Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

John przywarował za skałami, na wypadek, gdyby byli jeszcze inni dzicy, których nie zauważył. Ciężki Python i tym razem nie sprawił zawodu. Nosił go z powodu niezwykłej celności przy strzałach do oddalonych celów. Zresztą w tej broni nie było zwykłych, seryjnych elementów. Rourke miał sporą praktykę rusznikarza i mógł dopasować lub zamienić każdą część jakiegokolwiek pistoletu. Python był jednym z niewielu rewolwerów skrzynkowych, który nie wymagał ciągłego regulowania. Powszechnie sądzono, że wszelkie zanieczyszczenia obniżają skuteczność jego ognia. Doktor nie podzielał tej opinii. Mocna konstrukcja sprawiała, że był to chyba najlepszy model z serii Magnum 357. Rourke przechowywał w domu nowy, nierdzewny egzemplarz tej broni dla syna. Miał też dla niego Detonics'y. Z niepokojem zastanawiał się, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy Michaela. - John! John! Nic ci nie jest? - wołała Natalia. Minął jeszcze jakiś czas, zanim Rourke zdobył się na odpowiedź. Rozdział XVIII Porucznik O'Neal pełnił swego czasu funkcję oficera rakietowego. Atomowa łódź podwodna Gundersena wystrzeliła podczas Nocy Wojny wszystkie rakiety, jakie miała na pokładzie, wobec czego porucznika przydzielono do grupy desantowej. Ocalał jako jedyny. Teraz, mimo że ranny i wyczerpany walką, dyskutował z towarzyszami broni na temat ich obecnego położenia. - Major Tiemerowna ma rację - poparł Natalię. - Jej wiadomości na temat tych rakiet są teraz na wagę złota, zakładając, że są prawdziwe... - Nasz informator zajmował bardzo wysokie stanowisko - uśmiechnęła się Natalia. - Mieliśmy więc dostęp do największych tajemnic armii USA. - Ma pani zupełną rację. I ja wiem coś na ten temat. Dostarczano nam materiały informacyjne, które pozwalały z grubsza zorientować się w budowie i działaniu tego modelu. No i były jakieś przecieki ze sztabu. Z chwilą, gdy w rakietach zamontowano głowice, rozbrojenie było ryzykowne, właściwie niemożliwe. System ten nazwano nieodwracalnym. Jedyne, co można było zrobić z rakietami, to wystrzelić je. - To idiotyczne! - stwierdził z pasją Rubenstein. - Wielu z nas myślało tak samo, panie Rubenstein. - O'Neal wygodniej usadowił się na swoim miejscu. - Tylko, że nikt nas nie pytał o zdanie. To miało... - O'Neal zerknął niepewnie na stojącą przed nim Natalię - eee... miało na celu zabezpieczenie systemów rakietowych przed sowieckimi agentami - Proszę się nie krępować - zabrzmiał ciepły alt Natalii. - Wobec tego, co zrobimy? - zapytał Paul. Rourke popatrzył na niego. - Ty i O'Neal będziecie bronić naszych pozycji przed Cole'em. Ich jest trzech, a was dwóch, więc nie powinno to być takie trudne. Natalia i ja dwoma śmigłowcami polecimy do łodzi podwodnej. Ściągniemy posiłki. Myślę, że nie zajmie nam to więcej czasu niż dwie godziny, góra trzy. Podejrzewam, że ta banda, którą wystrzelaliśmy, zajmowała się plądrowaniem. Albo może była czymś w rodzaju patrolu. Drzwi bunkra wytrzymają wybuch bomby, więc nie sadzę, żeby mieli zamiar tam wejść. Jeśli nawet to oni zostawili tam ślady palnika, przekonali się, że to nie takie łatwe. W razie gdybym się mylił i rzeczywiście pojawiłby się tutaj jakiś większy oddział, zwiewajcie. Dam ci moją rakietnicę. Na dany sygnał wrócimy, żeby was stąd zabrać. - W śmigłowcach są duże rakietnice. - Tym lepiej. - Rourke spojrzał na Natalię z wdzięcznością. - W każdym razie - ciągnął, podnosząc oparty o drzwi bunkra karabin - zadanie nie powinno być trudne. Ukryjcie się w tych skałach. Jeśli pojawi się Cole, trzymajcie go z dala od bunkra. Jeśli dzikusy, zmywajcie się szybko, a oni już go nie dopuszczą. Potem pomyślimy, jak dostać się do środka. To może być coś dla ciebie - rzucił w stronę Natalii. Dziewczyna roześmiała się. - Co panią tak śmieszy, pani major? - z dwuznacznym uśmiechem spytał O'Neal. - Bawi mnie to, że marynarka Stanów Zjednoczonych będzie pomagać majorowi KGB we włamywaniu się do bunkra rakietowego amerykańskiego lotnictwa. - Faktycznie - powiedział Rubenstein - to śmieszne. Rozdział XIX Ogniska paliły się teraz wysokim płomieniem, a krąg dzikusów stał nieporuszony. - Armitage! - zawołał Cole półgłosem. - Tak, kapitanie. - Jeśli cokolwiek się zdarzy, wpakujesz Tealowi kulę w łeb, a jeszcze lepiej kilka. - Tak jest! Cole znał Armitage od trzech lat. Razem odbyli ćwiczenia w obozie wojskowym w Alabamie. Razem brali udział w grach wojennych, słuchali przemówień. Wspólnie wysadzili w powietrze samochód czarnoskórego reportera telewizyjnego. Wspominając wspólne akcje, Cole spojrzał na płonące na wzgórzu krzyże. Rozbawił go fakt, że to właśnie ich dzicy chcą w ten sposób nastraszyć. - Armitage! - zawołał znowu. - Tak. - Weź Kelsoe'a i zetnijcie trochę gałęzi. My też zrobimy sobie krzyż. Pamiętasz? Armitage przez chwilę nie odpowiadał, jakby starał się coś sobie przypomnieć. Potem jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu