Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Spojrzała w górę; statek zniknął. Nie, nie zniknął: o, tam! Przez chwilę widziała srebrzysty odblask na znacznej wysokości, niemal prosto nad pałacem. Na moment zamigotał jak gwiazdka - i zniknął. Przestała wytężać intensywnie wzrok; jej myśli powróciły z nieba. Uświadomiła sobie ponownie obecność Lorry’ego. Ten triumfował: - Cokolwiek by to jeszcze oznaczało, to jest to, na co czekałem: sposobność do przedstawienia argumentacji, która umożliwi mi zabranie cię do mojego apartamentu już dzisiejszej nocy. Mam wrażenie, że wkrótce odbędzie się posiedzenie Rady. Kathleen głębiej zaczerpnęła powietrza. Dokładnie rozumiała, jak mógłby tego dokonać, przeto nadszedł czas, by skierować do walki wszystkie środki, jakimi dysponowała. Z odrzuconą do tyłu głową i oczyma ciskającymi skry przemówiła wyniośle: - Złożę wniosek o uczestniczenie w posiedzeniu Rady na podstawie tego, iż nawiązałam kontakt mentalny z dowódcą slanów na pokładzie statku. - I spokojnie zakończyła kłamstwo: - Jestem w stanie wyjaśnić pewne zagadnienia zawarte w posłaniu, które zostanie znalezione w kapsule. Myślała z desperacką szybkością. Jakoś zdoła odczytać w ich umysłach treść posłania i z tego będzie mogła skonstruować w miarę logiczną opowieść o tym, co rzekomo powiedział jej dowódca slanów. Gdyby ci slanożercy przyłapali ją na kłamstwie, z ich strony mogą nastąpić jakieś groźne reakcje. Ale przecież musiała spowodować, że Rada nie wyda jej w ręce Jema Lorry’ego. Kiedy weszła do sali posiedzeń Rady, odczuła przedsmak klęski. Obecnych było tylko siedmiu członków Rady, w tym Kier Gray. Popatrzyła na nich po kolei, odczytując, ile się tylko dało, z ich umysłów, i uznała, że nie ma dla niej ratunku. Czterej młodsi mężczyźni byli osobistymi przyjaciółmi Jema Lorry’ego. Szósty, John Petty, cisnął w jej stronę jedno lodowato nienawistne spojrzenie, a potem odwrócił się obojętnie. W końcu jej wzrok spoczął na twarzy Kiera Graya. Przebiegł ją trochę niemiły dreszcz zaskoczenia, gdy ujrzała, że na nią patrzy, uniósłszy nieco brwi, z leciutkim uśmieszkiem na ustach. Pochwycił jej spojrzenie i przerwał ciszę: - A więc nawiązałaś mentalną łączność z dowódcą slanów, czy tak? - Zaśmiał się oschle. - Na razie to pominiemy. Z jego głosu i zachowania wyzierało tyle niedowierzania, tyle wrogości w samym nastawieniu, że poczuła ulgę, gdy zimne spojrzenie dyktatora strzeliło w inną stronę. Mówił dalej, zwracając się do obecnych: - Tak się nieszczęśliwie złożyło, że pięciu członków Rady znajduje się w odległych zakątkach świata. Osobiście nie pochwalam tak znacznego oddalania się od centrali; podróże należy pozostawić podwładnym. Niemniej jednak nie możemy sobie pozwolić na odkładanie na później debaty w tak ważnej sprawie. Jeśli nas siedmiu zgodzi się co do jej rozwiązania, nie będziemy potrzebować ich pomocy. Jeżeli utkniemy w martwym punkcie, czeka nas bardzo wiele rozmów radiotelefonicznych. Przedstawię teraz treść posłania znalezionego w metalowej kapsule zrzuconej przez statek slanów. Twierdzą oni, że istnieje organizacja slanów licząca milion członków rozrzuconych po całym świecie... - Coś mi się widzi - przerwał uszczypliwie Jem Lorry - że szef tajnej policji opuścił się w swojej robocie, pomimo obnoszenia się z nienawiścią do slanów. Petty wyprostował się i cisnął mu zimne spojrzenie. - Może chcesz się ze mną na rok zamienić pracą - rzucił ostro. - Zobaczymy, co ci się uda zrobić. Nie mam nic przeciwko zamianie na ciepłą posadkę sekretarza stanu. Ciszę po ostrych słowach Petty’ego przeciął głos Kiera Graya: - Dajcie mi dokończyć. Dalej piszą, że istnieje nie tylko ten zorganizowany milion, ale także olbrzymia liczba niezrzeszonych męskich i żeńskich slanów, szacowana na ponad dziesięć milionów. Co ty na to, Petty? - Niewątpliwie jest trochę niezorganizowanych slanów - przyznał ostrożnie szef tajnej policji. - Na całym świecie łapiemy miesięcznie około stu, które najwyraźniej nigdy nie należały do żadnej organizacji. Na znacznych obszarach bardziej zacofanych regionów Ziemi nie udaje się wyrobić wśród ludności antypatii do slanów; mówiąc szczerze, są oni akceptowani jako istoty ludzkie. Nie ma wątpliwości, że w niektórych z owych odległych regionów istnieją duże kolonie slanów, szczególnie w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i w Australii. Kolonie takie rzeczywiście znaleziono już wiele lat temu, ale zakładamy, że pewna ich liczba nadal istnieje i że z biegiem lat w znacznym stopniu udoskonaliły metody samoobrony. Jednakże skłonny jestem uznać jakąkolwiek działalność prowadzoną z owych dalekich ośrodków za mało istotną. Nauka i cywilizacja są rozbudowanymi organizmami, opartymi na rozległych podstawach w postaci osiągnięć umysłowych i materialnych setek milionów osobników. Tamte slany w chwili, gdy wycofały się do odległych rejonów Ziemi, same skazały się na porażkę, ponieważ są odcięte od książek i od kontaktów z cywilizowanymi umysłami, które stanowią jedyną możliwą odskocznię do dalszego rozwoju