kieruje się Atretes, Rispa potrzebuje odpoczynku. On zaś, Teofil, będzie miał więcej czasu, żeby wypytać w twierdzy, na jakie kłopoty mogą się natknąć w dalszej drodze. Słyszał, że na drodze przez Alpy Graian grasują zbójcy. Może jest jakiś inny bezpieczniejszy szlak. Morzem do Renu albo przez inną przełęcz. Musi to wyjaśnić. - Zostawię cię tutaj - powiedział. - Gospoda jest na końcu ulicy. Nie będę się spieszył. Może da to wam, tobie i Rispie, sposobność, byście zawarli pokój. To, co zdarzyło się tamtej nocy, nęka was oboje. Skończcie z tym raz na zawsze. Oczy Atretesa zwęziły się, kiedy patrzył, jak setnik odchodzi w stronę zachodniej bramy twierdzy. Teofil podszedł do wartownika i wdał się z nim w rozmowę. Atretes wszedł do pokoju i Rispa, siedząca na podłodze i bawiąca się z Kalebem, podniosła na niego zdziwiony wzrok. - Nie traciłeś czasu. - Spojrzała w stronę drzwi za jego plecami. - Gdzie Teofil? Atretesa zalała niespodziewanie fala zazdrości. - Poszedł do łaźni w twierdzy. Rzucił swój płaszcz na łoże i obrzucił ją posępnym spojrzeniem. Kaleb chwycił ją z przodu za tunikę i próbował dźwignąć się na nogi. Na jej twarzy malowało się oszołomienie. Spojrzała pytająco. - Nie zapytam, czy kąpiel sprawiła ci przyjemność. Zbyt krótko z niej korzystałeś. Chwyciła Kaleba, zanim zdążył klapnąć na pupę, i przytrzymała, aż odzyskał równowagę. - Staje się za ciężki, byś go niosła. - Przy dużych odległościach. - Odtąd ja go będę niósł. - To znaczy, że ja będę niosła rzeczy? - Nie - odparł, wcale nie rozbawiony. - Nie dałabyś rady nawet przez milę. - Musisz dodać Kaleba do tego, co już dźwigasz na grzbiecie? - Jesteś słaba. Powiedział to głosem tak zimnym, że gotowa była zapomnieć, iż troszczył się o nią. - Słabsza od ciebie, to prawda, ale nie tak słaba, bym nie mogła nieść tego, co mi przypadło. A przypadł mi Kaleb. - Pocałowała dziecko w szyję, a potem wzięła je na ręce i wstała. - Może nim dotrzemy do twojej ojczyzny, będę równie silna jak Germanki. Kiedy niosła Kaleba do łoża, Atretes zauważył, że jest bosa. Miała stopy brudne i obolałe po wielu dniach marszu. Zauważył też coś innego. - Jak podarłaś sobie tunikę? - Zaplątałam się w dziką różę, kiedy wracałam zeszłej nocy znad strumienia. - Usiadła na łożu, trochę mniej odprężona niż jeszcze przed chwilą. Była brudna i czuła się zaniedbana. I dlaczego ten człowiek tak na nią patrzy? Posadziła sobie Kaleba na kolanach. - Pójdę do łaźni później, kiedy będzie mniej ludzi. - Po moim trupie. - Z przyjemnością - powiedziała. Odpowiedział jej spojrzeniem, w którym nie było ni śladu poczucia humoru. - Atretesie, ja muszę się wykąpać. Kaleb też. Jeśli chcesz, nie zdejmę tuniki. W ten sposób upierze się, kiedy ja się będę myła. Zrozumiał, że Rispa nie ustąpi i spojrzawszy na nią, uznał, że ma z pewnością rację. - Kiedy największy tłum opuści łaźnie? - Większość wyjdzie za parę godzin. Jest tam salka przeznaczona dla karmiących matek. Tam pójdę. - Nie mogłaś powiedzieć wcześniej? - Nie dałeś mi możliwości. Czy mógłbyś usiąść? Zaczynam się niepokoić, kiedy tak się miotasz po pokoju! Przystanął, żeby nalać sobie wina. Serce biło mu przyspieszonym rytmem. Był niespokojny, chociaż nie potrafił powiedzieć dlaczego. Żałował teraz, że Teofil nie wrócił razem z nim. Bez względu na to, jakie uczucia żywił do Rzymianina, w jego towarzystwie mógł chociaż przez chwilę nie myśleć o Rispie. Kiedy był z nią sam na sam, jak teraz, nie mógł zapomnieć o tym, co zrobił w hypogeum. Czy ona też nie potrafi o tym zapomnieć? - Czy Germanie się nie kąpią? Obrócił się i obrzucił ją wrogim spojrzeniem. - Owszem, kąpią się, ale nie wszyscy naraz, kobiety i mężczyźni. Germanie mają poczucie przyzwoitości. Pomyślała, że lepiej zmienić temat. - Jaka była Ania? - Ania? Nie chciała urazić jego uczuć, skoro jednak zadała pochopnie to pytanie, nie ma już wyjścia. - Twoja żona. Powiedziałeś, że nosiła imię Ania